– Ale wtedy…
– To tutaj był rok dziewiętnasty. A na naszej Ziemi – pięćdziesiąty czwarty. Próba jądrowa, poligon w Tockoje. Zrzucili z samolotu pocisk – czterdzieści kiloton – ale to była tylko zmyłka. Pocisku termojądrowego nie dało się przetransportować, złożyli go do kupy pod ścianami wieży. – Staruszek skinął głową w stronę spalonych ruin. – Wielkie bydlę… Od razu zrozumiałem, że trzeba brać nogi za pas. Wieża nie wytrzymała. Ścianę zmiotło, na milisekundę między światami pojawiło się bezpośrednie przejście i całe uderzenie wessało tam… to znaczy tutaj. Ziemia stanęła dęba… unikatowy eksperyment zmiany rzeźby terenu. Jeszcze chyba Ziemia-dwanaście oberwała, ale jej mi nie Szkoda. Co tam tych pająków żałować! – Staruszek zachichotał. – Nigdy nie lubiłem pająków, zwłaszcza wielkich i włochatych.
– Więc to pan jest tym celnikiem, który otworzył przejście do Arkanu?! – zawołałem.
– Tak jest, młody człowieku. Jegorow, Kirył Aleksandrowicz, były mistrz-celnik, były pracownik bezpieki ZSRR, były major, były Bohater Związku Radzieckiego. Skazany na karę śmierci za odmowę wprowadzenia do Arkanu oddziału specjalnego przeznaczenia, w celu likwidacji buntu antyradzieckiego.
– Ale przecież w Arkanie czas wyprzedza nasz o trzydzieści pięć lat! Myślałem, że przejście zniszczyli, gdy się dowiedzieli o rozpadzie Związku Radzieckiego, a celnik… a pan odmówił zamknięcia tego przejścia.
– Kto panu takich bzdur naopowiadał? To brednie, kolego! Na Ziemi-jeden czas spóźnia się w stosunku do Ziemi-dwa. Przejście zniszczono, gdy Kapłan postrzeliła towarzysza Uljanowa, gdy komuniści spanikowali, a władzę przejął koalicyjny rząd. Wtedy Stalin zażądał wprowadzenia wojsk do Arkanu i zlikwidowania „buntu”. Odmówiłem wpuszczenia oddziału. Stalina wtedy szlag trafił, albo któryś z naszych mu pomógł, ale władza się nie uspokoiła. W efekcie mnie wydali, przyjaciele-funkcyjni mnie wydali, ale długo się trzymałem. Wieża jest praktycznie niezniszczalna. – Staruszek uśmiechnął się z dumą.
– Dmitrij… pewien polityk… chciał się dowiedzieć, jak tu żyją ludzie… Rozumie pan, wykorzystać Arkan jako wzorzec do porównań, jako poligon! Rozstrzygać, co jest słuszne, a co nie, i podejmować właściwe decyzje.
– Kirył, mój chłopcze… – Staruszek spojrzał na mnie ze współczuciem. – Twój polityk się spóźnił. Takim poligonem jest właśnie nasza Ziemia.
Jakby mnie prąd uderzył. Kawałeczki układanki łączyły się, tworząc wreszcie obraz…
Który zupełnie mi się nie podobał.
Arkan. Ziemia-jeden.
Arkan jest właśnie Ziemią-jeden!
– Pozostałe zamieszkane światy to również poligony?
Kirył Aleksandrowicz skinął głową, napił się piwa i powiedział:
– Oczywiście. Tworzenie modeli społeczeństw stoi tu na wysokim poziomie. Weźmy taki Antyk. Był pan tam?
Pokręciłem głową. Nie precyzowałem, że jestem celnikiem od niespełna tygodnia.
– No więc, Antyk rozwijał się normalnie. Właśnie weszli w epokę Renesansu, gdy pojawiła się nowa myśclass="underline" szczęście człowieka leży w prostocie stosunków społecznych i urządzeń technicznych. I ten świat został starannie cofnięty do czasów starożytnych. Ciekawy wniosek, ale mimo wszystko nie jest to wzór godny naśladowania. Zostawili go pod kontrolą. – Westchnął i spojrzał na zegarek. – Jeszcze piwa?
– Nie, dziękuję.
– A ja, jeśli pan pozwoli… – Staruszek skinął ręką kelnerowi.
– Jak mnie pan rozpoznał? – zapytałem. – Przecież pan… a może nadal jest funkcyjnym? Ja nic nie poczułem.
– Odrobinę – odparł staruszek. – Moja łączność z wieżą nie została zerwana. Gdyby wieża uległa całkowitej zagładzie, to pewnie bym umarł, a w każdym razie straciłbym wszystkie zdolności. Ale kawałeczek ściany pozostał, miałem szczęście. Dlatego nadal wyczuwam „swoich”, trochę rozumiem obce języki. Z długowiecznością kaput, ale za to żadnych chorób.
Zerknąłem na laseczkę.
– To tylko tak. – Kirył Aleksandrowicz się uśmiechnął. – Nie wypada, żeby staruszek skakał jak młodzieniaszek. Laska budzi szacunek, dodaje powagi. No więc, od razu poczułem twoją wieżę, jak tylko otworzyłeś do nas przejście. Zawsze wiedziałem, że jeśli ktoś kiedyś przebije wejście do Arkanu, to na pewno w tym samym miejscu. Do tej pory bariera między światami jest tu bardzo słaba. Pocisk termojądrowy to nie żarty, Kiryle. Nie żarty.
– To pewnie tutaj jest promieniowanie – wymruczałem. – A wszyscy tak spokojnie siedzą…
– Promieniowania nie ma, nie bój się. Nie wiem, czemu tak się stało, ale promieniowanie nie przeszło.
Roman przyniósł piwo.
– Kiryle Sanyczu, pierożki już wyjęte, muszą tylko odrobinę przestygnąć.
Kirył Aleksandrowicz skinął mu głową i zwrócił się do mnie:
– Jeśli masz jakieś pytania, pytaj śmiało, nie krępuj się.
– Kiryle Aleksandrowiczu, czy funkcyjni wyszli z tego świata?
– Dlaczego wyszli? Tutaj mieszkają, a w innych światach bywają od czasu do czasu, na przykład, kiedy miejscowych doprowadzają do funkcji. – Uśmiechnął się. – Patrzą, jak się mają sprawy. Obserwatorzy, zwiadowcy… możesz ich nazwać, jak chcesz. Mnie znaleźli od razu, ale długo się ze mną nie kontaktowali, patrzyli, jak się będę zachowywał. A mnie się tu spodobało. Tu przecież nawet rewolucja inaczej się potoczyła, prawie bezkrwawo! Wojny Ojczyźnianej nie było. Naszą Ziemię od dawna wykorzystywali dla porównania, dlatego miejscową rewolucję wzięli pod kontrolę. Dłuższy czas próbowali ucywilizować Uljanowa, nawet mu co nieco opowiadali, pokazywali filmy, co się na naszej Ziemi działo. Ale wodzowi od takich objawień w głowie się pomieszało. Postanowił opowiedzieć robotnikom o funkcyjnych, wszcząć czerwony terror przeciwko ciemięzcom. No i wtedy go usunęli. Zrobili podobnie jak w naszym świecie, żeby dochować historycznej wierności, tylko tutaj zamach na Uljanowa był udany. Trzasnęli go i zaczęli przestawiać kraj na inne tory. Nie, od dobrych idei się nie odżegnali, skądże. Nie zgodziłem się, żeby wprowadzić tu bojowników – dopiero potem zrozumiałem, jakby ich tu ciepło przyjęli – i tym się właśnie zarekomendowałem. Kiedy pobiegłem, żeby opowiedzieć o bombie. Bałem się, że pocisk wbije się do tego świata. I wtedy się ze mną skontaktowali.
– Zwerbowali pana – uściśliłem.
– No… jakby to powiedzieć… – Kirył Aleksandrowicz się skrzywił. – Wszyscy jesteśmy funkcyjnymi, prawda? I w bezpiece byłem funkcyjnym, człowiek z legitymacją, pistoletem, ze szczególnymi możliwościami i przywilejami odpowiednimi do statusu. Gdy zostałem celnikiem, prawie nic się nie zmieniło. Wszyscy jesteśmy funkcyjnymi, Kiryle. A skoro ten świat jest lepszy… Skoro jest wolny od całej masy błędów i rzeki krwi, skoro tu w ogóle nie było drugiej wojny światowej, skoro ludzie są syci i dobrzy, skoro na Księżycu powstały trzy osiedla – to co? Mam się dać zabić za kremlowskich wodzów? Za funkcyjnych z wtórnych światów, którzy chlapią się w swoim bagnie?
– Ale przecież Ziemia-dwa jest naszą ojczyzną!
– Kiryle… – Były celnik z Tockiego poligonu jądrowego westchnął. – To jest ta sama ojczyzna. Tylko prawidłowa, słuszna… wolna od błędów. Napisana na czysto.
– A pewnie, po takim treningu. Rewolucja bez przelewu krwi, kolektywizacja bez głodu, żadnych represji. I wojny nie było i miasta na Księżycu są! – Podniosłem głos. – A u nas Wojna Ojczyźniana tylu ludzi pochłonęła, że do tej pory trwa dyskusja, czy to dwadzieścia milionów, czy czterdzieści! Brudnopis, co?
– Ja też walczyłem, Kiryle! – powiedział surowo staruszek. – Całą wojnę przeszedłem!
– W SMIERSZ-u *? – spytałem jadowicie.