John próbował wtrącić słowo, zapewnić podstarzałego tyrana, że naprawdę nie chciał zrobić nic złego.
– NIc złego? Nic złego? Trzymając moje dziecko gdzieś poza domem, żeby ją zatruły nocne wyziewy, i mówisz nic złego? Chodź, moja malutka – powiedziała do swojego trzydziestoletniego dziecka, obejmując Letty mocną ręką. – Niania się tobą zaopiekuje. Trzeba ci miarki mojej mikstury.
Letty chichotała za wachlarzem od chwili, kiedy niania oskarżyła Johna o rozpustę, ale dostatecznie szybko otrzeźwiała.
– Och, nie, nianiu. Dobrze się czuję, naprawdę – zaprotestowała prowadzona siłą. – Muszę się tylko dobrze wyspać.
– I zrobisz to, kochanie. Jak tylko wypijesz miarkę mikstury. – Zdławiony dźwięk z tyłu sprawił, że się odwróciła. Jedno spojrzenie i najwidoczniej nie miała cienia wątpliwości, kto jeszcze jest winien.
– A więc to ty – powiedziała do Tony'ego, desperacko potrząsając siwymi lokami. – Powinnam była wiedzieć. Mówili, że nie żyjesz, ale wiedziałam, że to nie prawda. Zbyt wiele kłopotów sprawiasz, żeby odejść tak łatwo. – Pociągnęła Letty tak, jakby obawiała się skażenia i odchodząc zawołała przez ramię: – Nie myśl, że znowu sprowadzisz moją dziewczynkę na manowce.
Emily w milczeniu stała obok i obserwowała. Wszyscy troje stali wstrząśnięci, z otwartymi ustami. Po dłuższej chwili wybuchnęli histerycznym śmiechem.
– Zbyt wiele kłopotów sprawiam, żeby tak odejść – powiedział Tony, usiłując złapać oddech między wybuchami śmiechu. – Zastanawiam się, czy mój adwokat brał pod uwagę taką linię obrony?
Emily patrzyła na twarz, którą pokochała, znowu młodą dzięki śmiechowi i poczuciu, wreszcie, bezpieczeństwa. Pewność, której nie potrafiła mu dać ani ona sama, ani Letty, przyszła z ust wielce popędliwej, starej kobiety.
Markiz Palin naprawdę wrócił do domu.
Edward odwiedził Emily następnego dnia. Zaanonsował się w czasie, gdy zarówno John jak i Letty wyszli spotkać się z Tonym u jego prawników, co Emily uznała za szczęśliwą okoliczność. A może to nie była sprawka dobrego losu. Doskonała umiejętność Edwarda synchronizacji różnych wydarzeń nie pozostawiała wielu wątpliwości.
Choć ostatnie wypadki bardzo oziębiły uczucie, jakie Emily żywiła wobec Edwarda, jego nieszczęśliwa, udręczona twarz wzbudziła jej współczucie. Był zraniony, zawstydzony i przestraszony. W kłopocie zwrócił się jak zwykle, do niej.
Oszczędzając im obojgu chwili zakłopotania, Edward szybko minął służącego, który otwierał drzwi, by go zaanonsować.
– Emily, najdroższa – powitał ją, pochylając się, by pocałować jej policzek. – Najdziwniejsza historia krąży dziś od rana od klubu do klubu. O Letty i tym oszuście! Nie mam pojęcia, jak to się zaczęło, ale przyszedłem tu jak mogłem najszybciej, żeby dowiedzieć się prawdy, żebym mógł położyć kres tej głupiej gadaninie.
Emily odczuła, jak silne są stare więzy uczuć. Sześciu lat przyjaźni nie da się wymazać w ciągu niespełna miesiąca. Jej własne poczucie winy przemawiało za Edwardem. Z pełną świadomością przyjęła jego oświadczyny i powinna wobec tego być lojalna, a dobrze wiedziała, że ze swojej strony nie dotrzymała umowy.
Głos Edwarda brzmiał dość pewnie, lecz Emily dostrzegła panikę w jego oczach. Wiedział, że historia jest prawdziwa, lecz nie chciał w to uwierzyć.
– Dzięki temu choć raz mam wytłumaczenie, nie czuję się, jakbym ci się narzucał – powiedział z uśmiechem.
Emily nie miała serca karcić go za to, że się nią nie zainteresował. I tak dość będzie zraniony tym, co ma mu do powiedzenia. Czy jest urażony, czy nie – to już i tak nie miało znaczenia.
– Czy czułaś się bardzo osamotniona? – zapytał.
– Nie, doprawdy nie – odpowiedziała uczciwie, po czym złagodziła odpowiedź uśmiechem. – Ostatnio, wśród tego całego zamieszania nie miałam czasu, by poczuć się samotna.
– To rzeczywiście prawda – zgodził się. – I zdaje się, że jeszcze więcej zamieszania było wczoraj u Devonshire'ów. Nie mówię, oczywiście, o wizycie lady Jersej u cara. Powiedziano mi, że ten oszust przyszedł – z twoją rodziną! Czyż to może być prawda?
– On nie jest oszustem, Edwardzie – powiedziała spokojnie, próbując złagodzić wrażenie swoich słów. – Kiedy Letty wreszcie poczuła się lepiej, uświadomiła sobie, że musi przekonać się osobiście, czy to jest, czy nie jej stary przyjaciel. Ona nie ma wątpliwości, Edwardzie, i ja także. To rzeczywiście jest lord Palin.
Zaprzeczenie nadeszło natychmiast, Emily wiedziała, że tak będzie.
– Ależ nie może być. Lady Meriton musi się mylić lub, co gorsze, została oszukana. Mój kuzyn umarł we Francji. Ten człowiek musi być oszustem. – Edward wstał pospiesznie i nerwowo podszedł do kominka. Twarz miał bladą, ręce lekko mu drżały.
– Nie potrafię wyjaśnić, skąd wzięła się pogłoska o jego śmierci – przyznała Emily – lecz to bez wątpienia jest lord Palin. Wiem, wiem, co chcesz powiedzieć, Edwardzie, ale on zna takie rzeczy z przeszłości, o których od nikogo nie mógłby usłyszeć.
Edward odwrócił się sztywny od niedowierzania.
Westchnąwszy, Emily zbliżyła się i stanęła tuż za nim.
– Jest jeszcze jeden świadek, sądzę, że przyznasz, iż bez zarzutu.
– Kto?
– Stara niania Letty. Przyszła, żeby zapopiekować się Letty podczas choroby. Kiedy go ujrzała, rozpoznała go natychmiast. Bez zastanowienia.
Emily poczuła, że głupio postąpiła nie pomyślawszy o starej, wiernej służącej. Wszystkie rozmowy z Tonym dotyczyły służących, którzy opuścili jego dom, a nie tych związanych z domem Letty.
– Stara kobieta, która traci rozum… – próbował wywodzić Edward.
– Edwardzie, wiesz, że tak nie jest.
Za późno, pomyślała Emily, czując we własnym głosie, nutę litości. Widziała, jak ostro zaczął się bronić, lecz teraz stał, zwiesiwszy ramiona. Ta litość bardziej niż cokolwiek upewniła go, że ona mówi prawdę.
– Cóż, zobaczymy, co powie sąd – nie poddawał się Edward, choć stracił ducha. – W końcu to prawo trzeba przekonać, nie ciebie, ani lady Meriton, ani jej niańkę.
Usiłował nie przejmować się, lecz Emily wyczuła jego strach. Ponieważ Edward wierzył bez reszty, że Tony to oszust, nigdy naprawdę nie brał pod uwagę możliwości przegrania sprawy, utraty tytułu i majątku. Teraz gdziekolwiek się zwrócił, widział, że wszystko, co uważał za swoje, już do niego nie należy.
To nie była dobra chwila, by powiedzieć mu, że utracił również narzeczoną.
– Edwardzie – powiedziała, usiłując wyrażać się oględnie – wiem, że teraz to wydaje się niewielkim pocieszeniem, ale wierzę, iż twój kuzyn szczerze ci współczuje z powodu twojej kłopotliwej sytuacji. Wygląda na to, że chciałby odnowić stosunki rodzinne, jeśli tylko ty mu na to pozwolisz. Myślę, że okazałby się wspaniałomyślny.
Emily nie wiedziała, czy jej słowa dotarły do zmartwionego Edwarda. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się we wzorzysty dywan. Kiedy podniósł wzrok, wydawało się, że wreszcie usiłuje przyjąć do wiadomości wszystkie fakty i pojąć, co oznaczają dla jego przyszłości.
– Zakładam, że Letty będzie w dalszym ciągu popierać interesy tego człowieka, tak jak to robiła zeszłej nocy? – spytał.
Było to pytanie retoryczne. Dobrze wiedział, że Letty tak właśnie będzie postępować.
Emily skinęła głową.