Corrie wybuchnęła szczerym śmiechem. Naprawdę bardzo jej ulżyło.
– Lepiej już jedź do domu. Muszę wreszcie iść spać.
Shane uśmiechnął się, delikatnie ujął ją pod brodę i uniósł jej buzię.
– Śpij dobrze, mała. Lou zawsze będzie wiedziała, gdzie aktualnie jestem, więc w razie czego mnie złapiesz. Dzwoń śmiało. Nie każ mi czekać na wieści od ciebie. Bo zacznę myśleć, że już mnie nie kochasz – dodał, robiąc poważną minę.
– Zawsze będę cię kochać – zapewniła, uświadamiając – sobie, że to szczera prawda. Dławiło ją w gardle. Shane też miał zmieniony głos. Jakby czuł to co ona.
– Ja też, dzieciaku. Dobranoc.
– Dobranoc.
Wyszedł. Zamknęła za nim drzwi i pogasiła światła na dole. Poszła do sypialni, rozebrała się i wślizgnęła pod kołdrę. Leżała w ciemności, wpatrując się w sufit i jeszcze raz wracając myślą do wydarzeń dzisiejszego dnia. Powinna je jakoś uporządkować, popatrzeć na nie z dystansem. Bo wtedy będzie jej łatwiej pogodzić się z nieuchronnym rozczarowaniem.
Łatwo powiedzieć, ale trudniej wykonać. To mniej więcej tak, jakby chcieć zebrać łyżeczką rozlany syrop. Trochę się zbierze, ale naprawdę czysto będzie dopiero po starannym wytarciu blatu mokrą ściereczką. A na to nie może się zdecydować, jeszcze nie teraz.
Nazajutrz Nick wrócił do domu tuż przed południem. Późnym rankiem dostarczono kupionego wczoraj ogiera. Chciał być przy wyładowywaniu go i umieszczaniu w stajni. Zeszło przy tym sporo czasu. Shane chodził gdzieś własnymi drogami. Widzieli się przy śniadaniu, ale brat był milczący i ponury. Teraz spotkali się w jadalni przy lunchu. Pochmurna mina Shanea świadczyła, że nadal jest w wisielczym humorze. Lou podała jedzenie i zniknęła. Nick miał tylko nadzieję, że Shane da mu w spokoju zjeść. Dopiero potem spróbuje wyciągnąć z niego powód tego złego nastroju.
Sam był w doskonałym humorze. I nie chciał, by ktoś mu go popsuł. To Corrie tak na niego wpłynęła. Poranne zajęcia były absorbujące, a jednak i tak ciągle o niej myślał. I wcale nie chciał, by było inaczej. Bo naprawdę kontakt z nią był czymś odświeżającym i nadzwyczaj przyjemnym.
Było mu z nią wczoraj tak dobrze, że wcale nie chciał wracać do domu. Gdyby to była inna dziewczyna, z pewnością zostałby dłużej. Znacznie dłużej. Ale Corrie jest tak niedoświadczona i niewinna, że musiał to uszanować. Dlatego tak szybko się z nią pożegnał, wbrew własnej woli. Nie należy do kobiet, które bez problemu idą do łóżka z mężczyzną, z którym nie mają ślubu. Nawet nie chciał sugerować takiej możliwości.
Rozumie jej racje. Przyjmuje je i pochwala. Sam pod tym względem przeszedł pewną przemianę. Z upływem lat coraz bardziej przemawia do niego tradycyjne podejście do seksu. Sam seks bez uczucia powoli go rozczarowuje. Owszem, może być świetnie, jednak poza fizycznym spełnieniem nie ma nic więcej. To pozostawia poczucie pustki, jakiegoś istotnego braku. Jest bliskość, czasem czułość, ale to jeszcze mało. Nie warto o to aż tak zabiegać.
Ma kilku znajomych, którym się poszczęściło, bo ich małżeństwa są naprawdę udane. I po nich widzi różnicę. Taki związek, oparty na miłości i partnerstwie, to coś nieporównywalnie więcej niż niezobowiązujące flirty. Inny poziom przeżycia i spełnienia. Coraz częściej łapie się na tym, że w głębi duszy właśnie tego pragnie. Znaleźć towarzyszkę na całe życie, mieć udane małżeństwo. Teraz pochłania go ranczo i rozległe rodzinne interesy, temu się ostatnio poświęcił. To ogromne wyzwanie. Nie wszystko da się przewidzieć, bywają wzloty i upadki. Ale generalnie wiedzie mu się doskonale.
Małżeństwo pod tym względem jest chyba podobne. Choć może trudniej dopasować pragnienia i potrzeby dwojga ludzi, nie tylko jednej osoby. Tym większe wyzwanie i tym bardziej go pociąga. Chciałby mieć żonę, związać się z nią na całe życie.
Być może właśnie znalazł się na takim etapie życia. Przez lata nigdy go to nie ciągnęło, a teraz bezustannie o tym myśli. Z powodu Corrie, rzecz jasna. Nie będzie się okłamywać. Ten pomysł podoba mu się coraz bardziej.
Corrie ma niezależną naturę, a jednocześnie bardzo poważnie podchodzi do rodziny i związanych z tym zobowiązań. Mało która dziewczyna jest taka. Przynajmniej z tych, które zna. Corrie poświęciła bardzo wiele ze względu na ojca, który naprawdę nie okazał jej serca. Czyli można założyć, że jeszcze bardziej będzie oddana mężowi, który odpłaci jej tym samym.
Mrukliwy głos brata wyrwał go z tych rozmyślań.
– Hej, pytałem cię o coś. Dwa razy. Nie odzywasz się dzisiaj do mnie czy rozmarzyłeś się o Corrie Davis?
W jego tonie był i sarkazm, i zazdrość. Choć Nicka najbardziej poruszyło coś innego – jakaś dziwna zaborczość względem Corrie.
I przeświadczenie, że ma do niej prawo.
– Nie podoba ci się, że się nią interesuję – podsumował Nick, bo przesłanie brata było dla niego jednoznaczne i klarowne. Popatrzył na Shanea, czekając na replikę. Shane skorzystał ze sposobności.
– Naprawdę wiesz, co robisz? – zaatakował. – Corrie to niewinna dziewczyna.
To go zdenerwowało.
– Shane, za kogo ty mnie masz? Uważasz, że posuwam się do tego, by deprawować niewinne panienki?
Shane odłożył widelec, oparł łokcie na stole.
– Mówię ci tylko, że ona raczej ma zerowe doświadczenie z chłopakami. Nigdy byś nie zwrócił na nią uwagi, gdyby nie ta historia sprzed lat. Ubzdurałeś sobie, że wyjadę z nią i nie wywiążę się z moich rodzinnych „zobowiązań”.
Wiesz, zaczynam się zastanawiać, czy nie robisz tego celowo. By odciągnąć ją ode mnie.
Dotknęło go to oskarżenie, ale powstrzymał się przed ciętą repliką.
– Zależy ci na niej?
Shane jeszcze bardziej sposępniał.
– Już ci powiedziałem, że jeszcze nie wiem. Nie chciałeś czekać, aż się zdecyduję, i sam zacząłeś się do niej zalecać. Nie będzie ci trudno ją usidlić. Wystarczy, że kiwniesz palcem. Zawsze podejrzewałem, że ma do ciebie słabość.
I chyba rzeczywiście tak było. Szybko ci z nią poszło, co?
Corrie miała do niego słabość? Ta informacja sprawiła mu nieoczekiwaną przyjemność. Oczywiście za nic tego teraz po sobie nie pokaże. Przykro mu, że Shane tak źle o nim myśli, ale cieszy się, że brat staje w jej obronie. To mu się naprawdę podoba. Dlatego nie będzie mu wytykał niesprawiedliwej oceny.
– Moje zamiary w stosunku do Corrie są jak najbardziej honorowe.
– To dobrze. Bo skoro tak, to bez problemu skończysz ten układ, nim niepotrzebnie się rozwinie. Nie raz przestrzegałeś mnie, że Corrie to nie dziewczyna dla Merricków, że szybko mnie znudzi. Kazałeś mieć się na baczności, by przypadkiem nie wpaść. Przypominam ci to teraz, byś wziął to sobie do serca. Jeśli skrewisz, będziesz mieć kłopoty. Gwarantuję ci to.
Teraz to w Nicku zagotowała się złość. Shane poucza go tak, jakby był roznamiętnionym sztubakiem, a nie starszym o osiem lat bratem.
– Bardzo proszę, spróbuj! – odpalił prowokująco. Oczy Shanea błysnęły niebezpiecznie. Zacisnął usta.
– Nie baw się nią, Nick.
– Nie wtrącaj się, tylko zajmij się swoimi sprawami. Shane ściągnął z kolan serwetkę i rzucił ją na stół.
– Akurat! Uważaj!
Popatrzył na jego zmienioną z gniewu twarz, spięte mięśnie. Sam pewnie wygląda podobnie. Zabrnęli za daleko i teraz trudno to będzie zażegnać. Jeszcze chwila, a Shane zażąda, by wyszli rozmówić się na dwór. On zresztą też ledwie się powstrzymuje, by tego nie zrobić. Musi natychmiast ochłonąć.
– Cieszę się, że stajesz w obronie Corrie, ale zapewniam cię, że w stosunku do niej nie mam złych zamiarów.
Shane przez kilka napiętych sekund badawczo wpatrywał się w jego twarz. Złość powoli ustępowała. Nick miał nawet wrażenie, że już żałuje swej gwałtowności. Shane odetchnął głęboko.