Выбрать главу

– Mamy nie ma – poinformowała Galinę córka sąsiadów zza uchylonych drzwi. – A tata śpi po pracy.

– Obudź tatę, tu sąsiada okradają! – zadysponowała Galina.

Dziewczyna wyjrzała, pisnęła „dzień dobry” i schowała się w mieszkaniu, nie zapominając zamknąć drzwi. Galina od razu skomentowała:

– Już my znamy tę pracę… Uchlał się jak świnia, to teraz śpi.

Drzwi znowu się otworzyły. Wyszedł sąsiad – w bokserkach, podkoszulce i boso. Ma pod czterdziestkę, ale wielki z niego chłop i chyba w tej chwili miał wielką ochotę komuś przyłożyć.

– Dzień dobry, Piotrze Aleksiejewiczu! – wypaliła sąsiadka. – Widział pan, co tu się wyrabia?! Okradają naszego chłopca w biały dzień!

– Już wieczór – burknął Piotr, odsuwając sąsiadkę. Podszedł, zajrzał mi przez ramię i zapytał: – Potrzebna pomoc?

– Zaraz przyjedzie milicja.

Sąsiad skinął głową i powiedział ze smutkiem:

– Szkoda, że to kobita. Chłopu byśmy zaraz w mordę dali, na początek.

Dziewczyna zbladła.

– A może by jednak dać? – zastanawiał się Piotr.

Ale wtedy zahuczała winda i sąsiad zamilkł. Kilka sekund później na piętrze pojawiło się trzech milicjantów. Dwóch miało automaty, ale widocznie doszli do wniosku, że na razie nie ma do kogo strzelać, i zastygli niczym warta honorowa. Trzeci, widocznie najstarszy stopniem, zwrócił się do mnie:

– Kto wzywał milicję?

– Ja.

– To pańskie mieszkanie? – spytał, wskazując głową drzwi.

– Tak.

Dziewczyna w środku zaśmiała się histerycznie.

– Jego, jego – potwierdziła Galina. – Jesteśmy sąsiadami. I świadkami!

– Starszy sierżant Dawydow. Poproszę dokumenty – polecił, nie próbując na razie wejść do mieszkania. – Od wszystkich!

Sąsiedzi pobiegli do swoich mieszkań. Nawet ospały Piotr Aleksiejewicz przyśpieszył kroku. Wyjąłem dowód i podałem milicjantowi, wyjaśniając urywanie:

– Wracam z pracy, drzwi otwarte… Bałem się o psa, przecież takie bydlaki mogłyby go zabić…

– Psa należy trzymać takiego, żeby przestępca moczył się w spodnie, kiedy usłyszy jego szczekanie – powiedział milicjant i zerknął na dziewczynę. – Albo pod spódnicę… Taak. Kirył Daniłowicz Maksimow. Zameldowany w Moskwie, Studienyj projezd, dom numer trzydzieści siedem, mieszkania osiemnaście. Tak. No cóż, wszystko jasne.

Wyszli sąsiedzi z dowodami.

– Będziecie państwo świadkami – powiadomił ich Dawydow. – Wchodzimy do mieszkania?

– Wchodzimy – powiedziałem ze złośliwą radością. – Wyobraża pan sobie, wynieśli moje meble i przynieśli swoje.

– Bezprawne zajęcie mieszkania – wtrącił milicjant z automatem.

– Wnioski pozostaw sędziom – przerwał mu starszy sierżant.

Weszliśmy do mieszkania. Keszju znów zaczął ujadać. Dawydow popatrzył na niego i pokręcił głową. A potem powiedział uprzejmym tonem:

– Pani dokumenty.

– Są w torebce, na wieszaku. – Dziewczyna skinęła głową.

– Proszę wyjąć.

Dziewczyna wyjęła dokumenty. Teraz patrzyła na mnie jakoś dziwnie.

Starszy sierżant oglądał jej dowód dobrą minutę. Potem podszedł do okna i kolejną minutę oglądał go przy słabym świetle kończącego się dnia. W końcu gwizdnął przeciągle i popatrzył na mnie z zagadkowym uśmiechem.

– Tak, trzecia ulica Budowniczych, obywatelu Maksimow.

* * *

Dziewczyna nazywała się Natalia Iwanowa. Lat dwadzieścia jeden, pięć lat młodsza ode mnie. Zameldowana w moim mieszkaniu.

Teraz siedzieliśmy w kuchni przy stole – ja, Natalia i starszy sierżant.

Przez chwilę Dawydow oglądał dowód, potem zapytał:

– I naprawdę się nie znacie?

Nawet nie odpowiedziałem. Dziewczyna też nie.

– Kto tu mieszka? – zapytał sierżant sąsiadów.

– On! – zawołała Galina. – On tu mieszka. Od trzech lat!

Jednak jest w niej coś ludzkiego.

– Kirył tu mieszka – potwierdził Piotr Aleksiejewicz. – Może pan nie wątpić. A tę… pierwszy raz widzę.

Sierżant popatrzył na Natalię i zapytał z wyrzutem:

– I po co wam to, obywatelko? Fałszerstwo dokumentów, kradzież…

– Wnioski niech pan zostawi sędziom – odcięła się dziewczyna. – Ja tu mieszkam! Trzy lata temu kupiłam mieszkanie. A tych – nieokreślony ruch głowy może w moją stronę, a może w stronę sąsiadów – pierwszy raz na oczy widzę! To przecież jedna szajka! Jak może pan tego nie rozumieć?!

Słuchałem jej i patrzyłem na kafelki. Zwykły pasek glazury nad kuchenką i zlewem. Moja glazura była ładna, bordowa, w zasadzie droga, ale kupiona za bezcen jako „końcówka”. No bo ile tam było tej glazury, dwa metry?

Natalia miała inną glazurę. Banalną, błękitną.

W ciągu jednego dnia można wynieść z mieszkania wszystkie meble i skoro już się na to poszło, to nawet nakleić nowe tapety. Ale skuć starą glazurę i położyć nową? I to tak dokładnie?

A może jednak można?

Popatrzyłem na podłogę. Linoleum. Nie to, które było u mnie. Inne.

– To pana mieszkanie? – zapytał mnie jeszcze raz Dawydow. – Mieszka pan tu?

– Nie wiem…

– Jak to pan nie wie? – Sierżant się stropił. – Przecież…

– Mieszkam. To moi sąsiedzi. – Skinąłem na świadków. – Ale… tu się wszystko zmieniło. Meble są inne. Linoleum na podłodze… ja miałem jaśniejsze i takie miękkie, na podkładce.

Natalia prychnęła.

– I glazura na ścianach inna – dokończyłem, czując, że moje szanse na otrzymanie wsparcia milicji spadają.

– Glazura? – zainteresował się sierżant. – Glazura jest inna?

Podszedł do ściany. Poskrobał paznokciem fugę i zwrócił się do jednego z milicjantów:

– Pracowałeś na budowie, prawda? Można w ciągu jednego dnia zmienić glazurę na ścianie?

Milicjant się zawahał.

– Teoretycznie wszystko można. Dobry klej, szybko schnąca fuga… ale w praktyce nie.

– Chodźmy do łazienki – zdecydował Dawydow.

W łazience suszyła się bielizna. Damska. Natalia pośpiesznie zdejmowała ze sznurków majteczki i staniki.

– To pańska łazienka? – spytał Dawydow. – Pana glazura?

Ale się czepił tej glazury. Chociaż z drugiej strony rozumiałem, do czego zmierza. Co innego zmienić dwa metry glazury w kuchni, a co innego zrobić całkowity remont w łazience.

– Niby moja – odparłem smętnie. – Taka, jaka była, nie zmieniałem.

– Jakieś cechy szczególne? Obita wanna, pęknięta płytka?

Uczciwie próbowałem coś sobie przypomnieć. Tak bardzo chciałem znaleźć w tym mieszkaniu coś swojego.

– Na kranie była rysa, kupiłem wybrakowany – przyznałem się. – Ale ten jest inny, stary.

– Jak to stary?! – oburzyła się Natalia. – Nie zmieniałam kranu, jest taki, jaki był!

Pisnął radiotelefon sierżanta. Milicjant burknął coś do mikrofonu i w zadumie pomacał kran.

– Taak… Kto ma dokumenty na to mieszkanie?

– Ja! – zawołała Natalia. – Zaraz…

Pobiegła do pokoju.

– Ja też miałem – powiedziałem beznadziejnym tonem. – W biurku. Tylko że nie ma go w pokoju, już zaglądałem. To znaczy, biurka nie ma.

– Takie dokumenty należy trzymać w sejfie w banku – powiedział poważnie sierżant.

Wtedy nie wytrzymałem i wybuchnąłem:

– Co ty pleciesz, stróżu porządku?! Jaki znowu sejf? Co ja jestem, nowy Rosjanin, żeby w banku sejf wynajmować? A ty gdzie trzymasz swoje dokumenty?