Stajenny wyprowadził ogiera na zewnątrz. Zwierzę posłusznie dało się prowadzić, jednak czuło się czającą się w nim siłę i gwałtowność.
Wydaje się dobrze ułożony i spokojny, ale to mogą być tylko pozory. Ogiery są nieprzewidywalne. Dlatego nigdy ich u siebie nie hodowała. Prawie zawsze jest sama, na nikogo nie mogłaby liczyć. Gwałtowne i nieprzewidywalne zwierzę to dla niej za duże wyzwanie.
Na ranczu Merricków pracuje wielu ludzi, więc jego sytuacja jest diametralnie różna. Poza tym ma pieniądze, stać go na takiego wyjątkowego konia. Choć, patrząc na zwierzę, jest warte każdej ceny. Merrickowie zawsze szczycili się swoimi zwierzętami, a tego ogiera nikt się nie powstydzi. Wspaniały nabytek, da doskonałe potomstwo.
Dla niej ważniejsze są umiejętności użytkowe. Chętnie popatrzy, jak ten koń idzie pod siodłem.
Z prawdziwą przyjemnością przyglądała się, jak koń posłusznie wykonuje polecenia. Nick i Colby rozprawiali na temat ogiera; przysłuchiwała się ich rozmowie. Kasztanowa sierść konia błyszczała w słońcu, pod gładką skórą widać było pracujące mięśnie.
Naraz z daleka dobiegł kobiecy głos. Colby urwał w pół słowa, Corrie obejrzała się przez ramię. W ich stronę szła wysoka jasnowłosa dziewczyna.
Szła dumnie wyprostowana, pewna siebie. Jakby cały świat należał do niej, mimowolnie pomyślała Corrie. Niebieskie oczy utkwiła w Nicku. Nie mogła nie spostrzec stojącej tuż obok niego Corrie. Najwyraźniej z miejsca ją skreśliła i postanowiła ignorować.
– Cześć, Nick! Tata zapowiadał, że dzisiaj się pokażesz.
Szła prosto do Nicka. Corrie cofnęła się o krok, robiąc jej miejsce. Dziewczyna ujęła Nicka za ramię, zmuszając go, by się ku niej pochylił. Tylko zamiast buziaka w policzek, czego spodziewała się Corrie, pocałowała go w usta. Tak, jakby to było coś oczywistego.
Rozdział 9
Oczywistego i najbardziej naturalnego pod słońcem. I to nie tylko dla nieznajomej, ale i dla Nicka. Nawet sekundy zawahania czy nieśmiałości. W dodatku ten pocałunek trwa i trwa. Gniew, jaki się w niej obudził, zaskoczył Corrie i zdumiał.
Czyżby to była zazdrość? Jeszcze nigdy w życiu nie czuła czegoś takiego jak teraz. Przeżywała dzikie katusze. Jest w życiu wiele rzeczy, jakie chciałaby, by stały się jej udziałem, jednak doskonale wie, że to tylko pobożne życzenia, które się nigdy nie ziszczą. Cierpiała czasem z tego powodu, ale nigdy nie tak jak teraz.
Co innego mieć świadomość, że nie jest odpowiednią dziewczyną dla Nicka, że nie mieści się w jego standardach, a co innego przekonać się o tym na własne oczy. Nieznajoma miała na sobie zwyczajną żółtą bluzkę, ale już jej dżinsy były z zupełnie innej półki. Na takie nigdy by sobie nie pozwoliła. Zresztą różnica między nimi jest ogromna. Choćby w sposobie bycia. Tamta zachowuje się i porusza jak supermodelka.
Złote włosy miękką kaskadą opadały jej na ramiona, brzoskwiniowa cera zdawała się nieskazitelna. Dłoń, którą dotykała policzka Nicka, była gładka i wypielęgnowana, paznokcie lśniące lakierem. Te ręce nigdy nie tknęły się żadnej pracy.
Pocałunek trwał pewnie moment, ale dla Corrie to była cała wieczność. Odetchnęła z nieskrywaną ulgą, gdy Nick się wyprostował, kończąc to czułe powitanie. Pilnowała się, by na nich nie patrzeć. Z udanym zainteresowaniem obserwowała konia. Dobrze, że Colby stoi nieco za nią i nie widzi jej twarzy.
Piękna blondynka zamruczała cicho i Corrie zerknęła na nich ukradkiem. W samą porę, by spostrzec, jak ślicznotka wyciąga rękę, by zetrzeć z ust Nicka ślady szminki. Starła ją pieszczotliwym ruchem. Corrie znowu poczuła ukłucie w sercu, bo Nick uśmiechnął się do nieznajomej. Pośpiesznie odwróciła wzrok.
– A to kto? – zagadnęła dziewczyna, wreszcie przestając udawać, że jej nie zauważa. Corrie popatrzyła na nią czujnie. – Ktoś z twoich ludzi?
Zagotowało się w niej, ale tylko się uśmiechnęła. Miała nadzieję, że był to wyważony uśmiech. To pytanie, aczkolwiek zadane uprzejmie, spychało ją do roli stajennego czy masztalerza. Blondyna chce pokazać, kto tutaj rządzi. Musiała zauważyć, że gdy stali, Nick trzymał rękę na jej talii. Celowo tak zapytała.
Nie pierwszy raz znalazła się w sytuacji, gdy jej pozycja została postawiona pod znakiem zapytania. Wielu mężczyzn miało problemy z uznaniem jej za partnera w pracy i w biznesie. W ich mniemaniu młoda kobieta samodzielnie prowadząca ranczo i wykonująca prace zarezerwowane dla mężczyzn burzyła dotychczasowe porządki. Potrafiła sobie z tym radzić. I umiała skutecznie walczyć o swój autorytet. Colby zaczął ją przedstawiać, ale Corrie, nie czekając, postąpiła krok ku nieznajomej i wyciągnęła rękę. Zaskoczony Colby urwał nagle, a blondynka automatycznie podała jej dłoń.
– Nie, jesteśmy z Nickiem sąsiadami – z uśmiechem oświadczyła Corrie. – Corrie Davis. Z kim mam przyjemność?
– Serena Blake – odparła blondynka, cofając rękę. Oczy lekko jej pociemniały. Przeniosła wzrok na Nicka, nie czekając na odpowiedź czy zwyczajowe „bardzo mi miło”.
Dla Corrie było to nawet lepiej. Bo wszelkie tego typu stwierdzenia byłyby kłamstwem. Obie nie przypadły sobie do gustu. To się czuje, pomyślała Corrie. Choć przecież nie jest żadnym zagrożeniem dla olśniewającej blondynki.
Colby zaproponował przejście do drugiej stajni, gdzie chciał im pokazać kilka ciekawych klaczy. Potem wsiedli do samochodu i ruszyli w kierunku rezydencji. Corrie usiadła z Sereną na tylnym siedzeniu. Blondynka pochyliła się maksymalnie do przodu, opierając się na fotelach. Znajdowała się teraz między ojcem a Nickiem. Przez całą drogę szczebiotała o swoim „maleństwie”, które teraz trafi do Nicka. I za którym będzie strasznie tęsknić.
Oczywiście przymawiała się o zaproszenie na ranczo, to było jasne. Corrie zżymała się w duchu. Sama nigdy by się do czegoś takiego nie posunęła. Wpraszać się do kogoś na siłę, to się nie mieści w głowie. Nick nie miał innego wyjścia, jak ją zaprosić. Zaproszenie zabrzmiało szczerze. I może rzeczywiście tak jest. Przecież to nie jest ich pierwszy kontakt. Wyrażając się oględnie.
Takie rozpieszczone ślicznotki jak Serena potrafią owinąć sobie faceta wokół palca, nawet takiego doświadczonego światowca jak Nick. I wydębią od niego, co tylko zechcą. W dodatku Serena jest nie tylko olśniewająca i pewna siebie, ale jednocześnie bardzo kobieca. Takiej żaden mężczyzna, kimkolwiek by był, nie jest w stanie się oprzeć, zwłaszcza jeśli dziewczyna zagnie na niego parol. Serena wychodzi ze skóry, by oczarować Nicka. Wdzięczy się do niego i mizdrzy bez umiaru. Aż niedobrze się robi od patrzenia. Jednak jeśli Nick straci głowę dla kobiety tak sprytnej i wyrachowanej, sprawi jej tym ogromny zawód.
Podjechali pod rezydencję. Corrie nie zapomniała o torebce. Weszli do masywnego przestronnego domu. Odświeżyli się, a następnie spotkali w salonie. Gdy już się zebrali, Colby poprowadził do stołu Corrie, a Nick Serenę.
Jadalnia, podobnie jak inne pomieszczenia, była ogromna i stylowo urządzona. Zapewne przez zawodowego dekoratora, który zadbał o każdy szczegół. Wnętrze sprawiało jednak bardzo oficjalne, sztywne wrażenie, brakowało mu ciepła. Corrie nie była szczególnie zachwycona imponującą rezydencją; być może w jakimś stopniu z powodu Sereny. Jej ojciec był sympatycznym i miłym człowiekiem, ani trochę pretensjonalnym. Co dziwiło w porównaniu z tym wystawnym domem i bogactwem właściciela. Tym bardziej zaskakujące, że córka jest tak do niego niepodobna.
Colby i Serena zajęli miejsca po obu stronach długiego stołu, Nick i Corrie siedzieli na wprost siebie. Corrie popatrzyła na Nicka. Mrugnął do niej nieznacznie, porozumiewawczo. Jakby mieli swoją tajemnicę.
Ten drobny gest sprawił jej prawdziwą przyjemność. To tak, jakby Nick chciał podtrzymać ją na duchu, zmotywować, by jeszcze trochę wytrzymała. Choć może to tylko jej imaginacja. Z pewnością zauważył, że z Sereną nie przypadły sobie do gustu. Miała tylko nadzieję, że to, co dla niego jest takie oczywiste, dla Sereny jest niedostrzegalne. Stara się zachowywać w stosunku do niej jak należy, na pewno nie zrobi mu wstydu. Zaufał jej, a ona go nie zawiedzie.