Выбрать главу

Jak się okazało, Kotia nie ograniczył się do jednej notatki. Wczoraj, gdy wybieraliśmy się do Mielnikowa, wystukał jeszcze kilka linijek:

Za chwilę pójdziemy w gości do Mielnikowa. To fantasta, może coś doradzi? Na wszelki wypadek, gdybym znowu zapomniał: mój nieszczęsny przyjaciel nazywa się Kirył Maksimów. Ma dwadzieścia sześć lat. Pracuje jako menadżer w jakiejś firmie komputerowej. Wzrost: wyższy niż średni, budowa ciała: normalna, widoczny niewielki brzuszek…

– Co? Jaki brzuszek? – oburzyłem się. – Mam zupełnie normalną wagę!

– Wagę masz normalną, ale pracę siedzącą – sparował Kotia.

– …brzuszek, twarz owalna, pulchne policzki…

– Jak się ciebie słucha, to można by pomyśleć, że obrosłem tłuszczem – powiedziałem ponuro. – Ważę osiemdziesiąt kilo, to normalna waga przy moim wzroście.

– …policzki, oczy brązowe, włosy ciemnokasztanowe, nos prosty, uszy z wyraźnymi płatkami…

– Kotia, nie pracowałeś czasem w milicji? – zapytałem zjadliwie. – Nie tworzyłeś portretów pamięciowych?

Kotia się uśmiechnął.

– …ogólnie twarz dobroduszna i sympatyczna. Mówi szybko, głos nieco głuchy, w czasie rozmowy usiłuje nieumiejętnie żartować i kpić z rozmówcy. Jeśli wrócę do domu sam i zapomnę o Miksimowie, to przeczytam tę notatkę i wszystko sobie przypomnę. Z Kiryłem dzieje się coś dziwnego i bardzo mi się nie podoba, że się w to wplątałem.

Potem było czyste pół strony i kilka linijek z opowiadania, w którym Kotia umieścił notatkę dla samego siebie.

– O i tak właśnie – zakończył Siemion Makarowicz, ocierając pot z czoła. – To się nazywa tantryczna joga, przed tysiącami lat wymyśliły ją starogreckie hetery.

– Dziękuję bardzo! – zawołała Jula i się zarumieniła.

Popatrzyłem na Kotię i pokręciłem palcem przy skroni.

– Jakie hetery?

– Starogreckie! – Kotia zabrał mi kartki. – Taką mam pracę.

– Znam twoją pracę.

– Co się wczoraj stało u Mielnikowa? – zapytał Kotia.

– A co, dzwoniłeś do niego? – zainteresowałem się. – A co ty pamiętasz?

– Dzwoniłem – rzekł Kotia z godnością. – On uważa, że przyszedłem do niego sam i rozmawialiśmy o literaturze. Ja też to pamiętam. To wszystko.

– A jak cię zatrzymałem przy wyjściu z klatki?

Kotia pokręcił głową.

– Chodź, usiądziemy, zapowiada się długa rozmowa.

Kupiliśmy dwie butelki piwa. Kotia prychnął, gdy, o nic go nie pytając, kupiłem mu jego ulubiony obołoń, sobie tuborg i zacząłem opowiadać. Niczego nie ukrywałem. Opowiedziałem o tym, jak kupiłem nóż, jak zaczaiłem się na Natalię Iwanową i jak ona się na ten nóż nadziała.

– Jesteś pewien, że to nie ty pchnąłeś ją tym nożem? – nie wytrzymał Kotia.

– Jestem. Stałem z nożem w ręku, chciałem rozciąć taśmę…

– Nie da się tak skoczyć na nóż, żeby się zabić! – powiedział podejrzliwie Kotia.

– A co, próbowałeś?

Kotia nie odpowiedział.

Gdy doszedłem do milicjantów, którzy mnie wypuścili, Kotia się zdenerwował.

– Słuchaj, Kirył, to już jest absolutnie niemożliwe.

– Ale tak właśnie było.

– Może było, a może nie. – Kotia się zamyślił. – Mówisz, że cię bili?

– Myślałem, że mi połamali żebra. Kilka razy tak kopnęli…

– A sąsiad dał ci pięścią w oko?

– No tak…

– A przeglądałeś się dzisiaj w lustrze?

– A co?

Kotia się uśmiechnął.

– A nic. I właśnie o to chodzi. Twarz masz świeżą i zadowoloną, jakbyś spędził tydzień na wczasach. A żebra nie bolą?

Zastanowiłem się. Rozpiąłem kurtkę, podniosłem sweter.

– Żadnych śladów – skonstatował Kotia. – Wybacz, ale tak się nie dzieje. Gdyby cię skopali, to chociaż siniaki powinny zostać!

Trudno było odmówić mu racji.

– Słuchaj dalej – westchnąłem. – To jeszcze nie koniec.

– Po gliniarzach, którzy cię puścili, nic dziwniejszego nie mogło się już zdarzyć – oznajmił sceptycznie Kotia.

Dziesięć minut później skończyłem opowieść o wieży i złośliwie spytałem:

– I co? Dziwniejsze od glin?

– Gdzie jest ta wieża?

– Tam. – Pokazałem.

Kotia zdjął i przetarł okulary.

– Przecież to stara wieża wodociągowa.

– Oczywiście. Z pozoru.

– I możesz mnie tam zaprowadzić?

– Mogę.

– To chodźmy. – Kotia wstał. – Choć osobiście jestem pewien, że albo nie otworzą się drzwi, albo w środku nie będzie niczego dziwnego.

Szczerze mówiąc, też się tego bałem. Skąd miałem wiedzieć, czy mogę tam kogoś wprowadzić? Może przejście między światami działa tylko dla mnie? To by nawet było logiczne.

Ale drzwi się otworzyły i w środku wszystko było dokładnie tak, jak zapamiętałem. Kręcone schody prowadzące na piętro, pięcioro drzwi.

– Obłęd – stwierdził Kotia, rozglądając się. – Widzisz to samo, co ja? Porządnie zrobiony remont, kręcone schody na górę…

– Tak.

– Pokaż mi te drzwi! – polecił Kotia. – Te do Kyłgymu!

– Kimgimu – poprawiłem.

Podszedłem do drzwi i zrozumiałem, że tutaj też wszystko jest w porządku. Metalowa klamka była lodowata.

Padał śnieg. Niebo zasnuły chmury i na nasze głowy opadały leciutkie białe płatki. W nielicznych oknach fabryk (zresztą, skąd właściwie myśl, że to fabryki?) nie paliły się światła, nie dobiegały żadne odgłosy. Ślady powozu pocztowego dawno zasypał śnieg.

– O, stamtąd przyjechał listonosz – pokazałem. – W tilbury.

– Ciekawe… – rzekł Kotia, zerkając na mnie. – Tilbury, mówisz?

Wzruszyłem ramionami. Zdjąłem z aparatu foliowe opakowanie i zrobiłem kilka zdjęć. Mały flesz usiłował podświetlić okolicę; zresztą, na filmie „czterysta”, zdjęcia powinny wyjść.

– To mi wygląda na świat równoległy – zawyrokował Kotia. – Co? Bardziej zacofany niż nasz, prawda?

– Chyba tak.

– Wracajmy – Kotia spoważniał.

– I co, teraz mi wierzysz? – spytałem, zasuwając zasuwę.

– Wierzę, wierzę. – Kotia obmacywał pozostałe drzwi. – Wszystkie zamknięte. A niech to! Ale numer.

Chodził po pokoju, przyciskał ucho do drzwi, opukiwał je, niemal obwąchiwał. Potem zaczął badać drewnianą podłogę.

– W ciągu nocy tak się zmieniła – powiedziałem z taką dumą, jakbym to ja sam, osobiście, w ciągu jednej nocy położył trzydzieści metrów kwadratowych desek.

– Modrzew – oznajmił Kotia. – Ale lakierem nie pachnie, a polakierowane już po położeniu!

– To samo było w moim mieszkaniu – potwierdziłem. – Wszystko zmienione i żadnych śladów remontu.

– Zmieniła się rzeczywistość – oznajmił Kotia. – I wszystko zmieniło się razem z rzeczywistością. Tylko ty pozostałeś niezmieniony!

– Pójdziemy na górę? – zaproponowałem gościnnie. – Tam jest jeszcze weselej.

– Albo przeciwnie – rozmyślał na głos Kotia, idąc za mną. – Rzeczywistość się nie zmieniła, tylko ty się zmieniłeś. Dlatego odbierasz zwyczajne rzeczy jako niesamowite.

– Chcesz dać mi delikatnie do zrozumienia, że zwariowałem? – spytałem. – A co, nie wiedziałeś, że w każdej opuszczonej wieży wodociągowej robią taki wystrój?

Kotia tylko westchnął.

Na piętrze również wszystko dokładnie zbadał. Wyglądał przez okna, lustrował meble. Parząc palce, wykręcił jedną żarówkę i długo ją oglądał. Potem rzucił się na przyniesione książki, zaczął je z zainteresowaniem studiować.