Nick powiesił kapelusz. Corrie nie wychodziła z łazienki. Sam raczej nie byłby zachwycony takimi późnymi gośćmi, ale może Corrie z przyjemnością zasiądzie do ciepłej pizzy.
Co miała na myśli, mówiąc, że coś zaczyna się jej klarować?
Czyżby zamierzała wygłosić jakieś oświadczenie? Wypracowała sobie swój własny punkt widzenia i teraz chce się go trzymać? Być może wcześniej widziała się z Shaneem albo przynajmniej rozmawiała z nim przez telefon. Może dotarło do niej, jak bardzo Shane jest zdeterminowany, by o nią walczyć.
Woda przestała szumieć, po chwili drzwi łazienki się otworzyły. Corrie weszła do kuchni i uśmiechnęła się do Shanea.
– Dzięki za przywiezienie pizzy. Już wspaniale pachnie.
– Mam nadzieję, że nadal lubisz potrójne pepperoni.
– Już dawno nie jadłam pizzy. Super, że ją przywiozłeś. – Przeniosła spojrzenie na Nicka. – No to siadajcie przy stole.
Shane jej przerwał.
– Nie, wy usiądźcie. Przygotuję napoje i zabawię się w kelnera. Zaraz wszystko będzie gotowe.
Corrie uśmiechnęła się. Czuła się trochę niezręcznie, ale cóż miała robić. Przez cały dzień myślała o Nicku. A potem o Shanie i tamtym pocałunku. O ich wczorajszej rozmowie. Doszła do wniosku, że jednak miał do niej żal o to, że spędziła dzień z Nickiem, choć rozczarowanie próbował pokryć żartem.
Po dzisiejszym dniu padała z nóg, ale gdy ujrzała ich obu na ganku, nagle wszystko zaczęło się jej układać. Intuicyjnie domyślała się, o co w tym wszystkim chodzi. Zresztą wystarczyło spojrzeć na braci. Są spięci, choć starają się to ukryć. Wręcz czuje niechęć, czy nawet wrogość Shanea w stosunku do Nicka. Zaś Nick jest dziwnie wyciszony i zdystansowany.
Usiadła na swoim miejscu, oparła się wygodnie. Cieszyła się, że ten ciężki dzień wreszcie się kończy. Starała się nie patrzeć ani na Shanea, ani na Nicka. Jeden i drugi ponury jak chmura gradowa. O co im poszło?
Marzyła tylko o tym, by jak najszybciej położyć się do łóżka.
Shane postawił napoje na stole i rozłożył talerze. Wyjął pizzę z piecyka, ukroił dwa kawałki. Nałożył jej na talerz, a potem podał nóż Nickowi.
– Odkrój sobie sam. Zapomniałem o serwetkach.
Przez cały dzień nie miała apetytu, ale teraz z przyjemnością posypała ciasto papryczkami i serem. Ugryzła pierwszy kęs i nagle poczuła, jak bardzo jest głodna.
Shane usiadł, nałożył sobie porcję. Corrie jadła z apetytem. Shane i Nick toczyli niezobowiązującą rozmowę, do której od czasu do czasu wtrącała parę słów. Czuła na sobie ich wzrok. I wibrujące między nimi napięcie.
Wreszcie rozmowa ucichła, po czym zapadła ponura cisza. Corrie starała się pozbierać myśli. Czuła się syta i wzmocniona. Jeszcze raz podziękowała Shane’owi za przywiezioną kolację.
– Pizza była pyszna – powiedziała. – Najadłam się jak bąk – dodała, uśmiechając się do niego. – Jest mi tylko trochę niezręcznie, bo to, co teraz powiem, pewnie nie przypadnie wam do gustu. Nie chcę was zdenerwować i mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. – Popatrzyła na Nicka. Odnoszę wrażenie, że dzieje się coś, czego nie mogę zaakceptować.
Napięcie między nimi jeszcze się wzmogło. Corrie bawiła się szklanką.
– Czy doszliście już do porozumienia w sprawie waszego rancza i planów Shanea?
Gdy to powiedziała, podniosła wzrok na Nicka, a po chwili spojrzała na Shanea. Zmuszała się, by zachować spokój, co wcale nie było łatwe. Obaj bracia mieli zacięte twarze i ponury wzrok. Czyli nadal się spierają.
– Nasunęło mi się kilka spostrzeżeń – ciągnęła cicho. Swoje opinie możecie wyrazić później, bo ja muszę iść się położyć.
Popatrzyła na Nicka i rzekła prosto z mostu:
– Chcesz zatrzymać Shanea i budzisz w nim wyrzuty sumienia, bo sam czujesz się winny. Może dlatego, że wasz ojciec nie obdzielił was po równo. Mam poczucie winy, bo może to z mojego powodu Shane został niesprawiedliwie potraktowany. Myślę też, że masz do niego żal, bo ty przez całe lata zajmujesz się rodzinnymi interesami, a on buja w obłokach i nic go to nie obchodzi. Być może nawet wprost odmówił wszelkiej pomocy. A ty masz poczucie, że odpowiedzialność w połowie spoczywa na nim. I nie możesz pojąć, czemu chce zacząć coś na własny rachunek, skoro macie taką ogromną posiadłość. Uważasz jego plany za nieodpowiedzialne i głupie.
Starała się nie skupiać za bardzo na kamiennej twarzy Nicka. Odetchnęła z ulgą, gdy Nick nie zabrał głosu.
– Przechodząc do ciebie, Shane. Myślę, że jeszcze nie do końca pogodziłeś się z tym, co było. Musiałeś słuchać ojca i starszego brata. Dlatego teraz tak bardzo dążysz do samodzielności. Nie chcesz, by ktokolwiek mówił ci, co masz robić. Nawet brat. Tylko że brata nasz jednego. Spróbuj postawić się na jego miejscu. Czuje się winny, nie rozumiesz tego? Po wypadku waszego ojca wszystko spadło na niego. Stał się odpowiedzialny za rodzinny interes i za ciebie. Może jemu to też wcale nie odpowiadało, może wolałby być dla ciebie po prostu bratem? Życie wam niczego nie poskąpiło, ale tego nie doceniacie. Nie dociera do ciebie, jak szlachetnie zachował się Nick, proponując ci pełne partnerstwo i układ pół na pół?
Oczy Shanea zalśniły nagle niebieskim ogniem. Czuła, że jeszcze chwila, a przegra. Teraz jednak przyszła pora na Nicka. Oby tylko nie pomyślał, że na jej słowa wpłynął gniew brata.
– A ty, Nick, naprawdę nie widzisz, jak bardzo Shane jest podobny do ciebie? On ma swoje plany, swoje marzenia.
Niestety sprzeczne z tymi, jakie ty dla niego stworzyłeś. Nie mogę pojąć, czemu musicie walczyć z sobą, zamiast zgodzić się na jakiś rozsądny kompromis. On jest przecież twoim jedynym bratem. I to naprawdę wstyd, że nie chcesz wyjść mu naprzeciw. Zresztą może nawet byś chciał, ale czy on o tym wie?
Popatrzyła teraz na obu.
– Jesteście szczęściarzami. Przepraszam za słowo, ale macie cholerne szczęście, bo macie siebie. Ja oddałabym wszystko, by mieć brata czy siostrę. Myślę, że umiałabym znaleźć wyjście z takiej sytuacji jak wasza. Nigdy nie miałam takich problemów, bo zawsze byłam sama. Nie mam nikogo, z kim musiałabym się liczyć. Dlatego mogę myśleć tylko o sobie, bo nikogo nie skrzywdzę.
Odsunęła krzesło i wstała.
– Gdy zobaczyłam was tutaj razem, jeszcze jedno mi się nasunęło. Ja tylko niepotrzebnie komplikuję sytuację. Póki nie dojdziecie z sobą do porozumienia, nie mam żadnej pewności, czy mogę wam wierzyć. Bo każdy z was ma swoje racje. Przez te ostatnie dni wiele się wydarzyło. Nie obraźcie się, myślę jednak, że obaj w jakichś sposób mnie wykorzystujecie. Bo nie chcecie postawić sprawy jasno. Być może manipulujecie mną przeciwko sobie. Nie wiem, czy tak jest, zresztą to wasza sprawa. W każdym razie proszę, byście nie przyjeżdżali tutaj, póki się nie dowiem, że jednak doszliście do porozumienia.
Shane odezwał się pierwszy.
– Corrie, skar…
– Jeśli się mylę, to trudno – ucięła Corrie, zaciskając palce na oparciu krzesła. Wbiła wzrok w blat, by nie patrzeć na braci. – To nie zmienia faktu, że nie chcę was tu widzieć ani mieć z wami do czynienia ze świadomością, że stoję pośrodku. I tak powiedziałam więcej, niż chciałam. Teraz muszę iść spać. Dobranoc.
Odetchnęła z ulgą, słysząc, że odstawiają krzesła. Nie patrzyła na braci, ale powstrzymała Shanea, który zaczął sprzątać ze stołu.
– Dzięki, sama to zrobię. Następnym razem ja stawiam pizzę.
Żaden z nich nie próbował podjąć dyskusji. To ją cieszyło. Pożegnali się i wyszli. Corrie posprzątała ze stołu. Słyszała, jak zapalają silniki i ruszają spod domu.