Otworzył drzwi od strony pasażera. Samochód był wysoki, więc Nick pomógł jej wejść. Jak miło było czuć jego rękę podtrzymującą jej łokieć! Szkoda tylko, że trwało to ledwie mgnienie. Usiadła wygodnie, a on zatrzasnął drzwi. Położyła kapelusz i torebkę, zapięła pas. Nick wsiadł do samochodu, przekręcił kluczyk i także zapiął pasy. Uśmiechnął się do niej.
– Dziękuję, że ze mną jedziesz, Corrie.
– To ja dziękuję, że mnie zaprosiłeś – odparła cicho.
– Oczy mu błysnęły. Odwrócił się i ruszył.
Dojechali do rancza Merricków i od razu skierowali się dalej, na niewielki pas startowy. Wczoraj wieczorem i dzisiaj była tak podekscytowana czekającym ją spotkaniem z Nickiem, że ani przez moment nie pomyślała o niczym innym. A przecież mogła sama tu dzisiaj przyjechać, oszczędziłaby Nickowi kłopotu.
Denerwowała się. Po raz pierwszy przyjdzie jej wsiąść do samolotu, wzbić się w powietrze. Nie chce pokazać po sobie niepokoju. Nick robi wrażenie człowieka, który zna się na rzeczy, powinna mu zaufać. Będzie dobrze, musi być dobrze. Odetchnęła z ulgą. Gdy już byli w powietrzu, w słuchawkach usłyszała głos Nicka.
– Przelecimy teraz nad twoim ranczem, obejrzysz je sobie z góry – powiedział, przechylając lekko samolot. Żołądek podszedł jej do gardła, jednak zmusiła się, by popatrzeć w dół. Na początku trudno było się połapać. Po chwili dostrzegła autostradę i automatycznie określiła ich pozycję względem słońca. Potem zaczęła szukać punktów charakterystycznych, by łatwiej się zorientować. Dzięki nim będzie wiedzieć, kiedy przelecą nad granicą jej ziem.
Nick wskazał jej kilka szczegółów. Teraz mniej więcej wszystko było jasne. Tyle że z góry wyglądało całkiem inaczej. To dlatego trudno było za wszystkim nadążyć. Dostrzegła dom i zabudowania rancza, ciągnące się dalej pastwiska i zagrody dla zwierząt. Z wysoka jej tereny nie wydawały się bardzo duże, zwłaszcza w porównaniu z ranczem Merricków.
Gdy przelecieli nad granicą jej ziemi, Nick zawrócił i skierował samolot w stronę San Antonio. Powoli zaczęła przyzwyczajać się do lotu, Uspokoiła się nieco, wsłuchała w szum silnika.
Wylądowali na niewielkim lotnisku w pobliżu San Antonio. Odetchnęła z ulgą, gdy już stanęli na twardym gruncie. Nick, który wcześniej z satysfakcją obserwował jej uniesienie i chętnie odpowiadał na pytania, chyba to dostrzegł, bo zaśmiał się wesoło. Wyłączył silnik.
– Zwykle aż tak nie trzęsie, więc nie zniechęcaj się po tym pierwszym razie – rzekł. – Mam nadzieję, że droga powrotna będzie dużo lepsza.
Uśmiechnęła się z przymusem. Czyli Nick domyślił się, że nie jest zachwycona lataniem. Miała z tego powodu wyrzuty sumienia.
– To nie umniejsza twoich umiejętności jako pilota – powiedziała. – A widoki bardzo mi się podobały.
– Z czasem się oswoisz – skomentował.
Tylko bardzo wątpliwe, czy kiedykolwiek będzie taka okazja, pomyślała w duchu.
Nick zdjął słuchawki, Corrie odłożyła swoje.
Wysiadł pierwszy i podał jej rękę, by pomóc wysiąść. Włożyła kapelusz, przełożyła torebkę przez ramię i zrobiła krok do przodu. Szło jej całkiem nieźle. Wreszcie stanęła na ziemi. Nick puścił ją i wtedy nieoczekiwanie zakręciło się jej w głowie. Zachwiała się i chwyciła go za ramię.
Nick w mgnieniu oka ujął ją za drugą rękę. Obrócił ją ku sobie, tak że stali teraz na wprost siebie. Zawrót głowy był tylko chwilowy. Ochłonęła prawie natychmiast.
– Przepraszam cię – powiedziała. – Chyba jakoś źle stanęłam.
Puściła jego ramię i spróbowała zrobić krok w tył, ale Nick przytrzymał ją w talii, nie pozwalając ruszyć się z miejsca. Tak ją tym zaskoczył, że wlepiła w niego zdumione spojrzenie.
Był jakiś inny, zmieniony. Twarz miał mocno napiętą, ściągnięte rysy. Wpatrywał się w nią przenikliwie, z trudną do nazwania intensywnością. Nieoczekiwanie poczuła to samo.
Jakby dotknęła drutu pod napięciem. Wszystko w niej zadrżało, ogarnęła ją fala gorąca. Dotyk jego mocnych palców wprawiał ją w dziwny stan. Promieniująca od niego męska siła obudziła w niej świadomość kobiecości. Nawet jego głos miał teraz inne brzmienie.
– Chyba będziemy musieli sobie z tym jakoś poradzić.
Musimy sobie z tym poradzić? Nawet ona, tak naiwna i niedoświadczona, doskonale wie, co Nick miał na myśli. Serce biło jej przyśpieszonym rytmem, przepełnione nadzieją i lękiem. Cofnęła się nieco. Nick tym razem jej nie zatrzymywał. Sama nie do końca wiedziała, co teraz czuje. Czy to ulga, czy żal?
Ruszyli do hangaru. Corrie poszła do łazienki, by odświeżyć się po przeżyciach. Przez ten czas Nick załatwił formalności związane z wypożyczeniem samochodu. Zamówił cadillaca, luksusowe auto ze skórzaną tapicerką.
Droga na ranczo zabrała dziesięć minut. Kolejne pięć minut, i w oddali zarysowała się okazała rezydencja, a na dalszym planie stajnie. Nick podjechał pod główne wejście. Na powitanie wyszedł właściciel. Był wysoki, kościsty, ubrany w roboczy strój. Na jego widok Corrie od razu poczuła się nieco pewniej.
– Cześć, Merrick! Miło cię widzieć – rzekł z uśmiechem, zdejmując kapelusz. – Kim jest ta śliczna dama?
Nick dokonał prezentacji.
– Corrie, to Colby Blake. Colby, to panna Corrie Davis.
– Miło mi panią poznać, panno Corrie. Witam na moim ranczu. Bardzo się cieszę, że przyjechała pani do nas z Nickiem. Zapraszam.
Corrie uśmiechnęła się, podała mu rękę.
Wbrew jej przypuszczeniom nie poszli do stajni. Colby poprowadził ich do swojej furgonetki. Był to wielki samochód z potrójnym siedzeniem z przodu. Corrie zajęła miejsce między gospodarzem a Nickiem. Podczas jazdy mężczyźni wymieniali uwagi na temat koni. Colby wiózł ich okrężną drogą, by pokazać pastwiska i zagrody dla zwierząt. Czasami zatrzymywał się, by dokładniej zaprezentować konkretnego konia.
Corrie nie mogła się skoncentrować. Nick przerzucił ramię przez oparcie siedzenia, jego ręka dotykała jej karku. Siedział tak blisko, że czuła bijące od niego ciepło. Jak ma się skupić w takich warunkach? Ta jego bliskość rozprasza ją, robi się z nią coś dziwnego. Jakby topniała w środku. Czy tak by się czuła przy każdym mężczyźnie, który wpadłby jej w oko? Czy może ma to związek z tym, że od tylu lat czuje miętę do Nicka?
Nie powinna się łudzić. Nawet jeśli teraz jest jakoś nią zainteresowany, to szybko mu to minie. Jej reakcja jest przesadzona, pewnie przez brak doświadczenia. Jest jeszcze coś, co powinno jej dać do myślenia. Może Nick tak ją pociąga, bo jest poza jej zasięgiem?
Może są jeszcze inne powody. Ojciec zawsze był daleki i niedostępny, nie byli z sobą zżyci. Być może to tak fascynuje ją w Nicku? Może podświadomie próbuje odtworzyć tamtą sytuację z nadzieją, że tym razem będzie inaczej, lepiej? Tylko po co miałaby tak się narażać na nieuniknione rozczarowanie?
Nie powinna ryzykować, bo po co? A może to tylko ta niezwyczajna dla niej sytuacja sprawia, że jest mniej krytyczna, mniej zdystansowana? Do tego dochodzi fakt, że nie jest w stanie zapanować nad własnym ciałem. Nick przyciąga ją do siebie jak magnes.
Starała się odepchnąć od siebie te trwożne myśli i skoncentrować na podziwianiu koni pasących się w starannie utrzymanych zagrodach. Gdy dojechali do stajni, Nick znowu pomógł jej wysiąść. Gdy już stanęła na ziemi, poprowadził ją do stajni. Lekko obejmował ją w talii.
W pierwszej chwili oczy oślepione słońcem nie mogły przyzwyczaić się do panującego w środku półmroku. Popatrzyła na ogromnego kasztanowego ogiera. Piękne zwierzę. Gładka sierść lśniła czerwonawym blaskiem.