Obaj skinęli głowami.
- No i w tym kołchozie poznałam takiego profesora. Buraki wykopywał. To był światowej sławy profesor od germanistyki. Jakieś prace wypisywał o niemieckiej poezji. No, ale był Rosjaninem, a ja po rusku słabo rozumiem. Jak nas razem dali do wożenia gnojowicy, to mnie trochę nauczył. No i tyle umiem. - Spuściła oczy. - Żadnych szkół nie kończyłam.
- Wszystko jasne. - Miszczuk zapalił camela i nagle w porywie litości wetknął go w usta Niemca. Ten przyjął papierosa tak skwapliwie, że Miszczukowi zrobiło się głupio. Odkroił grubą pajdę z czerstwego bochenka, który przysłali mu dawni sąsiedzi z rodzinnej wsi. Posmarował solidnie słonym amerykańskim masłem i podał Niemcowi. Kuger nie wiedział, czy najpierw palić, czy jeść. Robił obie rzeczy naraz. Co, zważywszy, że miał tylko jedną rękę, zakrawało na wyczyn świata.
- Nie dojdziemy do niczego. - Wasiak wstał i podszedł do okna. Zerknął na strażników. - Odprowadzić więźnia!
Jeden z nich zaczął się szarpać z drzwiami.
- Coś się zepsuło w zamku, panie sierżancie! - zameldował.
- Ja wam pokażę - wybełkotał Kuger z pełnymi ustami. - Tu jest zapadka, która zatrzaskuje drzwi, jak ktoś włączy przycisk alarmowy w biurku. Chyba ktoś z was włączył przypadkiem kolanem. Ja wam zaraz wszystko pokażę.
- Co on mówi? - spytał Miszczuk.
- Że mi wszystko pokaże! Ale ja nie chcę widzieć! - Tłumaczka obróciła się na krześle. - Jestem kobietą.
Wasiak załamał ręce. Miał tylko podstawowe przeszkolenie w milicji, ale powiedział:
- No, na zboczeńca to on mi nie wygląda. Podprowadzić więźnia do drzwi.
Kuger, niesiony właściwie przez dwóch strażników, odblokował drzwi błyskawicznie.
- Teraz wyje syrena na wartowni, ale to też da się wyłączyć.
- Co on mówi? Tłumacz.
- On mówi, że teraz będzie wyć.
- Jasna cholera. Czemu chce wyć? Daliśmy papierosa, daliśmy chleb, nie biliśmy... Czemu chce wyć?
- On mówi, że syreny śpiewają. Nie! - kobieta zreflektowała się nagle. - Syrena wyje.
- Faktycznie - dodał jeden ze strażników. - Słychać wycie z oddali.
- Dobra - przerwał Miszczuk. - Jeśli powie, jak to wyłączyć, to dajcie mu paczkę cameli, zapałki i chleb.
- Zaraz - włączył się Wasiak. - A skąd on to wszystko wie?
Kuger domyślił się pytania. I odparł:
Pracowałem w tym pokoju przed wojną.
Jechali dorożką do Jahrhunderthalle. Nie przydzielono im samochodu. Autami rozbijali się tylko faceci z gestapo. Kryminalna policja nagle straciła na znaczeniu. Lecz ta powolna podróż cieszyła Kugera. Wertował swoje ulubione gazety.
- Patrz - powiedział do Grunewalda. - Nasi od paru dni szturmują Westerplatte. Oni mają tam malutki oddziałek. My mamy pancernik, lotnictwo bombowe, armaty oraz oddziały specjalne. I nic. - Przerzucił następną stronę gazety. - Czym oni się tam bronią? Rzucają w naszych kamieniami? Czy tłuką gałęziami?
Grunewaldowi nie chciało się podejmować dyskusji.
- Ty naprawdę jesteś defetystą - odparł jednak. - Przecież nasi są o krok od Warszawy. Zaraz powinien zaatakować Stalin. Mamy ich w kleszczach. Za kilka tygodni Polska zniknie.
- Taaa... - Kuger zapalił papierosa. - Znikała już wiele razy. Ale ciągle jakoś jest.
- Przestań.
- Tak? A Anglia i Francja? Wypowiedziały nam wojnę.
- Posłuchaj, opowiem ci stary kawał, jak trzy narody projektowały hełmy dla swoich żołnierzy. Niemcy zrobili najbardziej funkcjonalny. Francuzi najpiękniejszy. Anglicy taki, żeby był najtańszy.
- I co z tego?
- Otóż Francja nie ruszy na wojnę, bo im się nie chce. Słyszałem w radiu, że w bunkrach na Linii Maginota występował dla żołnierzy sam Maurice Chevalier. Wyobrażasz sobie coś takiego w niemieckich koszarach? Oni będą siedzieć okopani do końca świata, tylko nudno im, więc za parę dni sprowadzą sobie panienki z Moulin Rouge. A Anglia się nie ruszy, bo im się nie opłaca. Mają za dużo mgły, no i kanał La Manche jest za szeroki - kpił. - Za dużo pieniędzy by poszło na tę wojnę. Nie lepiej wydać w pubie? Wystawili nam Polskę jako łatwy cel.
Kuger kiwał głową.
- Opowiem ci historię wojenną. Kiedy poszliśmy na bagnety, to udało mi się zdobyć plecak rosyjskiego żołnierza. I wiesz, co w nim znalazłem?
- Listy od matki?
- Nie. Taką dziwną laleczkę, pewnie pamiątkę.
- Mówiła po rosyjsku?
- Nie kpij. Nazywała się wańka-wstańka. Jak ją przewróciłeś, to zawsze wstawała. Obojętnie, co z nią zrobiłeś, zawsze potrafiła wstać.
- No i co z tego?
- Polska to właśnie taka laleczka. Likwidowaliśmy ją wiele razy. A ona zawsze potem stawała na nogi.
- O czym ty, do diabła, mówisz?
Kuger zaciągnął się po raz ostatni i wyrzucił papierosa.
- Mam tylko nadzieję, że Breslau pozostanie nasz. Nie chciałbym, żeby Polacy przesłuchiwali mnie w tym samym pokoju, w którym teraz pracuję. Kocham to miasto.
- Wariat. Oni zaraz polegną.
- Na szczęście nie wezmą mnie do wojska, bo nie mam ręki. Ciebie też nie, bo jesteś oficerem kripo. My dwaj mamy szansę.
Przejechali pod supernowoczesnym przejściem dla pieszych zbudowanym przez Hitlera. Po prawej mieli jedno z największych zoo w Europie. Po lewej futurystyczną kopułę Hali Stulecia otoczoną alejkami z zieleni. Przejechali przez dodatkową bocznicę tramwajową, specjalnie przystosowaną do obsługi masowych imprez. Fiakier zatrzymał się przy wejściu.
- Jesteśmy. - Odwrócił się na koźle. Wymienił należną kwotę. - A wiecie, panowie, że tu sam Hitler przemawiał? Jest honorowym obywatelem Breslau.
- Wiemy, wiemy - odparł Kuger. - Brakuje jeszcze, żeby papież też został honorowym obywatelem naszego miasta. A najśmieszniej będzie, jeśli okaże się Polakiem. I też będzie występował w tej hali.
- Zupełnie zwariowałeś. Nigdy nie wybiorą Polaka. Toż to zawsze sami Włosi.
- Boże, powtarzałem ci to tyle razy. Ty ich nie znasz. Oddadzą dusze diabłu, oddadzą wszystko, co mają. Ale nie popuszczą.
- Ty masz jakąś obsesję.
- Może. - Kuger złożył gazety w rulon i wetknął sobie pod kikut. Z trudem wysiadł z dorożki. - Mam tylko nadzieję, że to ty będziesz miał rację.
Przeszli idealnie wypielęgnowaną alejką. Szeroki hall przytłaczał swoją wielkością. Ogromne drzwi prowadziły na widownię, która przytłaczała jeszcze bardziej. W całej Europie nie było budynku o takiej kubaturze i takiej konstrukcji. Mężczyźni nie wchodzili na widownię. Zahaczyli ciecia i kazali mu zawołać inżyniera Klausa. Wiedział, o kogo chodzi. Podprowadził ich do restauracji, a potem umknął, żeby wywiązać się z zadania. Usiedli w ogromnej sali z panoramicznymi szybami. Podziwiali przepiękną pergolę. Spore jezioro z fontanną, otoczone kolumnadą oplecioną winobluszczem. Zamówili sobie deser. Pączki z nadzieniem wiśniowym, lody z truskawkami i gorące placki nadziewane serem. Do tego kanapki z gorącą szynką i dwa kotleciki z gałką muszkatołową.
- Co tu się właściwie stało? - spytał Grunewald.
Kuger odłożył gazety i wyjął ze swojego chlebaka teczkę z aktami. Wertował je sprawnie jedną ręką.
- Facet przyszedł na swoją zmianę. Zaczął pracować i nagle wybuchł.
- Co?
- Wybuchł.
- Jaja sobie robisz?
- Wyglądało to tak, jakby połknął granat i wysrał zawleczkę. Jedynym świadkiem jest inżynier Klaus... Jezu, jak tu niewyraźnie napisali. Klaus Winter-cośtam.
- Wypatroszyli go?
- Nie. Na patologii sekcjonowano ciało. Nie ma śladów cięcia nożem.
Przerwało im wejście inżyniera.