Выбрать главу

– Mam poważny problem, Kotia – powiedziałem i sam się zdziwiłem, jak prawdziwie to zabrzmiało. – Zupełnie wariacka historia…

Słowa płynęły same z siebie. Podczas mojej opowieści prawie dopiliśmy koniak, Kotia kilka razy zdejmował i przecierał okulary, w końcu odłożył je na telewizor. Kilka razy zadawał pytania, a raz nie wytrzymał i zapytał: „Nie bujasz?”.

Gdy skończyłem, dochodziła dwunasta.

– Aleś wdepnął – oznajmił tonem lekarza ogłaszającego wstępną, acz nieprzyjemną dla pacjenta diagnozę. – I żadnych papierów?

– Żadnych.

– A nie zgubiłeś czasem dowodu… no, dokumentów? Może potajemnie sprzedali twoje mieszkanie i zameldowali tę łajzę.

– Kotia! Ona twierdzi, że mieszka tam od trzech lat! I dokumenty to potwierdzają!

Kotia skinął głową.

– Na pierwszy rzut oka zwykłe mieszkaniowe oszustwo. Ale… żeby w ciągu jednego dnia zmienić tapety, glazurę i… co tam jeszcze?

– Linoleum.

– Właśnie. A także kran, potem wynieść meble, wstawić nowe. I jeszcze sprawić, by wyglądało na zamieszkane, rozrzucić kapcie, porozwieszać staniki. Kirył, jedyna rozsądna wersja to taka, że kłamiesz.

– Dziękuję.

– Poczekaj. Mówię, że to rozsądna wersja. A teraz inne. Pierwsza: zwariowałeś. Albo jesteś w alkoholowym ciągu. Mieszkanie sprzedałeś tydzień temu, jak cię Anka rzuciła, i zupełnie o tym zapomniałeś.

– A także sfałszowałem dokumenty, żeby mieszkanie wyglądało na sprzedane trzy lata temu.

– Poczekaj, na początek upewnijmy się, że jeszcze wczoraj wszystko było w porządku. Był ktoś u ciebie?

– Nie. – Pokręciłem głową. – Chociaż nie, zaczekaj, był! Igorek wieczorem podskoczył, chciał film pożyczyć.

– Jaki?

– Nie pornola – burknąłem złośliwie. – Japoński, animowany.

– A co to za Igorek.

– Nie pamiętam nazwiska, Igorek to Igorek. Bystry taki chłopaczek, pracował w naszej firmie, a potem przeszedł do konkurencji. E, znasz go! Składał ci komputer!

– A, ten, co ciągle przed wojem ucieka? – Kotia się uśmiechnął. – Pamiętam. Masz jego numer?

– Telefon mi padł.

– Ale masz nokię, nie? Weź moją ładowarkę, one są standardowe. Potem ci wystawię rachunek za prąd. – Zachichotał.

Wyjąłem telefon, podłączyłem – faktycznie, duża wygoda, że w różnych modelach jest to samo wejście – i zacząłem szukać w „kontaktach”.

– O, mam. No i co?

– Wybierz.

Kotia zabrał mi telefon, niebezpiecznie odchylił się na taborecie, sprytnie oparł o ścianę i dziarsko zawołał:

– Igorek! Siemasz, tu Kotia. No, ten, któremu rok temu komputer składałeś. Przyjaciel Kiryła.

Mrugnął do mnie. Zacząłem otwierać butelkę, którą przyniosłem.

– No wiem, wiem, że późno, przepraszam. Ale mamy ważną i pilną sprawę. Byłeś wczoraj u Kiryła? Jaka znowu „Służba dostawy Kiki”? Nie, nie interesuję się. Mam inne pytanie: Kirył ciągle mieszka w Miedwiedkowie? Tak? Kawalerkę ma, nie? Aha. A mieszkanie wyglądało normalnie, nie było śladów rozgardiaszu, remontu, przeprowadzki? Tak, strasznie mi potrzebne. Aha. A ma psa? Fajnego, mówisz? A przypadkiem nie ugryzł wczoraj Kiryła? Nie, prawie trzeźwy. Posłuchaj, powiedz swojej babie, że jak mężczyźni rozmawiają, to nie należy przeszkadzać. Nawet, jeśli czeka na ciebie w łóżku… Że co?

Kotia oddał mi telefon i pokręcił głową.

– Uczysz, człowieku, tę młodzież, uczysz, oświecasz seksualnie… A oni swoich bab wychować nie potrafią! Tak. Ale jak rozumiem, masz świadka. Jeszcze wczoraj tam mieszkałeś, a twój pies uważał cię za swojego pana, a nie za obcego kmiota.

– Kotia, ja ci mogę znaleźć jeszcze z dziesięciu świadków, i co z tego? Romka Litwinow trzy dni temu zajrzał, piwo piliśmy, on w ogóle często bywa; jeszcze ktoś… Zrozum, nie oszalałem! W moim mieszkaniu mieszka obca kobieta i wszystko wskazuje na to, że mieszka tam od dawna!

– Mówisz, że nieładna? – rzucił niedbale Kotia.

– Na damę nie wygląda na pewno.

– Czego się nie robi dla przyjaciela – stwierdził Kotia. – Gdzie pracuje?

– Gliniarzowi mówiła, że handluje butami na bazarku Czerkizowskim.

– O Jezu… – westchnął Kotia. – Co za koszmar. Dawno już nie uwodziłem sprzedawczyń. Ale nowe buty by mi się przydały.

– Ale kombinujesz – powiedziałem. – Tylko co mi to pomoże?

– Przynajmniej dowiemy się, co to za jedna.

Nie wątpiłem, że Kotia jest w stanie poderwać wyblakłą Natalię Iwanową. I nie czułem żadnej litości do tej aferzystki. Ale to mi nie wystarczało.

– Dobra, dzięki. Ale co ja jeszcze mogę zrobić? Poradź! Może zwrócić się do prasy?

Kotia prychnął wzgardliwie, o prasie miał bardzo niskie mniemanie.

– Jutro rano nie idziesz do pracy. Dzwonisz do szefa, usprawiedliwiasz się. I zasuwasz po trasie administracja-notariusz.

– No i co?

– Idziesz wszędzie tam, gdzie mogą być dokumenty świadczące o twoim prawie do byłego mieszkania.

– Jak jeszcze raz powiesz „byłego”, to dostaniesz – powiedziałem ponuro.

– Wybacz. Do przyszłego. – Kotia zwinnie uchylił się od mojego zamarkowanego ciosu. – No dobrze, teraźniejszego, teraźniejszego. Jednym słowem, zaglądasz wszędzie, nie zapominając o operatorze telefonicznym.

– O, właśnie! – ożywiłem się.

– A potem, gdy się okaże, że nigdzie nie ma twoich dokumentów…

– Dlaczego nigdzie? – Natychmiast przetrzeźwiałem.

– Kirył… Sądząc z rozmachu afery, wzięli się za ciebie na poważnie. Nie rozumiem, kto i po co to robi, ale głupotą byłoby zrobienie w mieszkaniu błyskawicznego remontu, sfałszowanie dokumentów i nieusunięcie prawdziwych. A twoi nieznani nam wrogowie głupcami nie są. A więc, dokumentów nie znajdujesz. Wtedy idziesz do prawnika. Dobrego. Do bardzo dobrego, jeśli masz pieniądze, a nie na jakąś tam prawniczą konsultację. Jeśli nie masz forsy, mogę ci pożyczyć… No, pół tysiąca mogę na pewno.

– Dzięki, mam forsę. Na karcie mam prawie tysiąc, a rodzice… Generalnie wiem, gdzie trzymają pieniądze.

– Dobrze. Prawnik udzieli ci mądrych porad, a ja spróbuję zawrzeć znajomość z tą ba… – Kotia przemógł się i dokończył: – Z damą. Nie sądzę, żeby się spodziewali takiego ruchu.

– Oni?

– A co, ta kobieta przypomina Sziwę? Jedną parą rąk kładła glazurę, drugą tapety, trzecią linoleum? No, naprawdę muszę poznać tę spryciarę. Właśnie, a propos remontu! Pójdziesz do jakiejś firmy budowlanej, takiej poważnej i będziesz udawał bogatego świra. Dręcz ich pytaniami, czy można w ciągu ośmiu godzin zrobić remont w kawalerce – wylicz im to, co zmienili u ciebie w mieszkaniu. Powiedz, że chcesz zrobić niespodziankę żonie. Chociaż nie, nie masz obrączki… przyjaciółce. Albo wymyśl coś innego. Ale przyjaciółka będzie najbardziej prawdopodobna. To bardzo ważne, co oni powiedzą.

Kotia się ożywił. Najwyraźniej ekscytowała go sytuacja, w której się znalazłem. I tak to właśnie zawsze jest – twoje problemy stają się rozrywką nawet dla najlepszych przyjaciół.

– W zeszłym roku wymieniałem sedes – zaczął Kotia. – Stary rozbiłem… przez głupotę… I znalazłem takiego porządnego majstra, niepijącego, w podeszłym wieku… No bo wiesz, jak to jest z sanitariatami?

Na wszelki wypadek skinąłem głową.

– Tu trzeba mieć doświadczenie! Doświadczenie jest najważniejsze – oznajmił Kotia. – No i ten stary doświadczony majster cały dzień instalował sedes, od ósmej rano do dziesiątej wieczór. Ja się umęczyłem i on cierpiał. Bo dobrzy majstrowie mają taki przesąd: dopóki nie skończysz instalować sedesu, nie wolno wejść do toalety. Ale potem „oblać” go to już ich święte prawo i obowiązek. Czternaście godzin na jeden sedes! A u ciebie cały remont zrobili w osiem!