Tak więc oto: przebudzenie jako zlepek substancji i odcieni: posuwanie się i cofanie wzdłuż skali miękkości/ciemności, gładkości/cienia, śliskości/jasności: wszystko inne zmieniło swoje miejsce i zostało przełożone na to: kolory, dźwięki i równowaga stanowiły funkcję tych dwóch rzeczy.
Przybliżenie się do twardego i bardzo jasnego. Odjazd do miękkiego i czarnego…
— Czy mnie słyszysz, Fred? — Mroczny aksamit.
— Tak — moje lśniące łuski.
— Lepiej, lepiej, lepiej…
— Co /kto?
— Bliżej, bliżej, żeby ani jeden dźwięk nie zdradził…
— Tutaj?
— Już lepiej, to tłumi poziom subwokalny…
— Nie rozumiem.
— Później. Jedna rzecz, trzeba powiedzieć: Artykuł 7224, część C. Powtórz.
— Artykuł 7224, część C. Dlaczego?
— Jeśli zechcą cię zabrać, a zechcą, powiedz to. Ale nie dlaczego. Pamiętaj.
— Tak, ale…
— Później…
Zlepek substancji i odcieni: jasno, jaśniej, gładko, gładziej. Twardo. Wyraźnie.
Leżę w uprzęży podczas Okresu Przebudzenia Numer Jeden.
— Jak się teraz czujesz? — spytał Ragma.
— Jestem zmęczony, słaby, nadal spragniony.
— To zrozumiałe. Proszę, wypij to.
— Dzięki. Powiedz, co się stało. Dostałem?
— Tak, dwa razy. Dość powierzchownie. Naprawiliśmy uszkodzenia. Zagoi się w ciągu kilku godzin.
— Godzin? Ile ich upłynęło od startu?
— Około trzech. Kiedy upadłeś, wniosłem cię na pokład. Wystartowaliśmy zostawiając za sobą atakujących, kontynent i planetę. Znajdujemy się teraz na orbicie wokół twego świata, ale wkrótce ją opuścimy.
— Musisz być silniejszy, niż wyglądasz, skoro mnie podniosłeś.
— Najwyraźniej.
— Dokąd zamierzacie mnie zabrać?
— Na inną planetę — bardzo podobną do twojej. Jej nazwa nic ci nie powie.
— Dlaczego?
— Ze względów bezpieczeństwa i dlatego, że to konieczne. Wydaje się, że możesz dostarczyć informacji bardzo mogącej się przydać w śledztwie, z którym jesteśmy związani. Chcemy uzyskać tę informację, ale są też inni, którzy chcieliby tego samego. Przez nich znalazłbyś się w niebezpieczeństwie na własnej planecie. Tak więc w celu zapewnienia ci bezpieczeństwa oraz kontynuowania śledztwa najprostszą rzeczą jest cię stąd zabrać.
— Pytajcie. Nie jestem niewdzięczny za ratunek. Co chcecie wiedzieć? Jeśli jednak chodzi o to samo, czego chcieli się dowiedzieć Zeemeister i Buckler, obawiam się, że nie potrafię wam pomóc.
— Działamy mając to na uwadze. Sądzimy jednak, że informacja, którą chcemy od ciebie uzyskać, istnieje na poziomie podświadomości. Najlepszym sposobem wydobycia czegoś takiego na powierzchnię jest skorzystanie z usług dobrego analityka telepatycznego. W miejscu, do którego się wybieramy, jest ich wielu.
— Jak długo tam będziemy?
— Pozostaniesz tam, dopóki nie zakończymy śledztwa.
— A jak długo będzie to trwało?
Westchnął i potrząsnął głową.
— W tej chwili nie można powiedzieć.
Poczułem muśnięcie miękkiej czerni jak dotknięcie ogona przechodzącego kota. Jeszcze nie! Nie… Nie mogłem pozwolić im tak mnie zabrać na nieokreślony urlop od wszystkiego, co znałem. W tej właśnie chwili zaznałem irytacji właściwej momentowi śmierci — nie pozałatwiane sprawy, te wszystkie drobiazgi, które trzeba dokończyć przed odejściem: napisać list, zapłacić rachunki, skończyć książkę z nocnego stolika… Jeśli wypadnę ze studiów w tym punkcie semestru, załatwi mnie to akademicko i finansowo — i kto uwierzy w moje wyjaśnienia? Nie. Musiałem ich powstrzymać. Lecz odcienie od gładkości do miękkości znów się nasilały. Musiałem się pośpieszyć.
— Przykro mi — udało mi się wydobyć z siebie — ale to niemożliwe. Nie mogę z wami…
— Obawiam się, że musisz. To absolutnie konieczne — rzekł.
— Nie — powiedziałem wpadając w panikę, walcząc z zapadnięciem w mrok, dopóki tego nie załatwię. — Nie… nie możecie.
— Sądzę, że w twoim własnym prawoznawstwie istnieje podobne pojęcie. Nazywa się to „areszt zapobiegawczy”.
— A co z Artykułem 7224, część C? — wypaliłem czując, że zaczynam bełkotać i że zamykają mi się oczy.
— Co powiedziałeś?
— Słyszałeś — pamiętam, że wymruczałem. — Siedem… dwa… dwa… cztery. Część… C… Dratego…
A potem znów nic.
Cykle świadomości przynosiły mnie z powrotem ku samej świadomości lub na bardzo małą od niej odległość kilka razy, zanim trafiłem na stan przypominający pełne czuwanie i wypełniłem go obserwowaniem Kalifornii. Stopniowo zacząłem zdawać sobie sprawę z toczącej się obok mnie sprzeczki, chwytając jej treść w oderwany, akademicki sposób. Rozgniewało ich coś, co powiedziałem. Ach, tak…
Artykuł 7224, część C. Doszedłem do wniosku, że miało to coś do czynienia z zabieraniem inteligentnych istot z ich rodzimych planet bez ich zgody. Artykuł był częścią układu galaktycznego, który podpisały światy moich wybawicieli i który stanowił jakby międzygwiezdną konstytucję.
Obecna sytuacja była jednak na tyle niejasna, że powstała kwestia sporna, jako że istniała także klauzula pozwalająca na wywóz bez zgody w wielu szczególnych przypadkach takich jak kwarantanna w celu ochrony gatunku, niewojskowy odwet za naruszenie pewnych innych postanowień układu, jakieś nieokreślone zagrożenie dla „międzygwiezdnego bezpieczeństwa” i jeszcze kilku podobnych, z których wszystkie moi wybawiciele bardzo szczegółowo i kilkakrotnie omawiali. Najwyraźniej poruszyłem delikatny temat, szczególnie w świetle ich niedawnego pierwszego kontaktu z Ziemią. Ragma upierał się, że jeśli wybiorą jeden z wyjątków jako podstawę i wywiozą mnie na tej podstawie, to ich wydział prawny udzieli im poparcia. Jeśli kiedykolwiek doszłoby do wyroku anulującego konieczność powołania się na wyjątkowość sytuacji, miał wrażenie, że on i Charv nie zostaną obarczeni odpowiedzialnością za ich interpretację prawa, jako że są agentami terenowymi, a nie wyszkolonymi prawnikami. Charv tymczasem utrzymywał, że jest oczywiste, iż żaden z wyjątków nie tu zastosowania i że ich czyn będzie jeszcze bardziej oczywisty. Lepiej już, żeby zatrudniony przez nich telepata zaszczepił mi w mózgu pragnienie współpracy. Był przekonany, że istnieje kilku analityków, których można by przekonać do rozwiązania problemu w ten sposób. To jednak rozzłościło Ragmę. W świetle innej klauzuli byłoby to wyraźne pogwałcenie moich praw oraz ukrycie dowodów pogwałcenia tej klauzuli. On nie będzie w tym brał udziału. Jeśli mają mnie wywieźć, on żąda obrony innej niż zatajenie. Znów więc zrobili przegląd wyjątków, zastanawiając się nad każdym słowem, pozwalając im ze sobą rozmawiać, przypominając sobie minione sprawy, co przywodziło mi na myśl jezuitów, znawców Talmudu, redaktorów słownika czy wyznawców Nowej Krytyki. Nadal orbitowaliśmy nad Ziemią.
Dopiero znacznie później Charv przerwał dyskusję pytaniem, które dręczyło mnie cały czas: — A w ogóle to gdzie on się dowiedział o Artykule 7224?
Podeszli do uprzęży, zasłaniając mi widok burzowych turbulencji u wybrzeży przylądka Hatteras. Widząc, że mam otwarte oczy, zaczęli kiwać głowami i gestykulować, co pewnie według nich miało być pantomimą dobrej woli i troski.