Выбрать главу

W ciszy, jaka rozciągała się pomiędzy nimi, Evan popatrzył na niego z zadumą. Roland poczuł, że się oblewa rumieńcem, niespodziewanie bardzo silnie uświadomił sobie, że Evan ubrany jest jedynie w dżinsy. Złota, gładka skóra na klatce piersiowej i brzuchu Adepta opinała muskuły bez grama tłuszczu. Dłoń Rolanda powoli wyciągnęła się w jej stronę.

Och, nie! Tylko jeszcze nie to. Nie dzisiejszego ranka. Przywołując resztki wcześniejszego rozdrażnienia, Roland wysiłkiem woli opuścił rękę, zwilżył wargi i spytał krótko:

– Jadłeś już śniadanie?

W czasie, jaki Evanowi zajęła odpowiedź, Roland zdał sobie sprawę, że gdyby Adept nalegał, nie potrafiłby się oprzeć i załamałaby się jego orientacja seksualna. Nie był pewien swych odczuć, gdy Evan odwrócił się do stołu i z dumą wskazał na toster.

– Zrobiłem grzanki.

Zabrzmiało to tak podobnie do słów Rebeki, że Roland pozwolił sobie na odprężenie.

– Dobra, włóż coś na siebie i napijemy się kawy przed wyjściem.

– To miło. – Evan skinął głową i wszedł do wnęki sypialnej.

Roland śledził poczynania Evana dzięki cichej muzyce srebrnych bransolet. Zastanawiał się, czy Adept zdejmuje je do spania. Dlaczego się nad tym zastanawiasz… Przestań! zganił siebie. Zaczynasz mieć wyjątkowo brudne myśli.

Z ubranym Evanem znacznie łatwiej sobie radził. Zebrali rysunki i opuścili mieszkanie. Tom wyślizgnął się w chwili, gdy mieli zamknąć drzwi.

– Więc gdzie zaczniemy? – spytał Roland, kiedy we troje szli korytarzem.

– Na górze – powiedział Evan. – Ciemność zarzuca Światłości łatwość odgadnięcia jej posunięć, lecz postępowanie jej samej jest przewidywalne dokładnie w takim samym stopniu. Poza tym, czy nie chciałbyś mieszkać w najlepszych warunkach, gdybyś tylko mógł?

– Ty nie chcesz – zauważył Roland, niemal potykając się o Toma, który nagle wyskoczył naprzód i zbiegł po schodach.

– Nie słyszałeś, że za przyjaźń można kupić lepsze łóżko niż za pieniądze?

– Brzmi to jak cytat z ciastka z wróżbą.

– Zastanawiałeś się kiedyś, skąd pochodzą ciasteczka z wróżbą?

– Daj spokój.

– Mówię serio, to nasz drugi produkt pod względem wielkości eksportu.

– Wiem, że będę tego żałował… – Wyszli na słońce i Roland zmrużył oczy, spoglądając na swego towarzysza. – A jaki jest pierwszy?

– Jasne piwo.

Roland przewrócił oczami.

– Rozumiesz? Jasne piwo. Jasność… – Evan westchnął. – Popracuję jeszcze nad tym.

– Czy jest pani pewna, że go pani nie widziała?

Kobieta w recepcji hotelu King George potrząsnęła głową. – Nie, ja…

– Pomyśl dobrze, Sheilo – wtrącił się Evan, mówiąc głosem, który miał zachęcać do zwierzeń. – To ważniejsze, niż ci się wydaje.

Roland zdziwił się, skąd Evan znał jej imię, ale dostrzegł mosiężną plakietkę przypiętą do bluzy kobiety. Punkt przewagi dla rzeczywistości, pomyślał.

Recepcjonistka znów przyjrzała się rysunkowi, ściągając zębami bladą szminkę z dolnej wargi.

– Nie, jestem pewna, że zapamiętałabym go, gdybym go widziała.

– Do licha – zaklął Roland pod nosem. – Już siódmy raz. – Dokładnie rzecz biorąc, nie zaczęli od samej góry – mianowicie od King George – istniało bowiem wiele gorszych hoteli pomiędzy nim i mieszkaniem Rebeki. Na początku Roland przypuszczał, że mogą mieć trochę kłopotów z namówieniem pracowników hotelu do współpracy, zważywszy, iż nie mieli żadnego oficjalnego powodu do wypytywania, lecz obecność Evana zdawała się skłaniać każdego – od kierownika do sprzątaczki – do udzielania im pomocy. I w każdym dotychczas odwiedzonym hotelu znajdował się ktoś – mężczyzna, kobieta, młody, stary, bez znaczenia – kto podsuwał Adeptowi numer prywatnego telefonu i poufnym szeptem informował, że może później przypomni sobie więcej.

– Ale widzisz – dokończyła Sheila, oddając Evanowi kartkę papieru i uśmiechając się nieśmiało – przez ostatnie dwa tygodnie byłam na urlopie. Pozwólcie, że spytam kogoś innego.

– Dziękuję.

Na widok wdzięczności Evana oczy jej zwilgotniały i Roland musiał ugryźć się w język, żeby nie powiedzieć czegoś zgryźliwego, kiedy kobieta weszła do biura. Żywił szczerą nadzieję, że on sam nie wygląda tak sentymentalnie, kiedy Evan się do niego uśmiecha. Poważne podejrzenia, że tak było, nie poprawiły mu nastroju.

Chłopiec hotelowy niezauważenie oddalił się od marmurowego kontuaru i udał się w stronę windy. Pan Afotyk z przyjemnością dowie się, że ktoś go szuka. Pewno będzie wystarczająco wdzięczny, aby dać mu kolejną porcję. A następna porcja, chłopcu hotelowemu zabłysły blade oczy, starczy mu na kilka kolejnych dni odlotu.

– Jack. – Policjantka Patton trąciła łokciem swego kolegę. – Tych dwóch przy recepcji.

– To oni – rzekł mężczyzna. – Opis zgadza się co do joty.

Ruszyli w ich stronę.

– Evan.

Evan podniósł wzrok. Dotychczas śledził wzory na marmurze, głaszcząc opuszkami palców chłodny kamień.

– Wydaje mi się, że mamy kłopoty. – Zbyt wielu policjantów przez zbyt wiele lat spędzonych na ulicy, podchodziło do Rolanda, aby muzyk nie potrafił się zorientować, kiedy przedstawiciele prawa zmierzają wyraźnie ku niemu. Mężczyzna i kobieta, którzy się zbliżali, nie sprawiali wrażenia rozgniewanych, niemniej nie wyglądali również na zadowolonych.

– Czy możemy z panami zamienić kilka słów? – Nie było to zupełnie pytanie. Nie było to także polecenie.

Evan wdzięcznie skinął głową.

– Oczywiście.

Czując się zaszczycona, policjantka odprowadziła ich do cichego kąta. Mieli zaledwie ośmiogodzinną przerwę w służbie, zaczynali właśnie podwójną służbę z powodu tego cholernego wirusa grypowego, a Patton nie miała chęci słuchać pobłażliwych uwag jakiegoś długowłosego rozrabiaki bez względu na to, jak był ładny. Fakt, że zauważyła jego urodę oraz to, że pod wpływem spojrzenia tych szarych, burzliwych oczu serce zaczęło jej tańczyć, rozzłościł ją jeszcze bardziej.

– W Ramadzie powiedziano nam, że pokazujecie pewien rysunek. Zobaczmy go.

Roland pomyślał o reakcji, jaką prawdopodobnie by wywołał, pytając o nakaz, więc postanowił się nie odzywać i patrzył w milczeniu, jak Evan podaje rysunek.

Posterunkowy Brooks otworzył teczkę z aktami osobowymi, jaką miał ze sobą, i dwoje policjantów porównało rysunek złożony na podstawie zeznań świadków z tym nowym.

– Zgodny w dziewięćdziesięciu procentach – szepnął.

– Skąd go macie? – spytała Patton, wymachując rysunkiem.

– Narysowałem go – odpowiedział potulnie Evan.

– Ty mi nie podskakuj, gnojku – warknęła policjantka. – Ten mężczyzna jest podejrzany o morderstwo i jeśli ukrywasz jakieś informacje, trafisz za kratki tak szybko, że ci się włosy zakręcą w loczki.

Roland nie był pewny, czy Evan jest zdolny do kłamstwa, lecz sądził, że nie jest to najlepsza pora, żeby się o tym dowiedzieć.

– Dostaliśmy je z tego samego źródła co wy – oznajmił szybko. Ku jego uldze Evan milczał.

Brwi posterunkowego Brooksa uniosły się. – Ta starsza pani… – zaczął i przerwał, gdy Patton posłała mu nieprzychylne spojrzenie.

Starsza pani?, powtórzył w duchu Roland. Starsza…