– Tak.
– Illan mówiła, że funkcyjni rzadko utrzymują stosunki z ludźmi. Dłuższe stosunki… Pamiętasz, jak w Zwyczajnym cudzie czarodziej mówił, że jego żona zestarzeje się i umrze, a on nadal będzie żył?
– Skąd ty jesteś taka mądra? Może też jesteś funkcyjną? Funkcyjna bibliotekarz?
– Nie odmówiłabym. – Nastia przesunęła dłonią po moim brzuchu. – To pewnie ciekawe.
– Będę miał na górze bibliotekę – powiedziałem. – To znaczy już mam, tylko pustą. Jeśli teraz dogadamy się z funkcyjnymi… Zresztą, co ja mówię! Na pewno się dogadamy. Można będzie zrobić taką bibliotekę, że ho, ho! I poprosimy, żeby zrobili cię funkcyjnym.
– A to możliwe?
– No przecież jakoś to robią. – Wyciągnąłem rękę, dotknąłem jej piersi. – Nie, nie chcę, żebyś była bibliotekarką. Zepsujesz sobie wzrok i będziesz nosić okulary z grubymi szkłami. I będziesz cały czas chodzić z nosem w książce.
– Będę zdejmować okulary i chodzić z nosem w tobie. O, tak…
Opadła na mnie miękko, pocałowała mnie w szyję, w brzuch, zaczęła zsuwać się coraz niżej…
– Nastiu, nawet funkcyjni czasem się męczą – powiedziałem tragicznym szeptem.
– Zaraz zobaczymy…
– To nieuczciwe. – Chwilę później dodałem: – Nie, to jeszcze bardziej nieuczciwe!
Nastia zaśmiała się cicho. Przez minutę patrzyłem na jej sylwetkę na tle nieba, otuloną światłem księżyca i morskim wiatrem, to wznoszącą się, to opuszczającą nade mną. Gdy usłyszałem, jak przyśpieszył jej oddech, pochwyciłem jej dłonie, ścisnąłem… Nastia jęknęła cicho, przytuliła się do mnie, jej ciałem wstrząsały łagodne fale, ale nie zatrzymała się, i chwilę później to ja jęknąłem, czując pradawną, najsilniejszą z rozkoszy.
– Podrywasz mojego ducha bojowego – powiedziałem później. – Czekają mnie trudne rozmowy, a ja będę się błogo uśmiechać i odpowiadać bez ładu i składu…
– Jakoś się skupisz.
– Aha.
Usiadłem, czując nagły niepokój. Pusta plaża, księżyc na czystym niebie, zamierające odblaski na falach, ładna dziewczyna obok – czego można chcieć więcej? Chyba tylko pewności jutra.
– Wykąpiemy się?
– Chodźmy.
Wstała i pobiegliśmy razem w stronę fal – dokładnie tak samo jak w tanich filmach.
– Bierz pod uwagę, że jeszcze nie wiem, czy cię kocham! – zawołała Nastia, wskakując do wody. – Nie wiem!
– Ja też nie wiem! – odkrzyknąłem.
To była prawda. I właśnie dlatego, że nie baliśmy się o tym mówić, to były ostatnie chwile tej prawdy.
Przyszli do nas rano.
Obudziło mnie dobiegające z dołu pukanie do drzwi. Pukanie niezbyt głośne, niegroźne i nienatrętne, za to uporczywe. Puk, puk. Przerwa. Puk. Znów przerwa. Puk, puk.
We wszystkie okna świeciło słońce.
Puk, puk.
Bez względu na to, kim był ów człowiek za drzwiami, wyglądało na to, że się nie śpieszył. Że miał dużo, bardzo dużo czasu, cały czas świata i bardzo dużo cierpliwości – więcej niż zwykły człowiek.
Nastia również się obudziła i usiadła na łóżku. Popatrzyła na mnie strwożona.
– Ubierz się – poleciłem. – Kotia miał rację, nasz time out dobiegł końca.
– Zaatakują?
– Nie, coś ty. Na pewno wymyślili jakąś propozycję. – Pogładziłem ją po ramieniu. – Może jakieś warunki, jakieś zadania dla mnie i dla ciebie. Oczywiście będziemy się targować. Obiecamy nie przeszkadzać i nie robić wstrętów. Tylko proszę cię, bądź szczera! Oni wyczują kłamstwo!
Puk. Puk, puk.
Stukano do moskiewskich drzwi – tylko one dawały ten żelazny pogłos. Szkoda. Wolałbym stukanie z Kimgimu i wizytę Chaja.
– Będę bardzo przekonująca. – Nastia wstała i zaczęła się ubierać. Białe spodnie. Biała bluzka z krótkimi rękawami. Letnie ubranie, dziwnie wyglądające w jesiennej Moskwie. – Wiesz, trochę się boję.
– To nic. – Mrugnąłem do niej. – W kiepskich amerykańskich filmach ci dobrzy zawsze wygrywają.
– To my jesteśmy ci dobrzy?
– Trudno o lepszych – odparłem, wkładając dżinsy.
– Kirył…
– Tak?
Nastia pokręciła głową.
– Nie, nic. Potem ci powiem.
Ulica była jeszcze pusta, tak jak mogą być puste moskiewskie ulice o szóstej rano, gdy spadnie pierwszy śnieg. W małych miastach ludzie wstają i kładą się wcześnie. Tylko w Moskwie, zasypiającej grubo po północy, możliwa jest taka pustka porannych zimowych ulic.
Natalia Iwanowa stała przed drzwiami. Wytarte dżinsy, bluzka w wielkie czerwone kwiaty na czarnym tle, stare adidasy. Co jest, czyżby naprawdę pracowała na bazarku Czerkizowskim? Prószył śnieg, włosy Natalii przykryła przelotna zimowa siwizna.
– Mogę wejść?
– A jeśli odmówię?
– To tylko wszystko jeszcze bardziej skomplikujesz – odparła poważnie Natalia.
– No to wejdź.
Natalia szła za mną – nie chciałem odwracać się do niej plecami, ale jeszcze bardziej nie chciałem okazywać strachu. Weszliśmy na pierwsze piętro; Natalia rozejrzała się i spytała:
– A gdzie twoja przyjaciółka?
– Robi śniadanie. – Podsunąłem jej krzesło. – Siadaj, nie przyszłaś prosić na wesele.
– Dziękuję. – Usiadła, pochyliła się nad stołem, oparła podbródek na dłoniach. Przez jakiś czas przyglądała mi się, potem uśmiechnęła się i mrugnęła. – No i co, podopieczny? Nawywijałeś?
– Nawywijałem – odparłem pokornie.
– To nic. Coś wymyślimy. – Spoważniała. I od razu z wyrzutem powiedziała: – Co za diabeł w ciebie wstąpił? Skąd ta pycha? Otworzyłeś drzwi do Arkanu po raz drugi w całej historii naszego świata. Brawo! Powiedzmy sobie szczerze – pod względem energetycznym to bardzo skomplikowany proces. To tak, jakby płynąć pod prąd. Ale poradziłeś sobie. Powitali cię? Powitali. Zrobili ci wspaniałą, wielkoduszną propozycję: zostać równym. Stać się jednym z nas.
– Z was?
– Nie ma sensu teraz kłamać, skoro już sam wszystko zrozumiałeś. Tak, jestem z Arkanu. Moja praca to wdrażanie funkcyjnych.
– Po co to robicie? Rozumiem, że eksperymentujecie, ale po co my jesteśmy wam potrzebni? Do towarzystwa? Służba złożona z aborygenów? Dlaczego właśnie ja? Czemu nie ambitny polityk Dima albo biznesmen Misza?
– Nie zrozumiałeś? – zapytała Natalia ze szczerym zdumieniem. – No wiesz, Kirył… Nie, nie będę teraz nic wyjaśniać. Najpierw musimy zakończyć sprawę z tobą.
– No to już – mruknąłem. – Co, znowu walniecie bombą?
– Mamy również inne metody – odparła Natalia. Nie groziła, jedynie informowała. – A tamta bomba… Musieliśmy sprawdzić, czy wasza technologia może wyrządzić krzywdę naszej. Kirył, i co ja mam z tobą zrobić?
– Rozumiem, że możesz ze mną zrobić, co zechcesz?
– Tak. Porzuć swoje plany targowania się. Jak postanowię, tak będzie. Podziękuj, że cię lubię.
– Dziękuję – powiedziałem ponuro.
– Nie będziesz wchodził do Arkanu. W każdym razie przez najbliższe dziesięć lat. – Natalia się uśmiechnęła. – Żeby cię nie kusiło, zabetonujemy okno i drzwi.
Na twarzy miałem smutek, ale w mojej piersiach powoli topniał lodowaty kłąb strachu. Więc jednak miałem rację. Funkcyjni nie mają zamiaru mnie niszczyć! Jestem im potrzebny! Albo po prostu mnie lubią.
– W charakterze nagany pozostaniesz w areszcie domowym przez… no, powiedzmy przez rok. Taak… Jedzenie będą ci dostarczać, ale wychodzić z wieży… – Natalia uśmiechnęła się samymi kącikami ust, niby fałszywie, ale jednak sympatycznie. – Ech! Co tam! Zostawię ci wyjście do Skansenu, bo inaczej zupełnie tu zbutwiejesz. Zgadzasz się?