Kuger jednak wstał i oparł robotnikowi swoją jedyną rękę na ramieniu. Powiedział:
- Stary, musisz znaleźć tłumacza. I nauczyć się po polsku: «Naprawdę nigdy nie należałem do NSDAP».
- Ale, proszę pana, ja należę do naszej partii.
Kuger uśmiechnął się do niego.
- A, to w takim razie masz przesrane.
- Przestań! - ryknął przestraszony Grunewald.
Mieli już lepszego tłumacza. Mogli się dogadać z Kugerem. Miszczuk wrzeszczał:
- A wiesz, co robimy z niemieckimi jeńcami?! Wiesz co? - rozdarł się na całego. - Każemy im wykopywać trupy i zanosić do wspólnych mogił. Wiesz, jaki tam jest smród? I co widać?
- Nie nadaję się raczej do wykopywania trupów. Mam tylko jedną rękę i jedną nogę - odpowiedział Kuger spokojnie.
Wasiak doskoczył z boku.
- Ty świnio! Mów, od kiedy należysz do NSDAP?!
I tu więzień zaskoczył ich totalnie. Odpowiedział im czystą polszczyzną:
- Naprawdę nigdy nie należałem do NSDAP. Oniemieli. Patrzyli na siebie oniemiali. Zatkało obydwu.
- Ty... ty... - jąkał się Miszczuk. - Ty jesteś Polakiem?
- Nie. Jestem Niemcem.
- To skąd umiesz tak dobrze powiedzieć?
- Przygotowałem się. Jestem dość przewidujący.
Wasiak tylko kiwał głową.
- To powiedz coś jeszcze po polsku.
Kuger odpowiedział:
- Nie jestem z gestapo, nie jestem z RSHA, nie brałem udziału w wojnie, bo mam tylko jedną rękę, nie byłem w SS, ani razu nawet nie widziałem obozu koncentracyjnego. Nikogo tam nie posłałem. Jestem podoficerem policji kryminalnej. Bandyci, złodzieje, mordercy, tylko tym się zajmowałem.
Miszczuk opadł w fotelu. Wasiak oparł się o ścianę.
- To znasz polski?
- Nie, nie znam. Tych kilku zdań nauczyłem się na pamięć. Wynająłem najlepszego tłumacza w Breslau, żeby wytrenował... O, przepraszam, we Wrocławiu. Czułem, że mi się te słowa przydadzą.
Miszczuk i Wasiak trwali w szoku.
- Ty, słuchaj - powiedział jeden do drugiego. - Coś tak myślę, że on mówi prawdę.
- No. Też mi się wydaje.
- Szlag z nim. Sprawdzimy przejęte akta.
- Jak sprawdzisz? Ilu masz tłumaczy?
- No rzeczywiście. - Miszczuk odwrócił się do strażnika:- Podrzućcie więźniowi do celi kilka cameli.
Strażnik się obruszył.
- Amerykańskie papierosy mam mu dawać?! Dam ruskie!
- No to przecież się udusi. To Niemiec.
- Fakt - dodał Wasiak. - Nie przeszedł tego, co my. - Powrócił do przesłuchania: - I co było z tym śledztwem w Hali Ludowej?
Widząc, że zestresował Kugera, dodał ugodowo:
- Nie bój się. My nie z UB, jesteśmy zwykłą milicją. - Pomyślał przez chwilę. - Nie wyślemy cię do gułagu czy innego łagru. Jeśli wszystko powiesz, grzecznie, jak na spowiedzi, zwolnimy cię i wtedy pojedziesz. Niemców teraz się wysiedla, więc, kurna, kamraci zaniosą cię do pociągu i pojedziesz do tych swoich Niemiec. Będziesz sobie jadł to swoje... - Zawahał się i odwrócił głowę. - Co oni tam jedzą?
- Golonkę - podpowiedział tłumacz.
- No. Będziesz jadł tę swoją golonkę i pił wódkę.
- Oni piją piwo - wtrącił znowu tłumacz. - Choć wódką też nie gardzą.
- No właśnie - ciągnął Wasiak. - Będziesz jadł golonkę i pił piwo wymieszane z wódką. A tam jakaś kobieta w pobliżu. - Zapalił papierosa. - Czy ty w ogóle wiesz, ile jest samotnych kobiet w twojej ojczyźnie? Wiesz, ilu Niemców zginęło na wojnie? Ile tam jest bab do zagospodarowania? Spokojnie, spokojnie. Nawet na kalekę się rzucą. Będziesz jebał jak królik, przecież jaj ci nie urwało.
- A chętnych bab będzie wiele - włączył się Miszczuk. - Wyobraź sobie to. Golonka, piweczko, a ty z babą w ciepłym łóżeczku. Pod kołderką. Rano przejrzysz sobie gazetę, kiedy ona będzie robić śniadanie. Na przykład jakąś tłustą jajecznicę.
Kuger miał usta pełne śliny. Miszczuk nie rezygnował.
- Oczywiście, możemy cię też przekazać UB. Tylko widzisz... - zawiesił głos. - Przyznasz się do przekopania kanału pod Atlantykiem, a potem wyślą cię do takiego obozu za kręgiem polarnym, w którym umrzesz z gaciami pełnymi gówna z paru miesięcy.
Wasiak podszedł z boku. Robił teraz za «dobrego policjanta».
- No to wybieraj. Jajecznica rano, piwko i ciepluteńka kobieta pod kołderką czy krąg polarny, gdzie się będziesz czołgał po lodzie, bo ci nie dadzą żadnej podpórki. A rabotać musisz.
Miszczuk dodał:
- Jak długo przeżyjesz przy minus czterdziestu?
- Ciepła kobieta w łóżku - wabił Wasiak. - Golonka, piwko, papierosek i poranna gazeta. Albo... minus czterdzieści, wokół druty i strażnicy. Ludzie, którzy będą cię chcieli zjeść. I wszystko ukraść, a ty raczej się przed nimi nie obronisz.
Kuger otarł ślinę z ust.
- Powiem! - wrzasnął. - Wszystko wam powiem!
Miszczuk zapalił papierosa, zaciągnął się głęboko.
- I o to chodziło - wyrwało mu się. - Gadaj, jak na spowiedzi świętej.
Kuger zasłonił dłonią oczy.
- Naprawdę mnie zwolnicie? Poślecie do Niemiec?
- Tak. - Miszczuk żuł amerykańskiego cukierka. Był jakiś dziwny, za cholerę nie dawało się go pogryźć. Na opakowaniu pisało «chewing gum». Rzeczywiście, ciągnął się jak guma. Milicjant zrobił minę twardziela i połknął całego.
- Grunewald odsuwał mnie od śledztwa, bo uważał, że jestem defetystą. Coś jednak wiem. Towarzyszyłem mu od początku.
Stołówka gestapo była nieczynna. Zabrakło elektryczności i wody. Zrobiło się cholernie zimno, bo wysiadło też ogrzewanie w budynku. W tym mieście nic nie działało. Władze chciały uruchomić jedną linię tramwajową, ale się nie udało. Na torach stał rozbity ruski tank, i to najcięższy. Nie dało rady go przepchnąć, ani nawet pociągnąć ciężarówką. Innego sprzętu nie było. W kamiennych kanionach królowali szabrownicy i Werwolf.
Rozłożyli na stole to, co mieli. Dostali od partii dwa śledzie i kawałek chleba. Jakoś tak głupio było jeść ze stołu, więc rozścielili pod spód gazetę. Widząc desperację Niemca, dali mu kawałek chleba ze śledziem. I trochę wody do popicia. A potem jeszcze pół szklanki bimbru, żeby wiedział, że są do niego pozytywnie nastawieni.
- No dobrze. Jak było?
Sławek Staszewski wyłączył szerokokątny plazmowy telewizor. Szukał w przepastnej szufladzie. Co wziąć na przeziębienie? Witaminy czy aspirynę? I jakieś krople do nosa. Może maść z ekstraktem majeranku? Nie, do cholery. Kopał w głębokich zasobach swojej szuflady z lekami. Miał całe mnóstwo pastylek, jak każdy lekoman. Może to tylko alergia? No to w takim razie coś z antyhistaminą. Dusiło go wyraźnie. Zrobił sobie kąpiel z solą zawierającą morskie algi. Gmerał po szafkach z alkoholami. Może ludowe sposoby są lepsze? Usiłował usprawiedliwić swój ciąg do picia. Powtarzał sobie zawsze przed lustrem przy goleniu: «Sławek, ty nie jesteś żadnym alkoholikiem. Ty jesteś zwykłym pijakiem!» Był dość bogaty, ponieważ ojciec, znany profesor, zostawił mu spory spadek. Szukał więc pomiędzy francuskimi winami, koniakami, butelkami whisky. Wreszcie wybrał żubrówkę. Pociągnął z gwinta. Zapalił papierosa i nastawił wodę na herbatę.
O co chodzi w tych wszystkich sprawach?
Przeszedł do gabinetu. Wyłączył grającą od wczoraj wieżę na wysięgniku. Od razu mu ulżyło. Wyłączył też komputer stacjonarny. W laptopie podłączonym do sieci wystukał w jakiejś wyszukiwarce: «morderstwa upozorowane na wewnętrzny wybuch ofiary». Kanapka z jego ulubionym kawiorem była zbyt mała, żeby go nasycić. Zamówił przez telefon pizzę z dostawą do domu. Pociągnął kolejny łyk żubrówki.