Выбрать главу

— Przez to, że nic mnie nie obchodzi? Ależ nic podobnego.

— Oczywiście, że cię obchodzi, oczywiście! Ale to kwestia stylu, świadomości wyboru…

— Dobra — powiedziałem. — Uwaga przyjęta we właściwym duchu. Teraz…

—…a to robi z nas bratnie dusze — ciągnął. — Jestem dokładnie taki sam.

— Oczywiście. Cały czas to wiedziałem. A jeśli chodzi o wydostanie mnie stąd…

— W kuchni jest tylne wyjście — powiedział. — W ciągu dnia podaje się tu posiłki. Wyjdziemy tamtędy. Barman to mój znajomy. Nie ma sprawy. Potem zaprowadzę cię okrężną drogą do mojego mieszkania. Powinna się tam teraz odbywać impreza. Baw się, ile zechcesz, i prześpij się w jakimś ciepłym kącie.

— Brzmi zachęcająco, szczególnie ten kąt. Dzięki.

Skończyliśmy drinki, a Merimee włożył damy do kieszeni. Poszedł porozmawiać z barmanem. Zobaczyłem, jak ten kiwa głową. Potem Merimee odwrócił się i oczyma pokazał tył sali. Spotkałem się z nim przy drzwiach prowadzących do kuchni. Przeprowadził m-nie przez kuchnię i wyszliśmy tylnymi drzwiami na boczną uliczkę. Podniosłem kołnierz dla ochrony przed nieustającą mżawką i poszedłem za nim na prawo. Przy następnej przecznicy skręciliśmy w lewo, przeszliśmy obok ciemnych sylwetek pojemników na śmieci, wpadliśmy w kałużę wielkości jeziora, gdzie zmoczyłem skarpetki, i wyszliśmy w połowie następnego kwartału.

Trzy czy cztery przecznice i dwa razy tyle minut później wchodziłem za nim po schodach do mieszkania. Wilgoć powodowała stęchły zapach, a schody trzeszczały nam pod nogami. Wchodząc usłyszałem stłumione dźwięki muzyki zmieszane z głosami i śmiechem…”

Kierując się tymi odgłosami dotarliśmy w końcu do jego drzwi. Weszliśmy, Merimee przedstawił mnie dobrym kilkunastu osobom, a ja zdjąłem płaszcz. Znalazłem jakąś szklaneczkę, lód i rozcieńczalnik i zaniosłem wszystko do fotela. Usiadłem, żeby porozmawiać, popatrzeć i mieć nadzieję, że rozbawienie jest zaraźliwe, zapijając się jednocześnie w wielką pustkę, która gdzieś na mnie czekała.

Oczywiście w końcu ją znalazłem, ale przedtem impreza weszła w stadium ostatecznego rozkładu. Wszyscy obecni zmierzali różnymi ścieżkami w tym samym kierunku, a i ja czułem, że robię podobnie. Poprzez opary, dźwięki, wódę wszystko wydawało się normalne, na miejscu i niezwykle kolorowe, nawet ponowne wejście Merimeego, odzianego jedynie w girlandę z liści laurowych i siedzącego na szarym osiołku, który zadomowił się w jednym z tylnych pokoi. Przed nim szedł szeroko uśmiechnięty karzeł z parą czyneli. Przez chwilę wydawało się, że nikt nic nie zauważył. Procesja zatrzymała się przede mną.

— Fred?

— Tak?

— Nim zapomnę: gdybyś zaspał i mnie już nie było, to bekon jest w lodówce w dolnej szufladzie po prawej, a chleb trzymam w kredensie po lewej. Jajka są na widoku. Poczęstuj się.

— Dzięki, będę pamiętał.

— I jeszcze jedno…

Pochylił się do przodu i ściszył glos.

— Dużo rozmyślałem — powiedział.

— Tak?

— O tych kłopotach, w jakich się znalazłeś.

— No i?

— Nie bardzo wiem, jak to powiedzieć… Ale… Czy sądzisz, że możesz zostać zabity?

— Niestety tak.

— No cóż — ale tylko jeśli sprawa stanie się bardzo pilna, pamiętaj — mam kilku niezbyt prawomyślnych znajomych. Jeśli… Jeśli dla twojego własnego dobra stanie się konieczne, żeby jakiś osobnik zszedł z tego świata przed tobą, chciałbym, żebyś zapamiętał mój numer telefonu. Zadzwoń, jeżeli będziesz musiał, opisz tego osobnika i wspomnij, gdzie można go znaleźć. Paru ludzi jest mi winnych kilka przysług. To może być jedna z nich.

Ja… ja naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Oczywiście dziękuję. Mam nadzieję, że nie będę musiał wziąć cię za słowo. Nigdy nie spodziewałem się…

Chociaż tyle mogę zrobić dla ochrony inwestycji twego wuja Alberta.

— Wiedziałeś o wuju Albercie? O jego testamencie? Nigdy nie wspominałeś…

— Że o nim wiedziałem? Al i ja byliśmy kumplami na Sorbonie. Latem sprzedawaliśmy broń do Afryki i na wschód. Ja straciłem swoje pieniądze, ale on oszczędzał i zarobił jeszcze więcej. Trochę poeta, trochę łajdak. Wydaje się, że to twoja cecha rodzinna. Wszyscy jesteście klasycznymi, szalonymi Irlandczykami. O, tak, znałem Ala.

— Dlaczego nigdy przedtem nie wspomniałeś o tym?

— Pomyślałbyś, że wykorzystuję tę znajomość, aby zmusić cię do zrobienia dyplomu. Takie wtrącanie się do twoich decyzji nie byłoby uczciwe. Teraz jednak twoje obecne problemy zwalniają mnie z powściągliwości.

— Ale…

Dosyć! Niech nastanie czas zabawy!

Karzeł z rozmachem uderzył w czynele, a Merimee; wyciągnął rękę. Ktoś wetknął w nią butelkę wina. Odrzucił głowę w tył i pociągnął potężny łyk. Osiołek zaczął brykać. Dziewczyna zaspanych oczach siedząca obok wiszących paciorków zerwała się nagle na nogi, szarpiąc się za włosy i guziki przy bluzce i — cały czas wołając: — Evoe! Evoe!

— To i na razie, Fred.

— Zdrowie.

A przy najmniej tak to mniej więcej pamiętam. Do tego czasu zapomnienie podkradło się znacznie bliżej, prawie siedziało mi na kwarku. Odchyliłem się i pozwoliłem mu działać.

Sen, który rozprostowuje zmięte szaty troski, odnalazł mnie później w owym miejscu rozkładu, gdzie ludzie po kolei odchodzą. Udało mi się dotrzeć do materaca w rogu, rozciągnąłem się na nim i powiedziałem sufitowi dobranoc.

A potem.

Gdy woda parowała w umywalce, na twarzy miałem pianę, w ręku żyletkę Merimeego, a siebie w lustrze, opary się rozwiały i zobaczyłem górę Fuji. (Następnego zdania nie rozumiem) Z tego miejsca, skulone w samym środku mojej najświeższej mrocznej przestrzeni, tkwiło to, czego szukałem, uwolnione przez właśnie zaistniały tajemny czynnik:

CZY MNIE SŁYSZYSZ, FRED? DOBRZE. JEDNOSTKA JEST WŁAŚCIWIE ZAPROGRAMOWANA. NASZE CELE ZOSTANĄ ZREALIZOWANE. TERAZ BĘDZIE KONIECZNA JEDYNIE POJEDYNCZA TRANSFORMACJA. PRZEJŚCIE PRZEZ MOBILATOR N-OSIOWEGO ZESTAWU ODWRACAJĄCEGO. POTWIERDZAM. SIEBIE SAMEGO. SIEBIE SAMEGO. ZASADNICZA TRANSFORMACJA ODWRÓCENIE, OCZYWIŚCIE. KONIECZNE. PRZYWRÓCI WŁAŚCIWY PORZĄDEK. WŁAŚNIE. NIE BARDZIEJ NIŻ WIELE INNYCH RZECZY, KTÓRE CODZIENNIE ROBISZ. MOJE ZAPEWNIENIE JA XXXXXXXxxxxx X X X JA-X X! ui x x x x x x x x x x x x x X X X X X X X X X X X X: JAX X XSPEICUS PE4CUSPEICUS PEICUSPEICUS X X X X X X X X X PEICX X XUSPEI c, X X X X X X X XJA-X X X X X X X X X X X CZY MNIE SŁYSZYSZ, FRED? CZY MNIE SŁYSZYSZ, FRED? ZROBISZ TO? TAK W ŻADNYM WYPADKU WIĘCEJ BRAKUJE MI ALGEBRAICZNEGO ROZWIĄZANIA OGÓLNEGO RÓWNANIA PIĄTEGO STOPNIA. BYŁOBY TO NIEBEZPIECZNE DLA TWEGO ZDROWIA. ŚMIERTELNIE. KONIECZNE. PRZYWRÓCI WŁAŚCIWY PORZĄDEK. O TAKX X X X X x xtakx xtak taktaktak taktaktak taktaktak x x x x x xtak A ZATEM zrobisz to? PROSZĘ O WYJAŚNIENIE NIE BĘDZIESZ ŻAŁOWAŁ JAK NAJSZYBCIEJ. A ZATEM TO WSZYSTKO O O O O O O O O O  O O O O O O O O O O O  O O O O O O O O O O O  O O O O O O O O O OO O O O O O O O O O O O O O O O O O O O O O TAK. JAKIE SĄ NASZE CELE? JAKA TRANSFORMACJA? MASZ NA MYŚLI ŚRODKOWY ELEMENT MASZYNY Z RHENNIUSA? CO CHCESZ ŻEBYM PRZEZ NIEGO PRZEPUŚCIŁ?? SIEBIE SAMEGO? DLACZEGO? JAKIEGO RODZAJU? A PO CO ODWRACAĆ? PRZEZ ODWRÓCENIE MNIE? CZY MOŻE TO BYĆ NIEBEZPIECZNE DLA MEGO ZDROWIA? JAKĄ MAM GWARANCJĘ O ILE DOBRZE PAMIĘTAM. JESTEŚ ZAPISEM NIEWAŻNE. SŁUCHAM CIĘ. JEDEN RAZ PRZEZ TOTO?, DLACZEGO? CO BY SIĘ STAŁO. GDYBYM POWTÓRZYŁ? POWIEDZ TO W PROSTYCH SŁOWACH. JAK NIEBEZPIECZNE? CHYBA MI SIĘ, NIE PODOBA TEN POMYSŁ. MASZ PEWNOŚĆ, ŻE W EFEKCIE SPRAWY SIĘ WYJAŚNIĄ, ŻE WPROWADZI TO JAKIŚ ŁAD DO OBECNEJ NIEJASNEJ SYTUACJI? CIESZĘ SIĘ Z TWOJEJ PEWNOŚCI. JEST TO WYSTARCZAJĄCO DZIWACZNE, ŻEBY KLAMKA ZAPADŁA. TAK. POTWIERDZAM. ZROBIĘ. MIEJMY NADZIEJĘ KIEDY MAM SIĘ DO TEGO ZABRAĆ? DOBRZE ZNAJDĘ JAKIŚ SPOSÓB, ŻEBY SIĘ ZNÓW TAM DOSTAĆ