Выбрать главу

— A więc za tym wszystkim stała grupka pomyleńców. To nawet wyjaśnia pewien toast, który podsłuchałem w moim mieszkaniu. Niewątpliwie czekali, żeby mnie wypytać i dowiedzieć się, skąd go mają ponownie ukraść.

— Tak. Szukali cię. Ale my mamy ich na oku. Właściwie są bardziej kłopotliwi niż groźni i gdybyśmy zostawili ich w spokoju, mogliby nam nawet pomóc zlokalizować kamień. To chyba wystarcza do zrównoważenia wiążących się z tym niedogodności. — Co by się stało, gdyby wszystko poszło zgodnie z ich planem?

— Gdyby im się udało, Ziemia zostałaby wykluczona z łańcucha wymiany i prawdopodobnie znalazłaby się na czarnej liście handlu, turystyki oraz wymiany kulturalnej i naukowej. Poważnie by to także zmniejszyło wasze szansę zaproszenia do przyłączenia się do naszej formalnej konfederacji będącej organizacją z grubsza odpowiadającą waszym Narodom Zjednoczonym.

— I ktoś tak inteligentny jak Paul tego nie rozumie? Zastanawiam się, czy rzeczywiście jesteśmy gotowi do czegoś na taką skalę.

— Och, teraz już rozumie. To on podał nam wszystkie te szczegóły. Nie osądzaj go zbyt surowo. Intelekt rzadko ma wpływ na uczucia.

— A co właściwie się z nim stało? Słyszałem, że został zabity.

— Został zaatakowany i poważnie poturbowany, ale policja zjawiła się na scenie w chwili, gdy jego napastnicy się oddalali. Policjanci mieli wyposażenie medyczne do pierwszej pomocy i natychmiast umieścili go w zakładzie, w którym przeszedł udane transplantacje kilku narządów. Następnie skontaktował się z władzami i wszystko im opowiedział. Na tę decyzję wpłynął fakt, że napastnicy byli poprzednio jego wspólnikami.

— Zeemeister i Buckler — powiedziałem — nie sprawili na mnie wrażenia ludzi, których uczucia mają wpływ na intelekt.

— To prawda. Zasadniczo to chuligani. Do niedawna ich główna działalność polegała na dostarczaniu i przemycie narządów. Przedtem robili wiele innych nielegalnych rzeczy, ale wydaje się, że ostatnio narządy dobrze im szły. Byli wplątani w kradzież gwiezdnego kamienia z przyczyn raczej finansowych niż ideowych. Żaden z innych członków spisku nie był kryminalistą w zawodowym znaczeniu tego słowa. Dlatego wynajęli Zeemeistera — żeby im zaplanował kradzież. Jednak jego ostateczna wersja planu przewidywała wytrych na bociany…

— Wystrychnięcie na dudka — podpowiedziałem zapalając mu jeszcze jednego papierosa.

— No właśnie. Zamierzał gdzieś po drodze przywłaszczyć kamień sobie i zwrócić go władzom w zamian za pieniądze i obietnicę nietykalności.

— Gdyby do tego doszło, to jaki miałoby to wpływ na szansę naszego członkostwa w konfederacji?

— Nie byłoby to tak szkodliwe jak posłużenie się kamieniem w celu odzyskania Klejnotów koronnych — odparł. — Jak długo jesteście gotowi do przekazania go we właściwym czasie dalej, rozwiązanie wszelkich problemów związanych z jego utrzymaniem należy do was.

— Jaką więc naprawdę rolę odgrywasz w tej całej sprawie?

— Nie lubię traktować życia tak rygorystycznie — odparł Ragma. — Jesteście nowi w tej grze i chcę dopilnować, żebyście dostali wszelkie możliwe fory. Chciałbym, żeby kamień został odzyskany, a cała sprawa poszła w niepamięć.

— Ładnie z twojej strony — powiedziałem — więc spróbuję zachowywać się rozsądnie. Rozumiem, że Paul zatrzymał oryginał i że powiedział ci, iż podczas pewnego karcianego wieczoru w jego laboratorium przeszedł on w nasze posiadanie.

— Tak.

— A zatem możliwe, a nawet prawdopodobne, że Hal i ja mieliśmy go przez pewien czas w naszym mieszkaniu. Potem kamień zniknął.

— Na to by wyglądało.

— Co więc według ciebie miałbym robić, gdybym przyjął tę pracę?

— Przede wszystkim, ponieważ nie chcesz opuścić swego świata w celu poddania się analizie telepatycznej i ponieważ nie aprobujesz kwalifikacji Sibli, chciałbym, żebyś się zgodził na badanie przez specjalnie sprowadzonego przeze mnie na Ziemię przeszkolonego specjalistę.

— Nadal więc sądzisz, że wskazówka jest gdzieś ukryta w moim umyśle?

— Musimy przyjąć taką możliwość, prawda?

— Tak. Chyba musimy. A co z Halem? Może on też coś ukrywa na jakimś głębokim poziomie?

— Istnieje taka możliwość, chociaż jestem skłonny wierzyć jego zapewnieniom, że kamienia nie zabierał. Jednak właśnie niedawno przekazał panu Nadlerowi zgodę na zastosowanie względem siebie każdej odpowiedniej techniki badania umysłu.

— W takim razie ja też się zgadzam. Sprowadź swego analityka. Tylko żeby znał się na robocie i nie miał możliwości przetrzymania mnie na innym świecie.

— W porządku, a zatem załatwione. Czy to znaczy, że przyjmujesz pracę?

— Czemu nie? Równie dobrze mogę za to brać pieniądze — szczególnie, jeśli czeki będą przychodziły od ludzi, którzy zlikwidowali moje dotychczasowe środki utrzymania.

— Na razie więc zostaniemy przy tym. Będę potrzebował kilku dni na przetransportowanie analityka, którego wyszukałem. Pan Nadler ma dla ciebie do podpisu kilka formularzy, a ja tymczasem rozstawię sprzęt, który przynieśliśmy.

— Co to za aparatura?

— Noga ładnie ci się wygoiła, prawda?

— Tak.

— Jestem gotów zrobić to samo z twoją raną na piersi. Powinieneś móc opuścić szpital dziś wieczorem.

— To byłoby znakomicie. A co potem?

— Potem wystarczy, jeśli przez kilka dni będziesz unikał kłopotów. Można to osiągnąć albo gdzieś cię zamykając, albo trzymając nad tobą rozsądny nadzór z zastrzeżeniem, że będziesz się starał unikać kłopotliwych sytuacji. Zakładam, że wolisz to drugie.

— Zakładasz słusznie.

— Więc wypełnij dokumenty. Rozgrzeję sprzęt i niedługo cię uśpię.

Co też się stało.

Później, kiedy szykowali się do wyjścia — pochowali już cały sprzęt medyczny i formularze, Nadler włożył ciemne okulary, a Ragma swoje szelki — Ragma odwrócił się do mnie i prawie za bardzo od niechcenia powiedział: — A tak przy okazji, skoro doszliśmy do pewnego porozumienia, to czy nie zechciałbyś mi powiedzieć, dlaczego dokonałeś samoodwrócenia?

I chciałem to zrobić. Wydawało się, że skoro poniekąd siedzimy już w tym razem, nie ma powodu ukrywania tego aspektu sprawy. Stwierdziłem, że właściwie mogę mu powiedzieć.

Otworzyłem usta, ale słowa nie ułożyły mi się właściwie. Poczułem drobny ucisk w gardle, pewne nabrzmienie podstawy języka i odruchowe napięcie niektórych mięśni twarzy, a ja sam nieznacznie się uśmiechnąłem, lekko skinąłem głową i powiedziałem: — Wolałbym się zająć tym później, dobrze? Powiedzmy jutro czy pojutrze?

— W porządku — odparł. — Nie ma pośpiechu. Kiedy nadejdzie czas, możemy odwrócić odwrócenie. Teraz odpoczywaj, zjedz wszystko, co ci podadzą, i sprawdzaj, jak się czujesz. Pan Nadler i ja skontaktujemy się z tobą jeszcze w tym tygodniu. Do widzenia.

— Na razie.

— Do zobaczenia — odezwał się Nadler.

Zostawili drzwi lekko uchylone. Ani przez chwilę nie wątpiłem, że nadal nie wiem wszystkiego. Ale oni też nie wiedzieli. Chciałem być tylko z nimi szczery, a moje ciało sprezentowało mi wytrych na bociany. Dosyć mnie to przeraziło, szczególnie, że w pewien sposób przypomniało mi to przeżycia podczas jazdy autobusem do domu. Ciągle jeszcze widziałem oznaki troski na twarzy starszego pana pytającego mnie, czy nic mi nie jest. Czy przed chwilą przytrafiło mi się coś podobnego, jakaś dziwaczna reakcja systemu nerwowego? Skutek odwrócenia? Ale moment był tak utrafiony… Wcale mi się to nie podobało. Jednak nic, z czym się kiedykolwiek zetknąłem podczas moich poszatkowanych studiów nad człowiekiem i jego licznymi zachowaniami, nie przynosiło mi w tej chwili żadnego wyjaśnienia.