Eadie już wcześniej jej o tym wspominała. Początkowo zamawiała kwiaty dla jego panienek, ale z czasem Hoyt, gdy chciał zerwać znajomość, zaczął wysyłać drobne upominki. Eadie musiała mu je wybierać.
– Ostatnio mam już powyżej uszu tych jego prezencików na rozstanie.
– Nie możesz się zebrać, żeby mu to powiedzieć – domyśliła się Corrie. – Niechby sam chodził sobie po jubilerach.
Eadie zapatrzyła się na oszronioną szklankę.
– Jakoś nie mogę. Na początku to mi się nawet podobało. Uważałam, że to miłe z jego strony, że daje im coś na osłodę. Chyba nawet niechcący coś takiego powiedziałam. To dodatkowo go zachęciło. Jednak ostatnio takie sytuacje zdarzają się coraz częściej, a. na mnie to kiepsko działa. Próbowałam to skomentować, ale aluzje do niego nie trafiają, a nie mogę się zdobyć, by powiedzieć wprost. Zresztą ostatnio ciągle jest w fatalnym nastroju.
– Boisz się, że cię zwolni?
– Nie, na pewno nie. Jednak zachowuje się dziwnie, więc mam trochę wątpliwości.
Eadie przez chwilę milczała. Przestała bawić się szklanką.
– Prawda jest taka, że czuję się mu potrzebna. Wiem, że to beznadziejnie brzmi. Jednak te wszystkie wspaniałe dziewczyny to nie to. Tylko na mnie tak naprawdę może liczyć. Chyba…
Urwała, zarumieniła się i uciekła wzrokiem.
– Przepraszam, okropnie to brzmi, gdy ująć to w słowa.
– Machnęła ręką, popatrzyła na Corrie niespokojnie. – Zapomnij, co ci mówiłam.
– Dobrze – odpowiedziała miękko.
Eadie wyraźnie ulżyło. Przeszła do innego tematu. Jednak Corrie nie dała się zwieść. Smutek widoczny w oczach koleżanki miał jedno wytłumaczenie. Hoyt nie jest jej obojętny. Dlatego tak trudno pogodzić się jej z jego licznymi podbojami.
Eadie jest ładną dziewczyną, ale Hoyta pociągają zupełnie inne dziewczyny – krzykliwe rozrywkowe panienki dopiero wchodzące w życie. Nie jest człowiekiem, który chce się ustatkować, założyć rodzinę i wieść zwyczajne życie. Nic dziwnego, że Eadie nie może mieć żadnych nadziei. W pewnym sensie obie przeżywają podobne problemy.
Jednak Eadie jest w jeszcze gorszej sytuacji, bo u niego pracuje. Ze świadomością, że on nigdy nie spojrzy na nią w inny sposób, nie odwzajemni jej uczuć. W dodatku zleca jej kupowanie kwiatów i prezentów dla swoich dziewczyn. Z drugiej strony, może i dobrze, że nie wpadła mu w oko, bo źle by się to dla niej skończyło. Złamałby jej serce i szybko rzucił. Tak jak rzucał inne.
Nie zna Hoyta, widziała go tylko przelotnie. Dlatego nie ma o nim wyrobionego zdania. Jednak po tym, co teraz usłyszała, wniosek jest jeden: jeśli Hoyt jest niepoprawnym kobieciarzem, a Eadie mimo to coś do niego czuje, to musi mieć w sobie coś więcej. Inaczej Eadie nie chciałaby go znać. I na pewno by dla niego nie pracowała.
Zamyśliła się. Na co ją byłoby stać dla kogoś, w kim by się zakochała? Jak daleko mogłaby się posunąć? Eadie nie robi nic złego. Jednak gdyby Hoyt musiał sam zadbać o kwiaty i prezenty, może byłby bardziej umiarkowany i nieco ograniczył swoje kontakty.
Opamiętała się. Cóż jej o tym sądzić? Przecież w tych sprawach nie ma żadnego doświadczenia, żadnej wiedzy. Skąd może wiedzieć, czy coś zapowiada się na burzliwy romans czy układ na dłużej? Dla niej to czysta teoria. Szkoda jej Eadie. To wyznanie jeszcze bardziej ją do niej zbliżyło. Może sama poprosi o radę.
Oczywiście nie teraz. Dopiero wtedy, gdyby coś się wydarzyło. Jak na razie na nic takiego się nie zanosi. Shane się nie pojawia, nie dał znaku życia. Co nie powinno dziwić. Sześć lat to kawał czasu. Kiedyś, gdy jeszcze chodzili razem do szkoły, wpadał do niej co chwila, ale te czasy dawno minęły. Teraz ma swoje sprawy. Podobnie jak Nick. Obaj muszą jakoś się z sobą dogadać, co nie przyjdzie im łatwo. Mają sporo problemów do rozwiązania. I pytań, na które muszą znaleźć odpowiedzi. A ona powinna trzymać się od tego z daleka.
Dzisiejsze zakupy zrobiła pod wpływem Eadie. Choć może nie tylko. Bo jednak tliła się w niej odrobina nadziei. Przydadzą się. Zawsze może iść w nich do kościoła. Nim podjęła ostateczną decyzję i zapłaciła, poprzysięgła sobie, że tym razem te ciuchy ujrzą światło dzienne. Choćby miała iść w nich tylko na mszę.
Gdy zjadły, pożegnały się i każda ruszyła do swojego samochodu. To był przyjemny dzień, stwierdziła Corrie, jadąc do domu. W dodatku nie będzie głodna, więc odpada jej robienie kolacji. A co za tym idzie, nie będzie mieć żadnego sprzątania. Gdy dojechała na ranczo, dochodziła szósta. Zaniosła zakupy, podjechała samochodem do stajni i wyładowała paszę. Potem zabrała się za codzienne obowiązki.
Praca poszła jej szybko. Gdy skończyła, odsypała paszę dla osłabionego źrebaka. Inne nakarmiła już wcześniej. Długonogi kasztanek chyba wyczuł, że niesie coś dla niego, bo gdy tylko ją spostrzegł, od razu odłączył się od stada i podszedł do ogrodzenia.
Corrie pochyliła się, przeszła pod żerdzią na pastwisko. Oparła się o słupek i umocowała na płocie wiadro z jedzeniem. Pieszczotliwie poklepała źrebaka. Konik prychnął, ostrożnie podsunął łeb do wiaderka i zaczął powoli jeść. Corrie drapała go po uszach, ciesząc się, że ma apetyt. Uważnie przyglądała się pozostałym źrebakom.
Od strony domu doszedł ją odgłos podjeżdżającego samochodu. Odwróciła się gwałtownie. Duża niebieska terenówka Nicka właśnie zatrzymywała się przed wejściem.
Serce skoczyło jej w piersi. Ta jej dzika reakcja zupełnie ją dobiła. Postanowiła, że nigdzie się stąd nie ruszy. Patrzyła, jak Nick wysiada z samochodu i idzie do tylnego wejścia. Nie mogła opanować podniecenia.
Przecież powiedziała mu, żeby zadzwonił. Zaznaczyła, że będzie zajęta. Wczoraj i dzisiaj. Miał zadzwonić, a nie przyjeżdżać tutaj. Mimo to sam się pofatygował. Co gorsza, nie miała bladego pojęcia, jak teraz powinna się zachować.
Był w jasnoniebieskiej koszuli i ciemnych dżinsach. Zwyczajny strój, a wygląda w nim niesamowicie męsko. Szeroki w barach, wąski w biodrach, wysoki. Niby taki jak inni, ale tylko on jeden budzi w niej taką szaleńczą, trudną do określenia tęsknotę.
Wciąż pamiętała, co czuła, gdy ujął jej rękę w swoją dłoń. Pamiętała tak, jakby to było przed chwilą. Tak jak pamięta muskularne ciało pod rękawem białej koszuli, gdy położyła palce na jego ramieniu. Nigdy nie zapomni uczucia, jakie ogarnęło ją, gdy poczuła na plecach jego ciepłą dłoń. I chyba nie chce tego zapomnieć. Na samo wspomnienie robiło się jej ciepło na sercu. Tylko teraz dołączyło do tego ukłucie żalu.
Co on tu robi? Po co przyjechał? Bała się szukać odpowiedzi na te gorączkowe pytania, bo serce biło jej jak szalone. I przepełnione nadzieją.
Obserwowała, jak Nick wbiega po schodach i mocno stuka do drzwi. Przez moment czekał, potem zastukał znowu. Po chwili odwrócił się, zszedł z ganku i uważnie rozejrzał dokoła. Jego spojrzenie zatrzymało się na zaparkowanym pod stajnią samochodzie. Czyli już wie, że Corrie jest na miejscu.
Stała nieruchomo. Może nie spostrzeże jej sylwetki skrytej za słupkiem ogrodzenia. Nick przesunął wzrokiem dokoła. Widziała, że zatrzymał się na niej. Serce zatrzepotało jej w piersi.
Jej dziecinna zagrywka się nie udała. Na co właściwie liczyła? Że jej nie zauważy? A może tak? Teraz to nieważne, szkoda się zastanawiać. Jedno jest pewne – musi zachować się powściągliwie. Nie okazać, jakie wrażenie zrobiło na niej jego przybycie. I jak bardzo pragnęła znowu go zobaczyć.
Bo choć nie chce się do tego przyznać, to taka jest prawda. Rozsadza ją radość, że Nick jest tutaj. Tylko on za nic nie powinien się tego domyślić. Zwłaszcza że powód jego przyjazdu jest niewiadomy.
Gdy tylko ją spostrzegł, zaczął iść w jej stronę. Udawała, że nie ma pojęcia o jego obecności. Znów zachowuje się dziecinnie, ale jest zbyt spięta, by zachowywać się naturalnie. Ma tylko nadzieję, że nie pokaże po sobie tego dziwnego zdenerwowania.