Rozczesała włosy grzebieniem i zaplotła je w warkocz. A potem, jeszcze przed śniadaniem, wzięła się do codziennych zajęć. Dwóch pracowników, zatrudnionych na pół etatu, przychodziło o wpół do siódmej. Dziś mieli przepędzić stado na inne pastwisko, tym bardziej więc chciała być gotowa na ich przyjście.
Mogłaby zadzwonić do Merricków i poprosić o podrzucenie torby, ale to nie był najlepszy pomysł. Wolała, by Shane nie wiedział o jej wczorajszej wizycie. Domyślała się, że Nick nie będzie się tym chwalił. Między braćmi jest wiele niedopowiedzeń, wczoraj sama się o tym przekonała. Po fatalnym zakończeniu kolacji Nick pewnie nie zechce do niej wracać. Gospodyni też będzie trzymać język za zębami, jeśli Nick ją o to poprosi. Czyli trzeba wymyślić inny sposób na odzyskanie torby.
Na razie nic sensownego nie przychodzi jej do głowy. Nie chce tam wpaść na Shanea, podobnie jak woli uniknąć spotkania z Nickiem. Tym bardziej nie chce doprowadzić do zadrażnień między braćmi. Już i tak ich wzajemne stosunki są wystarczająco napięte.
Poza tym Shane był tu wczoraj wieczorem i widział, jak bardzo jest zdenerwowana. Po co ma wiedzieć, że tym draniem, który doprowadził ją do takiego stanu, był jego własny braciszek.
Zwłaszcza że po zastanowieniu cała historia nie jest już tak jednoznacznie czarno-biała. Nick zaprosił ją wczoraj, ukrywając prawdziwe powody, jakie go do tego skłoniły. Jednak gdy zapytała go wprost, nie uchylił się od odpowiedzi. Byłoby lepiej, gdyby zrobił to z własnej woli, jednak ani przez moment się nie wypierał. Wytłumaczył się przed nią. Może rzeczywiście liczył, że Shane będzie im towarzyszył.
Gdyby nie była tak idiotycznie podekscytowana, pewnie jej reakcja też byłaby bardziej wyważona. Nick, ze swoim doświadczeniem, z pewnością doskonale ją rozszyfrował. Domyślił się, że zbyt poważnie potraktowała jego uprzejme zachowanie. W sposób, jakiego wcale nie przewidywał.
Nie nadaje się do takich rzeczy. Brak jej obycia, nie ma żadnego doświadczenia w relacjach damsko-męskich. Dlatego powinna trzymać się od takich spraw z daleka, wtedy przynajmniej się nie zbłaźni. Bo inaczej ciągle będzie sobie wyrzucać swoje beznadziejne zachowanie.
Czyli najlepiej zrobi, jeśli przestanie rozpamiętywać wczorajszy wieczór i weźmie się do pracy.
– Cześć, brachu – pogodnie rzekł Shane, zasiadając z Nickiem do śniadania. – Chciałbym cię o coś zapytać.
Nie podzielał jego dobrego humoru, ale nie chciał psuć doskonałego nastroju Shanea. Przed laty, gdy jeszcze żył ojciec, stale działali sobie na nerwy. Najwyższa pora wreszcie to zmienić.
– O co? – zapytał.
Shane sięgnął po serwetkę, rozłożył ją sobie na kolanach i przysunął bliżej półmisek.
– Orientujesz się w aktualnych układach towarzyskich? – zapytał, nakładając sobie mięso i podając półmisek bratu.
– Trochę – odparł. – A o kogo dokładnie ci chodzi?
– O Corrie Davis. Z kim się teraz spotyka?
Nick spochmurniał.
– Dlaczego pytasz?
– Tak sobie.
Akurat uwierzy. Choć Shane rzeczywiście nie wydaje się taki skupiony na Corrie jak niegdyś. Niepotrzebnie tak się pośpieszył z zapraszaniem dziewczyny.
– Wydawało mi się, że Corrie to zakazany temat.
– Zakazane było gadanie o mnie i Corrie – z naciskiem wyjaśnił Shane. – Rozmowy w stylu naszego starego. Powtarzanie do znudzenia, że Corrie nie jest odpowiednią dziewczyną dla Merricka. Co nie znaczy, że teraz możesz mówić o niej, co ci ślina na język przyniesie.
– W takim razie po co w ogóle podnosisz ten temat? Interesowałem się nią jedynie ze względu na ciebie. Wtedy i teraz.
Shane zachmurzył się nieco.
– Zostawmy na chwilę Corrie, zaraz do niej wrócimy. Jak miała na imię dziewczyna, w której kiedyś się zadurzyłeś? Najstarsza córka starego Edwardsa. Wyleciało mi z głowy, jak się nazywała.
– Jenna? Wcale się w niej nie durzyłem. Spotykaliśmy się tylko.
– Tak, to o nią mi chodzi. Raz jeden powiedziałem, że ładnie wygląda, ale ma pusto w głowie. I za karę kazałeś mi przez tydzień kopać w suchej, zbitej ziemi doły na słupki do ogrodzenia.
Nick nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu na to wspomnienie.
– To nie była kara za to, że tak powiedziałeś. Jej ojciec stał dostatecznie blisko, by usłyszeć twoją zajadliwą uwagę. Za to miałeś karę.
– Czyli zgadzasz się, że to było prawdziwe stwierdzenie?
– Jak najbardziej – przyznał bez wahania. Bardzo szybko poznał się na Jenny. Córeczka bogatego tatusia, rozpuszczona jak dziadowski bicz. Ale Shane musiał nauczyć się właściwych zachowań. I w niesprzyjającej sytuacji zatrzymywać swe opinie dla siebie.
– No to wróćmy do Corrie – ciągnął Shane. – To, co ty i ojciec twierdziliście na jej temat, nigdy nie było prawdą.
– Nie przypominam sobie, bym coś o niej mówił.
– Kiedyś siedzieliśmy przy tym stole i ojciec wprost oświadczył, że dla niej można stracić głowę i kotłować się z nią na sianie. Ale Corrie nie nadaje się, by pokazać ją znajomym, ani tym bardziej na żonę.
Nie pamiętał tamtej rozmowy, jednak po wczorajszym wieczorze zdawał sobie sprawę, jak niesprawiedliwa i krzywdząca to była opinia.
– Zagalopował się, co sam mu wytknąłem.
– Owszem, tak było. Jednak dodałeś coś jeszcze. Powiedziałeś, że taka dziewczyna szybko mnie znudzi, więc powinienem bardzo uważać.
– Jak dobrze poszperasz w pamięci, to przypomnisz sobie, że mówiłem to o wszystkich twoich dziewczynach.
– Ale tylko wtedy mówiłeś to bardzo poważnie. Jakby Corrie nie była warta wejścia do rodziny.
– Skoro uważałeś inaczej, czemu nie wziąłeś jej z sobą na rodeo? Czemu się z nią nie ożeniłeś?
– Bo byliśmy tylko przyjaciółmi. Dlatego tak przykre było dla mnie podejście twoje i ojca. Ani przez moment nie postało mi w głowie, by się z nią zabawić, wykorzystać jej naiwność i niewinność. Tylko najgorszy łobuz mógłby coś takiego zrobić. Dlatego byłem na was taki wściekły. Bo wasze uwagi brukały ją.
Może powinien uderzyć się w piersi. Ojciec rzeczywiście nie przebierał w słowach. On sam mniej przejmował się Corrie, choć domyślał się, że dziewczyna nie ma lekkiego życia. Jej ojciec był wymagający i trudny w kontakcie. Corrie orała jak wół. Szybkie małżeństwo mogło być dla niej szansą na wyrwanie się z domu. Jednak gdyby zamieszkała pod ich dachem, wcale nie byłoby jej lżej. Zgorzkniały i zbolały ojciec dla nikogo nie miał dobrego słowa, Corrie też by się od niego dostało. Trafiłaby z deszczu pod rynnę. A gdyby Shane stracił zainteresowanie dla żony, byłoby jej jeszcze trudniej.
Nawet gdyby pojechała za nim na studia, czułaby się osamotniona. Poza tym ojciec stale by się ich czepiał.
– Jeśli tak było, to z mojej strony zupełnie nieświadome – zapewnił Nick. – Bałem się, że to się źle skończy. Podziałają hormony, wzajemna bliskość. Można uwieść niewinną pannę, a potem ją rzucić, jednak w ten sposób wyrządza się jej ogromną krzywdę. Nawet gdybyś z powodu wyrzutów sumienia potem się z nią ożenił, to taki związek dla nikogo nie byłby dobry.
Shane już się nie uśmiechał. Jadł w zamyśleniu. Nick starał się przypomnieć sobie ich wcześniejsze rozmowy. Czy powiedział o Corrie coś jeszcze, czego teraz nie potrafi sobie przypomnieć? Coś gorszego? Czy myślał o niej inaczej?
Trudno przywołać przeszłość. Choć teraźniejszość też nie jest taka różowa. Źle pograł wczoraj z Corrie. Spróbuje ją przeprosić, ale czarno to widzi. Być może będzie musiał uciec się do pomocy brata. Tym bardziej musi mu opowiedzieć o wczorajszym wieczorze.