Jeszcze raz poszła do łazienki, by sprawdzić makijaż i fryzurę. W tym momencie z drogi dobiegł ją odgłos samochodu. Za pięć siódma. Pospiesznie pomodliła się w duchu. Samochód podjechał do tylnego wejścia. Silnik zgasł. Serce zabiło jej mocno.
Przyjaciele zawsze wchodzą tylnym wejściem, pocieszyła się w duchu. Usłyszała na ganku ciężkie kroki Nicka. Zatrzymał się przy drzwiach i zastukał. Odczekała i podeszła wolno, by je otworzyć.
Stał na progu, wielki i mocny. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Poczuła ucisk w żołądku. Nick sięgnął do kapelusza, zdjął go. Zachowywał się bardzo oficjalnie.
– Corrie? Miło cię widzieć.
Stała jak zaczarowana. Nick miał na sobie wykrochmaloną białą koszulę, turkusową apaszkę i czarne wizytowe spodnie. Czarne buty lśniły jak lustro. Wydawał się ogromny, przytłaczający.
Użył tej samej wody po goleniu co wtedy, gdy lecieli razem do San Antonio. Ten ulotny, ledwie wyczuwalny zapach rozluźnił ją nieco, przywołując wspomnienia tamtego dnia i tamtych pocałunków. Odetchnęła z ulgą. Gdyby chciał zmyć jej głowę za tamte oskarżenia, to chyba by się tak nie wystroił.
Uśmiechnęła się z przymusem, po czym cofnęła w głąb korytarza.
– Proszę, wejdź – odezwała się łamiącym się głosem. Nie chciała, by się zorientował, jak bardzo jest zdenerwowana.
Dopiero po chwili spostrzegła, że ręce jej drżą. Instynktownie schowała je za siebie. – Może chciałbyś usiąść w saloniku? – wykrztusiła.
Nick uśmiechnął się i ten uśmiech w okamgnieniu zmienił jego twarz. Powiesił kapelusz obok jej kapelusza.
– Jest bardzo ładny wieczór – rzekł. – Możemy posiedzieć na huśtawce na ganku.
Zarumieniła się i uciekła wzrokiem. Już wiedziała, że nie przyszedł ją ganić i że nic przykrego od niego nie usłyszy. Choć może tylko tak się jej wydaje, może to tylko jej pobożne życzenia?
– Usiądźmy, gdzie chcesz – przystała.
Podeszli do huśtawki, Corrie przełożyła poduszki na drugą stronę. Usiadła w rogu.
Nick usiadł obok niej. Serce jej zadrżało, gdy ujął jej rękę i uścisnął lekko.
– Shane zdecydował się na zakup rancza – bez wstępów zagadnął Nick. – Chce iść na swoje. Przez pięć lat zachowuje swoje udziały. Ja samodzielnie prowadzę nasz wspólny biznes, a Shane oddaje mi swoją część zysku. Jeśli po tym czasie nie zmieni zdania i nadal będzie chciał gospodarować samodzielnie, zacznę odkupywać jego udziały. Zostanie mu dwadzieścia pięć procent, co w przyszłości przejdzie na jego spadkobierców.
Corrie popatrzyła na niego błyszczącymi oczami.
– Odpowiadają ci takie warunki?
– Nie tego się spodziewałem, ale chcę, żeby Shane robił to, na czym mu zależy. Zresztą przyznaję mu rację. Byłoby nam trudno dojść do porozumienia. Obaj jesteśmy zbyt – niezależni i mamy własne zdanie. Teraz jest pełna zgoda i zrozumienie, żadnych uraz.
Na chwilę odwróciła wzrok. Bała się, że po jej oczach pozna, jak beznadziejnie i szaleńczo jest w nim zakochana. Na szczęście Nick chyba niczego nie zauważył.
– Bywały chwile, gdy sam walczyłem z sobą bardziej niż z nim. Tak jak powiedziałaś, czułem się winny, ale jednocześnie w jakiejś mierze zazdrościłem mu. On miał wolną rękę, a ja żadnego wyboru. Musiałem poprowadzić rodzinną firmę, po prostu. Nie próbowałem zrobić czegoś od zera, dojść do czegoś własnymi siłami. Tego mu zazdroszczę.
– Zaśmiał się. – Shane naprawdę pożyje, jeśli takie życie wcześniej go nie zabije.
Popatrzyła na Nicka. To wspaniale, że wreszcie wszystko jest na dobrej drodze, że przestali z sobą walczyć.
– Cieszę się – powiedziała. – I naprawdę mi lżej. Bałam się, że tylko pogorszyłam sprawę.
– Miałaś świętą rację – powiedział, a ona zarumieniła się jeszcze bardziej. Popatrzyła na ich splecione dłonie. – Uwielbiam, jak tak się rumienisz. Czuję się wtedy najseksowniejszym facetem w Teksasie.
Zachichotała mimowolnie, a potem zerknęła na niego trwożliwie.
– Mówisz takie rzeczy… naprawdę przesadzasz.
– Tak się przy tobie czuję. A teraz mam pięć sekund na przekonanie cię, byś pozwoliła się pocałować. Dłużej się nie powstrzymam i skradnę ci buziaka. Mogę?
Zmusiła się, by podnieść na niego wzrok, bo nieoczekiwanie ogarnęła ją wręcz dziecinna wstydliwość. Opamiętała się szybko. Przecież o niczym innym nie marzy, tylko o tym, by Nick ją pocałował.
– Możesz.
Nie odrywała od niego oczu. Pochylił się ku niej, delikatnie musnął jej wargi. Opuściła powieki. Pocałunek, lekki jak dotknięcie motyla, trwał ledwie mgnienie. Nick przygarnął ją mocniej i otoczył ramionami. Całował ją teraz tak, że świat usuwał się jej spod nóg. Nim się spostrzegła, siedziała mu na kolanach, z czołem opartym o jego szyję, oddychając płytko, raptownie.
Nick odezwał się zmienionym, chrapliwym głosem:
– Wiem, że to za szybko, ale nigdy nie lubiłem się z niczym ociągać czy za długo zastanawiać. Dlatego coś ci przywiozłem.
Serce skoczyło jej do gardła. Popatrzyła na jego twarz. Błądził po niej szczęśliwy uśmiech, oczy jaśniały radosnym blaskiem.
Omal nie straciła głosu ze wzruszenia.
– Co mi przywiozłeś?
Nick wsunął rękę do kieszeni koszuli. Przy tym ruchu niechcący jej dotknął, a po jej ciele natychmiast przebiegły rozkoszne iskry. Zrobiło się jej gorąco.
Poczekał, aż Corrie popatrzy na to, co trzymał w dłoni. Na czubku palca jaśniał złoty pierścionek z imponującym brylantem. Z kilku półsłówek domyślała się, co teraz nastąpi, jednak na ten widok głos już całkiem uwiązł jej w gardle. Przepiękny pierścionek. I ten brylant, po prostu olbrzym!
– Jest… ogromny. – Boże, dlaczego tak idiotycznie się odezwała! Zerknęła na Nicka z przestrachem. Przecież weźmie ją za kretynkę! Nick uśmiechał się szeroko.
– To prawda, jest ogromny – potwierdził. – Bo mam ogromne plany. Zamierzam się ożenić, mieć udane małżeństwo z kobietą, którą kocham. Mieć z nią dzieci. Mam nadzieję, że chcesz przynajmniej dwójkę. Nie zależy mi, żeby to byli tylko chłopcy czy dziewczynki, choć chciałbym chociaż parkę. A ty?
– Nigdy nie miałam takiej rodziny, ale zawsze o niej marzyłam. Chciałabym, by była jak największa. Jeśli to mi się uda, bo…
– Ze mną się uda, Corrie. Powiedz mi, czy są jakieś szanse, byś pokochała takiego faceta jak ja?
W życiu by nie przewidziała takiego pytania. Poruszyło nią do głębi. Bo kryła się w nim niepewność. Jakby Nick wątpił, czy powie „tak”. Zaskoczył ją. Mężczyzna taki jak Nick nie ma powodu do obaw. Tym bardziej gdy chodzi o nią. Zdumiał ją, naprawdę. I ujął. Tym szybciej musi mu odpowiedzieć.
– Nick, kocham cię od czasu, gdy miałam siedemnaście lat – powiedziała łamiącym się głosem. – Czy ty… czy ty czujesz to samo?
– Corrie, kocham cię. Zakochałem się w tobie, gdy ujrzałem cię podlewającą kwiaty. Wtedy to jeszcze do mnie nie dotarło. Potem przyjechałaś na kolację i wtedy mnie zawojowałaś. Odeszłaś, bo nie byłem z tobą szczery. Już wtedy zrozumiałem, że właśnie znalazłem dziewczynę dla siebie.
– Zamieszkasz ze mną i zostaniesz moją żoną? Będziesz przy mnie zawsze? W razie potrzeby przywołasz mnie do porządku, wypełnisz moje życie, będziesz przy mnie, będziemy wychowywać dzieci?
Łzy napłynęły jej do oczu, serce pęczniało radością i miłością. Oto prawdziwe szczęście, błogi spokój. I poczucie, że to jest jej mężczyzna.