Przeszedł do akt Miszczuka i Wasiaka.
Z powodu zasług wojennych i szczególnego oddania w walce z reakcyjnym podziemiem oraz sku.. sku... skutecznego (dobrze powiedziałem?) rozprawiania się z elementem zbrodniczym i szabrownikami dostąpią oni ho... honoru (dobrze powiedziałem?) wcięgnięcia flagi na maszt!
Staszewski masował skronie. «Flaga na maszt, Irak jest nasz» - powtarzał słowa piosenki Lecha Janerki. A może same się powtarzały?
- Słuchaj, zamiast dorożki zamów mi taksówkę... Helgo! - dodał.
Mariola wystukała numer z domowego telefonu.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. Już jedziemy.
Nie musiała podawać adresu. Komputery natychmiast wychwytywały numer telefonu, pod warunkiem, że nie był zastrzeżony, sprawdzały, czy dzwoni stały klient i czy nie było żadnych kłopotów z płatnościami. Ponieważ Staszewski spełniał wszystkie kryteria, taksówka momentalnie ruszyła z któregoś postoju w pobliżu.
- A co z tą jajecznicą? - spytała Mariola.
- Dajmy sobie z tym spokój. Nie zjem sześciu jaj na śniadanie. Nie wiem, co oni wtedy robili, że tak żarli.
Wzruszyła ramionami.
- Też nie wiem. Ale ja bym zjadła.
- Żartujesz? - Popatrzył na nią zdziwiony.
- Nie. Zjadłabym.
- No, a później sama nazywasz się foczką i mówisz, że na brzuchu masz sadełko.
Uśmiechnął się miło, ale dziewczyna wyraźnie się zezłościła.
- A ty to co? Od rana piwko albo drinki. Myślisz, że nie wiem, co trzymasz w szufladzie biurka? Dwie butelki wódki! - Zadyszała się. - Masz tam trzy spluwy i dwie butelki wódki!
Wzniósł oczy do góry.
- Ale od tego się nie tyje.
- Od tego się umiera! - usiłowała być rzeczowa. - Ijeszcze dwie paczki fajek dziennie.
- Umiera się z powodu jedzenia.
On też był rzeczowy i znał statystyki. Nie straszcie rakiem frajerów. Zdechną od frytek, coli, kiełbasy i tłuszczu. Będą sto razy bardziej liczni niż ci od raka.
- No oczywiście! Dwie paczki papierosów i wódka okraszana piwem to nie jest powód do umierania? Szczególnie jeśli się jest alergikiem.
- Alkohol pomaga astmatykom.
- Tak. - Odwróciła się plecami. - A szczególnie papierosy ci pomagają. - Rzuciła czymś w ścianę. - Pomagają ci w drodze na cmentarz. Podtrzymują za ręce! I chlejesz w robocie!
Nie był świnią i nie powiedział, że ją właśnie zabija kanapka, którą sobie w międzyczasie zrobiła.
- Oj, Mariola, jestem dobrym oficerem policji. Jestem fachowcem. I to, co piję albo palę, nie powinno nikogo obchodzić.
- Tak! - wrzasnęła. - Tylko się nie zdziw, jak cię zwolnią. Zastąpią cię miernotą przeklętą, która nie będzie potrafiła nawet ułamka spraw załatwić, które ty potrafisz. Ale za to codziennie będzie trzeźwa, codziennie o czasie w pracy, codziennie gotowa lizać dupę szefowi. Zrozum to wreszcie!
- Co mam lizać? Nikomu nie będę! - Nalał sobie nowy kieliszek wódki.
Mariola przysiadła się. Objęła go ramieniem i przytuliła. Powiedziała już cicho i spokojnie, po kobiecemu:
- Wiem, wiem, wiem. - Przytuliła się jeszcze mocniej. - Ty po prostu niczyjej dupy nie poliżesz. Znam cię, popaprańcu. Honor przeszkadza pełzać. Tak?
Spojrzał na nią.
- Kocham cię, wariatko!
- I ja ciebie kocham, wariacie!
Potem przekręciła głowę, uśmiechnęła się i zrobiłajedną ze swoich lisich min.
- Ale to nieprawda.
- Co nieprawda?
- Parę dup polizałeś.
- Ja? - obruszył się. - Jakich?
- No, na przykład tę. - Rozchyliła uda i spojrzałapomiędzy nie. - Tę!
Czy powieść może zapanować nad swoim twórcą? Czy znani mu tylko z akt, więc de facto wymyśleni bohaterowie mogą objąć nad nim władzę? Układać scenariusz tak, jak oni chcą, a nie on?
Ziemski siedział przy komputerze i nie wierzył własnym oczom. On to wszystko napisał? Czy może znowu zaczyna się wariactwo? Miał już doświadczenie z poprzedniego razu. Skoczył do drugiego pokoju błyskawicznie.
- Kobieto! - ryknął. - Trzymaj mnie! Nie daj mi dojść do sejfu z bronią!
Silna była. Przytrzymała. A potem szepnęła:
- Ty i tak nie wiesz, gdzie jest klucz do sejfu. Schowałam.
Odetchnął z ulgą.
- To daj mi telefon.
Szybko wystukał numer.
- Sławek?
- Tak. - Staszewski nie należał do osób, które kładą sięprzed północą.
- Grozi ci straszne niebezpieczeństwo.
Staszewski był już tak upity, że spadł z łóżka, z którego brzegu oglądał telewizję. Upuścił telefon. Długo gramolił się, żeby go podnieść.
- No i co z tym niebezpieczeństwem? - Odwrócił słuchawkę, bo przyłożył ją do ucha odwrotnie. - Czego mam się bać?
- Oni wszyscy kontaktowali się z chemikami. Nie próbuj tego.
Staszewski westchnął ciężko.
- Wiesz, podrzuciłeś mi niezły pomysł.
- Nie rób tego!
- Ale to jest naprawdę niezła myśl.
- Sławek, pamiętaj. Oni wszyscy nie żyją!
- My też przestaniemy, jak każdy. Ale skojarzenie dobre. Dzięki!
Grunewald przyszedł do pokoju Kugera. Ten siedział jak zwykle z papierosem w ustach i z ogromnym kubkiem gorącej kawy, studiując akta. Była trzynasta trzynaście.
- Ty wiesz, że natchnąłeś mnie genialnym pomysłem? - zaczął Grunewald.
- Jakim?
- Napisałem list do profesora Buchwaldta z uniwersytetu w Berlinie. - Przysiadł na krześle. - Zapytałem, jak można wysadzić człowieka od środka. I popatrz, co mi odpisał. - Rozwinął szeleszczący arkusz.
- Ty jeszcze ciągle przy tej starej sprawie? Zresztą... - Kuger zawahał się - przecież mnie od niej odsunąłeś. - Odłożył papierosa i pociągnął łyk kawy. - Jestem defetystą. - Jeszcze jeden łyk. - To tylko powiedz, z jaką szybkością nasze oddziały spieprzają spod Moskwy? Sto kilometrów na godzinę, jak porsche, nie osiągną. Bo tam nie ma dróg, a oni nie mają porsche.
- Mein Gott! Ty śledź sobie tych pospolitych złodziejów i przestępców - wykrzyknął Grunewald. - A kiedy przyjdzie do obrony Vaterlandu, to uciekaj na tyły, bo jedną ręką nie przeładujesz pistoletu.
Kuger uśmiechnął się ciepło.
- O! - Wyjął lugera z kabury i przeładował o kant biurka. - Mogę! - Roześmiał się. - Gorzej mi idzie ze zmianą magazynka, ale zawsze mogę kogoś poprosić. - Nachylił się do Grunewalda. - Jeśli oczywiście w pobliżu będzie jeszcze ktoś żywy oprócz Polaków i Rosjan. Bo wiesz... oni mi chyba nie pomogą.
- Masz obsesję! Ty masz po prostu obsesję. Wygramy!
- Ja mam obsesję? A kto mówił, że mamy najpewniejszych i najsilniejszych sojuszników w tej wojnie? Ty? No i gdzie są teraz USA i ZSRR? Może mi się tylko zdawać, ale tkwią chyba po drugiej stronie frontu.
- Włochy i Japonia.
Kuger aż oklapł.
- A wiesz, co to jest trzysta tysięcy rąk podniesionych do góry?
- Nie.
- To włoska armia w ataku.
Nawet Grunewald się uśmiechnął.
- A Japonia leży za daleko - kontynuował Kuger.
- Walczyli z Rosją!
- Tak, ale teraz mają większy problem na głowie. Nie chcę być złym prorokiem, lecz ten problem chyba ich przygniecie.
- Ty tylko, żeby nic nie robić!
- Tak. Nierobienie niczego byłoby niezłym wyjściem z sytuacji. Ale trzeba to było zacząć już przed wojną. W tej chwili za późno.
- Zdrajca!
- Nie. Ja po prostu za dużo gazet czytam. I niestety, nawet z oficjalnych informacji wyciągam wnioski.