Źrebak podniósł łeb i popatrzył w kierunku nadchodzącego Nicka. Nie miała wyjścia, jak zrobić to samo.
Nawet gdy podszedł bliżej, wcale nie robił wrażenia drobniejszego i mniej męskiego. Miał zaciętą twarz, skupiony wzrok. Aż się wzdrygnęła.
Kiedy stanął obok niej, rysy mu złagodniały, a ona odetchnęła. Przywitał się.
– Miałem nadzieję, że zastanę cię w domu. Byłem już wcześniej.
Ogarnęło ją radosne rozgorączkowanie. Nick przyjechał tu po raz drugi! Czy to możliwe? Bo chciał ją zobaczyć? Ma w to uwierzyć? Najpewniej nie przyjechał do niej, musiał być inny powód.
– Shanea tu nie było – powiedziała. – Nie widziałam go od kilku dni.
– Shane umówił się dziś na wieczór z kumplami – wyjaśnił. – Przyjechałem do ciebie – dodał, a te słowa wypowiedziane niskim głosem sprawiły, że zrobiło się jej gorąco.
– Coś się stało? – Przyglądał się jej uważnie i to jego – spojrzenie było jak łagodne dotknięcie. Musi się mieć przy nim na baczności. Nick wie, jak obchodzić się z kobietami. Ma doświadczenie, i to duże. Uśmiechnął się lekko.
– Nie, skąd. Mam tylko pewien pomysł na jutrzejszy dzień i chciałem z tobą o tym pogadać.
Źrebak zaczął skubać rękaw jej koszuli. Delikatnie odsunęła go ręką, pochyliła się i przeszła pod żerdzią ogrodzenia. Celowo nie odpowiedziała od razu. W ten sposób da mu do zrozumienia, jak sceptycznie jest nastawiona do jego pomysłów. Jednak spojrzenie Nicka świadczyło, że wcale tego tak nie odebrał. Czyli musi bardziej jednoznacznie wyrazić swoją rezerwę.
– Mam jeszcze kilka rzeczy do skończenia – powiedziała, ruszając w kierunku stajni. – Chodź ze mną, to przy okazji pogadamy.
Nick szedł obok niej. Wyjął jej z rąk wiadro.
– Jutro lecę do San Antonio, zamierzam kupić ogiera.
Pomyślałem, że moglibyśmy wybrać się razem. To dobra okazja, byśmy się lepiej poznali. Znasz się na koniach, więc to może być dla ciebie interesujące.
Weszli do stajni. Corrie popatrzyła na Nicka. Nie odrywał od niej oczu.
– Dlaczego?
Leciutko wygiął usta w uśmiechu.
– Wiesz, że jesteś niesamowita? Nie jest z tobą łatwo.
Sięgnęła po wiadro, wzięła je od niego i położyła na miejsce. Potem, nie odpowiadając, podeszła do drabiny i wspięła się prawie pod dach. Powietrze było tu tak nagrzane od upału, że z trudem dawało się oddychać. Pchnęła belę siana i podsunęła ją na krawędź podłogi. Popatrzyła w dół.
Nick przyglądał się jej poczynaniom. Cofnął się, robiąc miejsce. Popchnęła belę mocno i siano spadło na dół. Zrzuciła jeszcze jedną belę. Nim zeszła po drabinie, Nick przetoczył obie bele pod ścianę.
Przez cały czas się zastanawiała, jak odnieść się do jego propozycji. I co mu powiedzieć. Nadal nie miała pojęcia, i to coraz bardziej ją stresowało. Może zrobi najlepiej, jak postawi sprawę jasno. To obojgu zaoszczędzi czasu i niepotrzebnych problemów.
– Posłuchaj, panie Mer…
– Nick – przerwał jej stanowczo, choć łagodnie.
– Może jestem mało oblatana w wielu sprawach, ale mam świadomość mojej sytuacji finansowej i tego, jak wyglądam. Nie należę do kobiet, z jakimi umawiają się faceci twojego pokroju. Więc dlaczego tak ci na tym zależy?
Nick sięgnął do kapelusza, jakby chcąc zyskać na czasie. Widziała utkwione w nią czarne oczy. Czekała w milczeniu.
– Nie jesteś taka jak inne – powiedział poważnie. – Jestem na takim etapie życia, że to, co zwyczajne, już mnie nie interesuje.
Wlepiła w niego wzrok. Żartuje sobie z niej, to jasne. Jednak w tym jego spojrzeniu jest coś przekonującego. Chyba mu wierzy. Choć nie powinna.
Słowa, które słyszała przez lata i które szczęśliwie odepchnęła w niepamięć, znowu ożyły i powróciły z dawną siłą. Jakby słyszała bezbarwny głos ojca, stale powtarzający je ku przestrodze.
„Bądź mądra, Corrie. Jesteś zwyczajną dziewczyną. Nie daj się omamić chłopakom Merricka. Takim jak oni zależy tylko na jednym… Nie skończ jak twoja ciotka, która dała się podprowadzić bogatemu chłopakowi. Najpierw czarował ją i uwodził, a potem wystawił do wiatru, okrywając hańbą. Myśl o sobie i swoim życiu. Nie licz na innych, tylko na siebie. Żaden facet nie zapewni ci dachu nad głową, jeśli w okolicy będzie chętna panienka…”
Te i inne słowa dźwięczały jej w uszach. Im była starsza, tym częściej ojciec je powtarzał. Niby dobre ojcowskie rady. Choć było w nich sporo racji. Obracała się wśród chłopców, więc wiedziała. Potem Nick, próbując przemówić jej do rozumu i odizolować od brata, nieświadomie je potwierdził. Nie jest dziewczyną, o jakiej marzą. Nie sprawdziło się tylko jedno – że ktoś będzie o nią zabiegał, spróbuje ją omotać. Co tylko potwierdzało inne słowa ojca.
Po jego śmierci stopniowo zapomniała o tych pouczeniach. Przyjęła je za swoje i pogodziła się, że taka jest rzeczywistość. Potem już do nich nie wracała. Ułożyła sobie życie, liczyła wyłącznie na siebie. Przestała się łudzić. Dopóki znowu nie pojawił się Shane.
Wtedy zaczęła się zastanawiać. Czy słowa ojca nie straciły aktualności? Czy nadal jest nieciekawą dziewczyną, na którą żaden chłopak nawet nie spojrzy? Nie ma podstaw sądzić, że to się zmieniło, jednak jest kilka rzeczy, które już nie są tak oczywiste.
Głos Nicka wyrwał ją z tych rozmyślań.
– No więc?
Otarła dłonie o dżinsy i uciekła wzrokiem. Nie ma innego wyjścia, jak powiedzieć mu prawdę.
– Sama nie wiem, co na to odpowiedzieć.
– Podsunę ci pomysł. „Tak, Nick, bardzo chętnie wybiorę się z tobą jutro do San Antonio”. Chyba że nie lubisz latać. W takim razie możemy pojechać samochodem.
Słyszała uśmiech w jego głosie. Podniosła na niego wzrok. Rzeczywiście się uśmiecha. I wygląda przy tym rewelacyjnie. Serce zabiło jej żywiej.
Ciężar, jaki ją przygniatał, był ponad jej siły. Jakby wszystko się na nią zwaliło. Ciągle miała w uszach ponure proroctwa ojca. Powracały i nie dawały spokoju. Ale w oczach Nicka dostrzegła coś, co dało jej nadzieję. Może nie do końca jest tak, jak mówił ojciec. Może prawda nie jest taka jednoznaczna.
Mimowolnie przypomniała sobie niedawny pocałunek Shanea. Zaskakujące, że przez cały ten czas ani przez chwilę do tego nie wracała. Nie, chyba nie jest tak źle, jak twierdził tata. Nie może ciągle być spięta i przewrażliwiona.
Nie chce się zbłaźnić, jednak nie może tak po prostu zbyć jego propozycji. Musi się jakoś zachować. Zresztą chce z tego skorzystać. Jest przeczulona i nieufna w bardziej osobistych relacjach z mężczyznami i zdaje sobie sprawę, że powinna to zmienić. To może być dobra okazja, by nabrać trochę doświadczenia, nauczyć się czegoś. Co kiedyś może się przydać.
Zdecydowała się.
– Dobrze, Nick. Bardzo chętnie polecę z tobą jutro obejrzeć tego ogiera – wybąkała. Chciała powiedzieć to lekko, jednak zabrzmiało śmiertelnie poważnie. – O której? – wydusiła łamiącym się głosem, coraz bardziej na siebie zła. Nick nie dał po sobie niczego poznać. Może nie zauważył?
– Może być o ósmej?
– Jak najbardziej – wymamrotała.
Ustalili szczegóły. Podeszła z Nickiem do samochodu. Przez cały czas zastanawiała się, jak nadrobi ten czas. Ma zaplanowane tyle prac, wszystko weźmie w łeb.
Jest jeszcze jedna rzecz – nigdy dotąd nie leciała samolotem. Jedyna znana jej odległość od ziemi to koński grzbiet, ewentualnie dach domu, na który czasem musi się wspiąć, gdy coś szwankuje. Dlatego nie ma pojęcia, czy lubi latać i jak zniesie lot. W sumie to nawet dobrze, że ma się nad czym zastanawiać. Bo dzięki temu łatwiej oderwie myśli od tego, co może wydarzyć się jutro.