Выбрать главу

Łatwo pana zranić, łatwo doprowadzić do furii. Nigdy nikomu nie udało się zawrócić pana z drogi. Oglądałem ostatnio w tym durnym amerykańskim kinie najnowszy western «High Noon»...

Staszewski od razu sprawdził w palmtopie datę. «W samo południe» - 1952. Ładnie: «najnowszy». Sam oglądał to jako dziecko. W roli głównej Gary Cooper, reżyserował Stanley Kubrick. Staszewski ściągnął trailera z jakiegoś holenderskiego serwera. Jedyne nazwisko, jakie jeszcze rozpoznał na liście płac, to Lon Chaney. Czarno-białe obrazy przesuwały się na malutkim ekraniku.

...Kończy się jak zwykle happy endem. Panu jednak «szczęśliwe zakończenie» chyba nie będzie dane. Zresztą nie wiem. Nie mnie wypowiadać się o losach wszechświata. Domyślił się pan, dlaczego to piszę? Prawdopodobnie tak, jeśli dobrze zgaduję...

Bo pisząc o mnie, opisujesz samego siebie, pomyślał Staszewski.

...Ale powiem wprost, dla pewności. Pisząc o panu, opisuję samego siebie, jeśli ktoś się podjął tej sprawy i jeszcze nie uciekł albo nie zginął, znak, że jest podobny do mnie. Kompletny wariat, występny, mający prawo za nic. Postrzegający tylko siebie i resztę świata. Resztę, która usiłuje mu się przeciwstawić. A w takich sytuacjach da pan z siebie wszystko. Płacąc, płacąc, płacąc... Poświęcając, co tylko można poświęcić. No nic. To właśnie coś dla pana...

Staszewski przypomniał sobie inny western, nakręcony dokładnie czterdzieści lat później. «Unforgiven» - «Bez przebaczenia». Powtórzył napis z czołówki filmu jak znaną piosenkę: «Staszewski występnym człowiekiem był, nie stronił od kobiet i alkoholu...». No trudno. Ludzie rodzili się z gorszymi wadami.

...Problem w tym, że to śledztwo jest szczególne. Zawsze zabija tego, kto je prowadzi. No i w pewnym sensie mamy impas. Mam nadzieję, że zdobył pan materiały Wasiaka i zapoznał się z nimi. Choć to niewiele da. Trzeba sobie zadać pytanie: Gdzie jest to ostateczne wyciągnięcie rewolweru z kabury? Kiedy nastąpi? I... czy jest pan na nie gotowy?

Wiem, że to będzie bardzo przykre przeżycie. Jeśli pan przeżyje, oczywiście. Nie jestem zwolennikiem teorii «samowybuchów», myślę, że to jakaś nieznana choroba. Żywię więc nadzieję, że w pańskich czasach będzie już na nią lekarstwo. Nie jestem Bogiem. Nie mnie przewidywać.

W każdym razie uważam, że powinien pan pójść na ten dziedziniec i doświadczyć wszystkiego osobiście...

- Wariat! Wariat! - krzyknęła Mariola, przerywając głośną lekturę. Zerwała się i zaczęła krążyć po balkonie. Nie za bardzo było gdzie chodzić, więc żeby w ogóle poruszać się od barierki do barierki, musiała drobić małymi kroczkami. Z boku mogłoby to wyglądać dość śmiesznie, gdyby nie wyraz jej twarzy.

- Tak. Taki sam jak ja - powiedział Staszewski.

Oczy Marioli zwiastowały nadejście końca świata.

- Nie puszczę cię!

- Zobaczymy. - Sławek zerknął na kartkę:

Prowadzi pan śledztwo w sprawie, w której nie ma żadnego podejrzanego, prawda? Niech więc się pan zastanowi, kto mógłby być tym podejrzanym...

Kilka pustych linijek.

Wie pan, o kim mówię?...

Znowu przerwa.

Życzę powodzenia. Pozdrawiam. Sławomir Borowicz.

* * *

Wóz specjalny przypominał do złudzenia ciężarówkę do przewozu mebli, ale nie miał żadnego kamuflażu. Zaparkowany na zatłoczonej innymi pojazdami ulicy nie wzbudzał niczyich podejrzeń. W środku technik kończył przyklejać małą kamerę do skroni Staszewskiego. Starannie przykrył ją włosami. Druga kamera tkwiła ukryta w torbie przewieszonej przez ramię, a trzecia została wcześniej umieszczona na dachu budynku.

- Partanina - odezwał się siedzący przed ekranami łączności Hofman. - Bandyci od razu się zorientują, że wszystko jest na podglądzie.

- Ale my nie łapiemy bandytów. - Staszewski podwinął rękaw koszuli. Przemył skórę spirytusem, a potem wbił igłę. - Ostermann i von Kreutzky, twórcy tego upiornego kręgu śmierci, od dawna nie żyją.

- To kogo chcesz aresztować?

- Nikogo. Chcę się dowiedzieć, co jest grane.

Hofman podniósł porzuconą przez Staszewskiego strzykawkę.

- A to?

- To najsilniejszy środek antyhistaminowy, jaki zna cywilizacja. Jeszcze w fazie testów w Warszawie.

- A ty jak zwykle znasz odpowiedniego profesora, który ci to po prostu dał.

Staszewski uśmiechnął się ponuro.

- Jak zwykle potrafię dotrzeć do odpowiedniego profesora.

- A jak go przekonałeś?

- Każda uczelnia jest umoczona w jakieś machloje i przekręty. Wystarczy znać trochę temat i już masz materiały, na kogo chcesz.

Hofman nalał do kubka kawę z termosu. Parząc usta, wypił kilka łyków.

- No dobra - westchnął. - Lek przeciwko alergii... Nie lepiej włożyć maskę przeciwgazową? Albo potraktować te wszystkie cholerne kwiatki gaśnicą śniegową? Kwasem, solą, napalmem czy wręcz «Pomarańczowym Agentem»?

- Wtedy prawdopodobnie nic się nie stanie. I niczego się nie dowiemy.

Hofman zapalił papierosa, nie zwracając uwagi na syknięcie technika. W wozie specjalnym nie powinno się palić. Dopił kawę z kubka i napełnił go znowu.

- A co z Mariolą? Zawsze ci towarzyszyła.

- Pokłóciliśmy się wczoraj.

- Bardzo, bardzo?

- Mhm. Nazwała mnie gnojem.

- Oj... - Hofman roześmiał się nagle. - To chyba nie pierwszy raz w historii. Biedna Mariolka dołączyła do kompanii bab, które nie mogą znieść twoich wariactw? Czy może stworzyłbyś z nich cały batalion?

- Poszło o to, że nie może już znieść, jak ryzykuję życie. I w ogóle awantura w typowo babskim stylu. Bez stylu, planu działania i wyznaczenia sobie celów, które chce kłótnią osiągnąć.

Hofman wzruszył ramionami.

- Naprawdę nie wiem, co te baby w tobie widzą. Jak można żyć z takim popaprańcem? A one lecą jak ćmy do ogniska.

- Na szczęście ty nie jesteś kobietą.

Staszewski wstał lekko.

- No to chyba wszystko gotowe.

- Mhm.

Otworzył tylne drzwi pojazdu ze specjalną śluzą, żeby niczego nie było widać z zewnątrz. Zeskoczył na chodnik.

- Kontrola połączeń - gdzieś w środku głowy usłyszał głos technika. - Kamera na skroni. Porusz głową.

Staszewski rozejrzał się wokół.

- OK. Kamera w torbie. Naceluj na wóz, punkt kontrolny.

Przeszedł na przód samochodu. Poruszył torbą tak, żeby technik zobaczył nalepkę z rejestracją na szybie.

- OK. Kamera na dachu też OK. Mikrofon zewnętrzny?

- Raz, dwa, trzy...

- OK. Mikrofon kierunkowy?

Staszewski podniósł rękę.

- Raz, dwa, trzy - powiedział do zegarka.

- OK. Surround?

Pstryknął palcami kilka razy wokół siebie.

- Peeeełne koło. Słyszę cię wyraźnie i bez zakłóceń.

- No, to teraz na Księżyc możesz lecieć - włączył się Hofman. - Pozdrów Twardowskiego, ale na razie pokaż nam trochę podczerwieni. Spróbuj zerknąć na jakiś piękny, cieplutki damski tyłeczek.