Dzięki Nickowi obudziło się w niej inne, głębsze poczucie kobiecości. To było dla niej coś zupełnie nowego. Instynktownie wiedziała, że ma nad Nickiem pewną władzę. Gdy ją całował i pocałunki stawały się coraz bardziej gorące, jego mocnym ciałem wstrząsało drżenie. Jakby walczył z sobą, by zachować kontrolę, ostudzić zmysły… a jednak nie przychodziło mu to łatwo. To łechtało jej ego i dodawało wiary.
Chce pójść z nią jutro na tańce.
Już teraz chętnie by zatańczyła. Musiała użyć całej siły woli, by wziąć się w garść. Powinna zrobić przynajmniej kilka najpilniejszych rzeczy i wypisać rachunki. Zmusiła się do spokoju, a potem uporządkowała papiery. Gdy wreszcie skończyła i wzięła prysznic, uległa pokusie. Po kolei przejrzała nowe stroje, by zdecydować, który włożyć jutro.
Nie od razu wybrała. Ledwie skończyła, kiedy dobiegł ją odgłos zbliżającego się samochodu. Pobiegła do przedpokoju i wyjrzała przez okno wychodzące na drogę. Na podwórko wjeżdżał samochód Shanea. Pobiegła do sypialni, zrzuciła szlafrok i szybko przebrała się w czyste dżinsy i podkoszulek. Zbiegła na dół i otworzyła drzwi. Shane właśnie wchodził na ganek.
– Cześć, koleżko! – powiedziała z uśmiechem, cofając się, by mógł wejść do środka. – Strasznie dawno cię nie widziałam.
Shane uśmiechał się niewyraźnie. Wpatrywał się w nią przenikliwie, badawczo. To ją zaniepokoiło, jej uśmiech lekko zbladł. Shane zdjął kapelusz.
– Przepraszam, że nie pokazałem się wcześniej – rzekł jakimś zmienionym głosem.
To dało jej do myślenia.
– Mam jeszcze w termosie zaparzoną kawę – zaproponowała. – Chcesz, naleję ci kubek i pójdziemy sobie klapnąć do salonu.
– Nie, dzięki. Przyjechałem, bo dowiedziałem się, kto cię wtedy tak wkurzył. Chciałem dać mu czas na przeprosiny, ale… Coś mi się widzi, że chyba dałem mu trochę za dużo czasu.
Poczuła, że oblewa się rumieńcem.
– Czyli Nick ci powiedział.
– No. I muszę przyznać, że naprawdę było mu przykro. – Jeden kącik ust wygiął mu się w lekkim uśmiechu. Trochę się rozpogodził. – Zabrał cię dzisiaj do San Antonio, tak?
Nie mogła nie zauważyć, że międli palcami kapelusz. Denerwuje się?
– Ty tego… nie pochwalasz?
– No co ty, skądże.
– Ale?
Odrobinę spochmurniał.
– Ale… nie wariuj za szybko, tyle ci powiem.
Wlepiła w niego oczy. Wyraził się bardzo oględnie, ale przyjaźnią się od lat i znają jak łyse konie. Doskonale wie, co miał na myśli.
Nie ma do niego żalu, choć jest jej przykro. Wcale nie dlatego, że według jej dobrego kumpla sama na siebie bicz kręci i zmierza ku katastrofie, z której wyjdzie ze złamanym sercem. Jest zmieszana i czuje się niezręcznie, bo Shane trafił w sedno. Nie ma u Nicka żadnych szans, w każdym razie na dłuższą metę. Jak trudno się z tym pogodzić, gdy teraz jest tak cudownie, tak doskonale!
Tak bardzo by chciała wierzyć, że rzeczywiście tak jest, przynajmniej przez chwilę. Przeżyć tak jeszcze jeden dzień, może kilka. Niechby to była nagroda za te wszystkie stracone lata. Choć przez chwilę przenieść się w inny świat, mieć marzenia. Może to nawet dobrze, że Shane przyjechał, nim sprawy posunęły się za daleko. Wypadki toczą się błyskawicznie, to jak dla niej zbyt szybkie tempo. Może powinna się otrząsnąć, trochę wyciszyć, zacząć patrzeć na świat bardziej realnie. Znaleźć sens w jego słowach, których nigdy by nie powiedział, gdyby nie straciła trzeźwego osądu. Może powinna go posłuchać.
– Dzięki, że mi to powiedziałeś – zaczęła. – Dobry z ciebie przyjaciel.
Shane podszedł bliżej, wziął ją za rękę. Popatrzyła mu prosto w oczy.
– Zdaję sobie sprawę, jak naprawdę jest. Nie pasuję do twojego brata, nie mam żadnych szans – powiedziała cicho.
– Ty to widzisz. Nigdy byś mi tego nie powiedział, ale starasz się mnie przestrzec, póki jeszcze jest czas. Nim całkiem się zbłaźnię i będę cierpieć.
Oto ironia losu. Przed laty Nick próbował interweniować, bo był przeciwko jej znajomości z Shaneem. Teraz to samo, choć znacznie subtelniej, robi Shane. Zniechęca ją do Nicka.
Shane się zachmurzył.
– Corrie, nie mów tak. Nigdy się nie zbłaźnisz. – Rzucił kapelusz na stół i ujął jej drugą rękę. – Mój brat nie mógłby znaleźć lepszej dziewczyny niż ty.
Pominęła milczeniem to stwierdzenie. Uśmiechnęła się do niego.
– Och, ty mistrzu rodeo – zagaiła, zmieniając ton na żartobliwy. Ścisnęła jego dłonie. – Przyznaj się z ręką na sercu, czy nigdy nie uwodziłeś panienki, co do której wcale nie miałeś poważnych zamiarów? Myślisz, że tylko tobie to wolno? Wiesz, o czym mówię. Mały flirt, który potrwa tydzień, ale zapowiada się tak obiecująco, że szkoda byłoby przepuścić taką okazję.
Shane w milczeniu przewiercał ją wzrokiem. Czuła, że jej porozumiewawczy uśmieszek robi się coraz mniej przekonujący. Naraz uzmysłowiła sobie, że z całej siły, mocno ściska jego dłonie.
– O, psiakrew! – zamruczał chrapliwie. Przycisnął ją do siebie i pocałował w czubek głowy. Przytulił ją mocno do piersi.
Zamknęła oczy, nie protestując. Miło było przytulić policzek do jego mocnego ciała. Westchnęła w duchu. Chciała zamydlić mu oczy, ale Shane za dobrze ją zna. Nie da się oszukać.
– Shane, nie martw się o mnie – powiedziała, siląc się na spokój. – Najwyższy czas, bym wreszcie dorosła. Nie mogę w nieskończoność cofać się przed nieznanym. Przecież to nie jest koniec świata.
Przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej. Omal nie krzyknęła. Musi jak najszybciej zakończyć tę sytuację i obrócić ją w żart. Uśmiechnęła się więc z przymusem i rzekła pogodnym tonem:
– Twój brat świetnie całuje, wiesz? Dzięki niemu nauczyłam się kilku nowych rzeczy, którymi w przyszłości może kogoś zaskoczę.
Odsunęła się lekko, by na niego popatrzeć. Miał zaciętą twarz. Spróbowała z innej beczki.
– Ty też jesteś w tym zupełnie niezły, ale o tym sam dobrze wiesz.
Już się bała, że Shane nigdy się nie rozchmurzy.
– Nick świetnie całuje? – wymruczał. – Mówisz w taki sposób, że to dla mnie szok. Ale niech ci będzie, więcej nie musisz tłumaczyć. Rozumiem. Wolałbym nie, ale trudno.
Jadę teraz do domu, lecz będę w pobliżu. W każdej chwili możesz na mnie liczyć. Może ci się przydam, choćby po to, żeby pogadać. – Mocno pocałował ją w policzek, popatrzył na nią uważnie. – Łapiesz?
Chciała się uśmiechnąć bardziej przekonująco, ale nagle poczuła się kompletnie wyczerpana. Rzadko kiedy to się jej zdarzało, nawet najcięższe prace aż tak jej nie męczyły.
– Łapię – odparła. – Dziękuję. I dzięki za to, że nie robiłeś mi wyrzutów. Wiem, że zachowałam się paskudnie. Jednego dnia całowałam się z tobą, a dziś z twoim bratem. Tylko że tamten pocałunek nie znaczył nic szczególnego, prawda?
– Hm! – mruknął i z udanym gniewem spiorunował ją wzrokiem. Wyczuł, jak bardzo jej zależy na złagodzeniu tej niezręcznej sytuacji i dostosował się do jej tonu. Za to jeszcze bardziej go lubi. – Oszukałaś mnie, dziewczyno! – zawołał z emfazą. – Igrałaś z moimi uczuciami, bawiłaś się tylko. A potem rzuciłaś mnie dla innego, starszego i bogatszego!
Puścił ją i dramatycznym gestem sięgnął po kapelusz. Włożył go i ściągnął gwałtownie. Odstawia niezłą komedię, uśmiechnęła się w duchu Corrie.
– Czegoś takiego jeszcze nie widziałem – oświadczył z patosem. – Jak ci nie wstyd?