Выбрать главу

– Nie za bardzo – zaprotestował polityk. – Kosmonautykę praktycznie zwinęli.

– Bo nie jest im potrzebna. Pozaziemskie osiedla mogłyby wyjść spod kontroli Ziemi-jeden. Za to elektronika…

– To pewna informacja? – zapytał Dima.

– To tylko przypuszczenie. Być może w jakichś punktach się mylę.

– A twoi? Co myślą o tym, że są królikami doświadczalnymi?

– Funkcyjni? Nie wiem. – Rozłożyłem ręce. – Ale obawiam się, że nie będą się oburzać. Kto uczynił ich mistrzami? Ci z Ziemi-jeden. Czyli, po pierwsze, są im wdzięczni, a po drugie, boją się ich. Ten, kto uczynił cię funkcyjnym, może zabrać swój dar.

– Cholera ciężka, zupełnie jak u nas w polityce! – Dima klasnął w ręce i zaśmiał się nieco stropiony. – No tak. Co możemy zrobić? Takie siły i tak się marnują! Jak rozumiesz, interesuje mnie tylko jedno: jak wykorzystać wasze możliwości z korzyścią dla naszego kraju?

Mruknąłem coś pod nosem.

– Nie wierzysz? – Polityk odchylił się w fotelu i popatrzył na mnie uważnie. – Niesłusznie. To prawda, że władza jest pozbawioną reguł grą hazardową. Ale w odróżnieniu od pieniędzy władza nie jest ciekawa sama w sobie, lecz w połączeniu z reakcją otoczenia. Władza to ambicja. Ludzie powinni kochać polityka albo się go bać. Tak czy inaczej, czcić i szanować. Po co dążyć do władzy, skoro wiesz, że dla historii pozostaniesz tchórzliwym asekurantem? Jeśli nie wspominają cię za to, co zrobiłeś, lecz za to, co nawyprawiałeś? To nieciekawe! Smacznie zjeść i długo spać można bez żadnej polityki. Tysiące ludzi zrozumiało to w samą porę i nie pchają się do polityki. Niestety, w naszym kraju sporo osób traktuje politykę jak biznes. Mnie to niepotrzebne. Moje ambicje są większe od mojej pazerności.

– Ale zdaje pan sobie sprawę, że nikt panu nie uwierzy? – zapytałem szczerze. – Ludzie nie wierzą tym, którzy są u władzy. U nas wszystko jest tak urządzone, że ludzie sobie, a władza sobie. Znajoma kobieta, hodowca psów, opowiadała, że gdy przyjeżdżają do niej po psa ci z Rublowki, to ją serce boli. Zwyczajny człowiek a priori zakłada, że ci z Rublowki nie są zdolni do niczego dobrego. Nawet do miłości do psa.

– Wiem, Kiryle. Chociaż ja nie mieszkam na Rublowce. I dlatego potrzebuję cudu. Potrzebuję go od was, funkcyjnych.

– Siły?

– W czym jest siła? – Dima się uśmiechnął. – W mięśniach? W pieniądzach? W wiedzy? Siła bywa różna i trzeba umieć korzystać z niej we wszystkich jej przejawach. Czy mógłbym się wzbogacić na rachunek innych światów?

– Nosząc towary przez wieże, jak handlarze? Nie sadzę. Będą z pana ściągać cło za przenoszony towar.

– Wiem. A informacji z Arkanu nie dostanę. A może… – Zawahał się. – Mógłbyś mi pomóc w czymś innym?

– Komuś trzeba mordę obić? – zapytałem. – Bo nic innego nam nie pozostaje.

Polityk się roześmiał.

– Technologia.

– Ziemia jest najbardziej rozwiniętym światem.

– Nie do końca. Jest przecież Opoka.

– Przenoszenie nieznanych technologii z jednego świata do drugiego jest zabronione.

– A kto zabronił? – Dima zerknął na butelkę z winem, ale nalał sobie mineralnej. – Ci, którzy na nas eksperymentują? Jak myślisz, Kiryle, czy to rozsądne, żeby jedna świnka morska mówiła do drugiej: „Nie wolno uciekać z klatki, eksperymentator zabronił!”?

– Nierozsądne. Ale obawiam się, że inni funkcyjni mnie nie zrozumieją.

Polityk prychnął. Zakołysał kieliszkiem, upił łyk i powiedział:

– Ciągle to samo. Gdy zaczynałem zajmować się polityką, myślałem, że mogę coś osiągnąć. A potem poznałem prawdę. Dowiedziałem się, że i nasi wodzowie, i amerykańscy prezydenci nie są najważniejsi. Że istnieją mistrzowie. Że niby nie rządzą, ale ich zdania się słucha. Urzeczywistnienie rusofilskiego koszmaru o masonach. Teraz rozumiem, po co to mistrzom. Jak uważasz, czy mogę pójść do prezydenta i opowiedzieć mu całą prawdę?

– Skąd mam wiedzieć, czy pan może, czy nie. – Wzruszyłem ramionami. – Mnie by nie puścili, a pana to nie wiem.

– A poważnie?

– Naprawdę nie wiem. Być może na samej górze i tak wszystko wiedzą, i żadnych tajemnic im pan nie wyjawi. A jeśli nawet… To co, urządzą ogólnoświatową obławę na funkcyjnych? Będą walić termojądrowymi bombami w wieże i piwnice? Co to da? Ci, którzy zdążą, odejdą do innych światów. Pozostali się przyczają. Nie odróżni ich pan od zwykłych ludzi.

– Wiesz, co mi się w tobie podoba? Że do tej pory mówisz „ich”, a nie „nas”. Czyli co, otwarta walka nie ma sensu?

– Zwykłymi metodami, nie. To tak, jakby rąbać kisiel toporem. Wie pan, jakie możliwości ma funkcyjny akuszer? Na przykład Natalia Iwanowa?

– Nie.

– Ja też nie. A przecież najprawdopodobniej ona pochodzi z Ziemi-jeden. Załóżmy, że przyjdzie ją pan zgarnąć. A jeśli ona „zaczaruje” twardych specnazowców i każe im zaatakować pana? Może nawet bomba atomowa nie wyrządzi jej krzywdy? Zwykli funkcyjni są przykuci do jakiegoś miejsca, do swojej funkcji. A ona? Nie mamy żadnych danych! Nie zna pan sił tego wroga i nie może pan poznać. Nie wie pan, czy są we władzy i gdzie. Przyjdzie pan do prezydenta z raportem, a okaże się, że on sam jest z Ziemi-jeden! – Zawahałem się i dodałem: – Skąd mogę wiedzieć, kim pan jest, polityku Dimo? Może jest pan funkcyjnym z Arkanu? Może, namawiając mnie do złamania zasad, sprawdza pan moją lojalność?

Dima dopił wodę i rzekł:

– Teraz już wiesz, co to jest polityka. No, na mnie czas. O rachunek się nie martw, już zapłacone. – Stojąc w drzwiach, odwrócił się i dodał: – Nie jestem z Arkanu. Jestem nasz, z Ziemi. Ale i tak mi nie ufaj, nikomu nie należy ufać.

– Jak mówił staruszek Müller w filmie Siedemnaście mgnień wiosny: „Nie wolno wierzyć nikomu, ale mnie można”.

– Müllerowi możesz wierzyć. – Dima skinął głową. – Martwi cię nie zdradzą.

Popatrzyłem na zamykające się drzwi, jakbym czekał, że pojawią się na nich jakieś objawienia. Napiłem się wina.

Zrobiło mi się żal polityka. On nie jest z żadnego Arkanu. Młody, ambitny, próbujący znaleźć czarodziejską różdżkę i dzięki niej dojść na szczyty władzy. Idea narodowa… Ha! Jaką ideę narodową mogą mieć białe myszki w klatce? Jedne zostaną przeznaczone na eksperymenty, inne na karmę dla węża, a jeszcze inne do rozmnożenia.

Nie ma już czarodziejskich różdżek. Skończyły się.

W dzieciństwie bardzo lubiłem czytać. Teraz jakoś mniej. No, kryminały, czasem fantastykę albo coś modnego. A w dzieciństwie pożerałem książki, rodzice mnie nauczyli. Bajki, fantastykę. Wtedy też wierzyłem w czarodziejskie różdżki. Z przyjemnością wręczyłbym taką Dimie, niech spróbuje. Gorzej już nie będzie.

A może powinienem być optymistą? W tym sensie, że może być znacznie gorzej?

Dopiłem wino i odstawiłem kieliszek. Tak, dziwny napój. Egzotyczny.

Pomyślałem, że dzisiaj rano rodzice powinni wrócić z Turcji.

* * *

Od trzech lat nie mieszkałem z rodzicami. W gruncie rzeczy to była wyłącznie ich zasługa, sam pewnie składałbym na to mieszkanie jeszcze z dziesięć lat. Podarowali mi mieszkanie i wystawili z domu. Najpierw byłem lekko urażony, mimo wszystkich bezspornych zalet własnego lokum, potem przyjrzałem się przyjaciołom mieszkającym z rodzicami i zrozumiałem, jak wielką słuszność mieli moi rodzice. Mimo wszystko życie z mamą i tatą psuje człowieka, który już skończył szkołę. Można przy tym nieźle zarabiać, a nawet utrzymywać rodziców, ale mieszkając z nimi, po prostu przestaje się dorastać. Przejmuje się styl życia rodziców, człowiek konserwuje się, zostając młodszą kopią ojca. Taki układ sprawdza się jedynie w wiejskiej rodzinie i tylko w stosunku do najstarszego syna. Nic dziwnego, że we wszystkich bajkach sukcesy osiąga najmłodszy, który wyrusza, w poszukiwaniu szczęścia gdzie go oczy poniosą. Tysiące takich najmłodszych synów giną w drodze, ale jednak niektórzy łapią swego niebieskiego ptaka. Na chłopską rolę, do solidnego, pracowitego najstarszego syna niebieskie ptaki nie przylatują.