- A co jest istotne? - Grunewald dokończył bułeczkę i popił kawą. Potem odsunął pustą filiżankę na bok.
- Wszyscy zrobili się nerwowi. Wszyscy zauważali dziwne rzeczy.
- Niby co?
- Na przykład... - Kuger jedną ręką wertował akta. - «Cień budynku w słońcu przesuwał się wyjątkowo szybko» albo «Sprawdzając zegarek, zawsze zauważyłem trzynastkę. To mogła być trzynasta trzynaście, dziesiąta trzynaście, ósma trzynaście w wieczór».
Grunewald uniósł brwi zdziwiony.
- I w aktach są takie pierdoły?
- Nie. Sam je napisałem.
- Skoro zginęli, to skąd masz te informacje?
- Od ich kobiet, które wszystkie przepytałem.
- Zaraz, zaraz, czekaj. - Grunewald się zirytował. - Odsunąłem cię od sprawy. Czy ty wiesz, co to jest rozkaz?!
Przerwało im wejście wachtmeistra. Kompletny młokos, trzęsły mu się ręce. Boże, teraz dzieci brali do służby. Niedługo będzie musiał pracować z przedszkolakami. A potem to już chyba żłobek i niemowlaki. Wszystkich sprawnych zabierali na front. No, ale przecież dlatego mieli takie sukcesy. Europa była niemiecka.
- Mam list dla pana Grunewalda, jest inaczej adresowany, jednak kazali mi go dostarczyć właśnie panu.
Pana, panu... Wersal tu sobie robią. Gołowąs nie wiedział, że przed nazwiskiem trzeba podać stopień służbowy. A może go nawet nie znał.
- Skąd?
Młody nie wiedział, gdzie podziać oczy.
- No bo... No bo... - Nieśmiało wskazał palcem na Kugera.
Ten roześmiał się tylko.
- Jestem aż tak nieprawomyślny, że już nawet raportów nie mogę czytać?
Chłopak najchętniej schowałby się pod biurkiem. Nie miał zielonego pojęcia, jak wybrnąć ze skomplikowanej sytuacji.
- To nie jest raport, proszę pana. Ktoś przysłał list prywatny. Do pana. - Znowu wskazał Kugera ręką. - Ale cenzura otwiera teraz wszystkie listy. I kazali dać temu drugiemu panu.
Grunewald wziął pismo. Podobnie jak posłaniec również nie wiedział, jak się zachować.
- Dziękuję, możesz wyjść.
- Tak jest, proszę pana! - Młokos strzelił obcasami i zasalutował niczym w wojsku.
Jeszcze moment i zainstalują tu karabiny maszynowe w oknach obsługiwane przez małpy. Tylko tego brakowało. Chociaż po co, skoro cały świat był już niemiecki. Pozostały nędzne resztki.
Kiedy trzasnęły drzwi, Grunewald podał kopertę Kugerowi.
- Jeśli to do ciebie, to czytaj.
Kaleka zaprzeczył ruchem głowy. Uśmiechnął się.
- Ty czytaj, jak ci kazali. Rozkaz to rozkaz - zakpił okrutnie, powtarzając poprzednią kwestię kolegi.
Grunewald wyjął list z koperty. Przez chwilę przebiegał po nim oczami. Potem zdjął okulary. Chusteczką wyciągniętą z kieszonki wytarł spotniałe czoło. Nie bardzo wiedział, jak podnieść oczy i spojrzeć na przyjaciela. Przemógł się jednak.
- Przykro mi. Przygotuj się na najgorsze.
- Co? Przenoszą mnie na front? A kto mi przeładuje pistolet? Przecież mam tylko jedną rękę.
- To list prywatny.
- Od jakiejś kochanki? Czy też stwierdzili, że jestem Żydem?
Grunewald znowu przetarł czoło.
- Porwali twoją żonę.
- Angielscy komandosi?
- Zwykli bandyci. Dla okupu.
Kuger uśmiechnął się nagle. Wstał, zrobił kilka kroków do okna, odwrócił się i przeszedł pod drzwi. Potem podszedł do stolika, ciągle uśmiechając się radośnie.
- Naprawdę? Nie, no... Świat nie może być taki piękny. To mi się tylko śni.
- Nie kpij. Zabiją ją, jeśli nie zapłacisz okupu.
- Teoretycznie mógłbym im dać połowę pensji. Ale kiedy ją wypuszczą, to ona zabierze drugą połowę na alimenty. Więc z czego będę żył?
Grunewald nie wierzył w to, co słyszał. Zdenerwowany podszedł do ogromnego okna żeby się uspokoić, patrzył na przepiękną panoramę Beslau. Skręcił sobie papierosa, zapalił i zaciągnął się do samego dna płuc. Potem odwrócił się i krzyknął:
- Lekceważysz to?!
- Wprost przeciwnie. Powróćmy do sprawy głównej.
- Człowieku! Czy ty nie rozumiesz, że porwali twoją żonę?
- Byłą żonę - odpowiedział spokojnie Kuger. - Rzuciła mnie, gdy mi amputowali rękę. Nie chciała żyć z kaleką. Wolała przystojnego amanta. Młoda była.
- I nie obchodzi cię jej los?
- Kompletnie nie.
Grunewald tylko zakrył twarz dłońmi. Nie miał pojęcia, co powiedzieć. Dla przyzwyczajonego do praworządności i «państwowej» moralności Niemca było to nie do pomyślenia.
- Wracając do ważniejszej sprawy - kontynuował Kuger. Rozparty w fotelu też zapalił papierosa. Potrafił obsłużyć pudełko zapałek jedną dłonią. - Przepytałem te wszystkie kobiety, wiesz, żony ludzi, którzy wybuchali. Co za dziwna koincydencja... Część z nich powiedziała mi, że ich mężowie dostawali listy o porwaniu małżonek dla okupu. Niektórzy panowie wierzyli i panikowali, niektórzy nie. Okazywało się potem, że ich eksżony - podkreślił «eks» - były albo u rodziny w Bawarii, albo na urlopie w Zoppot, albo pojechały z jakimś kochankiem na wieś.
- Dlaczego tego nie ma w aktach? - spytał Grunewald.
Kuger zrobił minę w stylu «jestem wiejskim głupkiem».
- Nie wiem.
Grunewald zgasił dopiero co zapalonego papierosa.
- Należy natychmiast przesłuchać wszystkich oficerów, którzy prowadzili śledztwa w poszczególnych sprawach!
- A przesłuchuj sobie. - Kuger odchylił się w fotelu. - Czeka cię długa wycieczka na front wschodni. Jeżeli jeszcze żyją, to może się czegoś dowiesz.
- Wszystkich zmobilizowali?
- Akurat tych, co mieli związek z tą sprawą. Pozostaliśmy tylko my dwaj. Dwa samotne pieski zagubione w mieście. Ciebie nie wezmą do wojska, bo jesteś za wysoko postawiony. A ja jestem kaleką, w armii mógłbym jedynie czyścić latryny. A i to nieudacznie.
Grunewald zaczął krążyć po pokoju. Był zagorzałym nazistą i nie mógł uwierzyć, że ktoś z wewnątrz mógł kryć jakąś aferę. Był prawdziwym Niemcem. Dla niego «tak» oznaczało «tak», a «nie» to «nie». Nie było nic pomiędzy. Wypełniał swoje obowiązki jak mógł najlepiej. Ścigał tych wszystkich złodziei, przestępców, morderców. Krzyczał «Heil Hitler» na wiecach. Brał udział w planie pomocy dla żołnierzy na froncie. Wysłał im swój sweter, nowe kalesony, skarpety, puszkę marmolady i wszystkie ersatz-czekolady, które dostał. Był ideowcem. Regularnie wpłacał część pensji na fundusz wojenny. Nie mógł uwierzyć, że ktoś z kripo krył jakąś przestępczą akcję.
- Wiesz co? - powiedział.
- Co? - Kuger był pomnikiem «szczególnego zainteresowania».
- Musimy powiadomić gestapo.
Kuger wydmuchiwał kółka dymu.
- Ależ oczywiście. - Teraz zamienił się we wzór uprzejmości. - Gestapo już jutro wykryje «tajną organizację konspiracyjną», która pojutrze przyzna się, że jest «tajną organizacją konspiracyjną». A na trzeci dzień rozstrzela się kilku Żydów. Tak. To jest bardzo dobry plan.
- Dość kpin, defetysto!
- Jak się komuś przyleje pałą, to się przyzna, że chciał odgryźć psu jaja. A pretekst do rozstrzelania Żydów lub niewygodnych Niemców każdy dobry.
Grunewald wyrzucił ramiona w górę.
- Boże, przestań mówić takie rzeczy!
- Boisz się podsłuchu, nazisto? W twoim hitlerowskim raju?
- Przestań!
Kuger podniósł słuchawkę telefonu na biurku. Wiedział, że mógł sobie pozwolić nawet na najbardziej bzdurne rzeczy wobec swojego przyjaciela. Grunewald mimo swoich przekonań i wrodzonej karności był po prostu człowiekiem poczciwym.
- Centrala? Przepraszam najmocniej, chciałem spytać, czy w moim pokoju jest podsłuch?