Po minucie Edward, wydawało się, podjął decyzję.
– Nie myśl o mnie bardzo źle, Em – poprosił błagalnie. – Po prostu nie czuję się na siłach z nim spotkać, zaakceptować go jako kuzyna, zanim sąd nie każe mi tego zrobić. Zostaw mi nadzieję na cud, który dowiedzie, że się mylisz.
– Edwardzie… – zaczęła, rozbrojona jego smutnym uśmiechem, lecz zaraz urwała. Doprawdy, nic nie mogła powiedzieć, co złagodziłoby jego ból.
– Czy przebaczysz mi, że trochę cię zaniedbam? To nie potrwa długo. W końcu ustalili datę przesłuchania, dokładnie od dziś za tydzień. Mam nadzieję, że do tego czasu pogodzę się z tym, co się stało i będę w stanie spotkać się z człowiekiem, który, jak mówisz, jest moim kuzynem. Do tego czasy jednakże…
Emily powiedziała, że oczywiście, rozumie. Co innego jej pozostało? Jednakże kiedy patrzyła, jak odchodzi, wciąż ze spuszczonymi ramionami, zastanawiała się, co ma mu powiedzieć za tydzień – za tydzień gotowy był w końcu ogłosić ich zaręczyny. Podczas gdy ona zupełnie nie była gotowa.
Rozdział dziesiąty
Przewidywania Emily, że jeśli Tony zostanie zaakceptowany publicznie przez choćby jedną osobę, inne również wystąpią, by go poprzeć – okazały się słuszne. Część towarzystwa wciąż jeszcze traktowała go z wielkim sceptyzmem, paru przeczyło nawet, że jest tym, kim twierdził, że jest. Ale nikt już nie wstydził się pokazać z nim publicznie. Zaproszenia, składane za pośrednictwem Meritonów, sypały się jedno za drugim.
Jednym z pierwszych było zaproszenie od lady Castlereagh. Wyjazd cara, poważnie odciążył jej gospodarstwo. Zmniejszyła się nie tylko presja towarzyska – naciski dyplomatów wciąż oczekujących czegoś od jej męża zniknęły razem z rosyjskim imperatorem.
Emily szczęśliwa była, widząc swoją matkę chrzestną, wielce zafascynowaną opowieścią Tony'ego, w lepszej kondycji. Spotkanie przy herbacie było miłe i intymne. Zaproszeni byli nie tylko Meritonowie, Tony i jego przyjaciel, kapitan von Hottendorf. Tutaj w końcu Emily przestała denerwować się prezentacją i akceptacją Tony'ego, odczuwała jedynie zwykłe pragnienie, by ci ludzie, których lubiła najbardziej, polubili się też między sobą.
Wkrótce stało się jasne, że gospodarze są pod wielkim wrażeniem Tony'ego. Emily widziała, jak Tony prędko uległ ciepłu i dobroci gospodyni. Lorda Castlereagha poważać musiał za jego wyjątkową inteligencję. Zniknął nawet cień skrępowania, które Emily odczuwała jeszcze na balu.
Pewność siebie Tony'ego rosła z godziny na godzinę. Oczywiście, świadomość, że otoczony jest ludźmi, którzy mu wierzą, musiała być wielce pomocna, lecz Emily pomyślała, że za tym dzisiejszym odprężeniem musi kryć się coś więcej. Castlereaghowie nie interesowali się żądaniem Tony'ego, interesowali się nim samym.
Autentyczne zainteresowanie przeżyciami Tony'ego było czymś, co Emily doceniała tak samo jak on. Na balu u Devonshire'ów widziała, jak cierpliwie spędza godzinę za godziną, odpowiadając na głupie pytania i przyjmując nic nie znaczące wyrazy współczucia. Lord Castlereagh był nie tylko dobrze poinformowany, jego ciekawość była niedwuznaczna. Naprawdę chciał dowiedzieć się o trudnościach życia jeńca. Prawie że widziało się go, jak porządkuje w myślach poszczególne wiadomości, by móc później się do nich odwołać.
Emily świadoma była również, że zarówno Tony jak i kapitan dyskretnie unikają tematów, które można by uznać za zbyt plugawe dla kobiecych uszu. Zamiast mówić o złym traktowaniu jeńców, Tony opisywał cudowne wycieczki. Co nieuchronnie doprowadziło do kwestii zwolnienia warunkowego, zwolnienia na słowo honoru.
– Zwykli marynarze nie mogli naprawdę liczyć na zwolnienie warunkowe – powiedział Tony, odmownym ruchem dłoni odpowiadając na propozycję następnej herbaty. – Trzymano ich w barakach. Zdobyli się na parę najbardziej spektakularnych ucieczek. Niektórych z tych chłopców nigdy nie złapano. Kilku z nich parokrotnie spotkałem w Bitche.
Uśmiech Tony'ego na chwilę zniknął. Niektóre z tych opowieści Emily słyszała już, kiedy szukała dla Tony'ego informacji. Brak powodzenia nie był najgorszym losem, jaki spotykał więźnia próbującego ucieczki. Co najmniej jedna opowieść oskarżała komendanta Bitche o zabójstwo z premedytacją. Takie ponure wspomnienia prawdopodobnie liczniejsze były od tych, które można opowiadać w dobrze wychowanym towarzystwie.
Nawet teraz Emily miała od czasu do czasu ochotę potrząsnąć słuchaczami i przypomnieć im, że to co spotkało Tony'ego, to nie tylko historia dobra do opowiadania przy filiżance herbaty czy butelce porto.
– Dla nas, oficerów, było to oczywiście zwykłą częścią wojny – powiedział kapitan. – Pojmanie, zwolnienie warunkowe, wymiana. Tylko że Napoleon nie trzymał się reguł. Dla cywili jednak to zupełnie inna sprawa.
John, który służył w milicji, mocno postawił swoją filiżankę.
– Uwięzienie cywilów było niegodziwością – zgodził się. – Kompletnie wbrew zwyczajom wszystkich cywilizowanych narodów. Myśmy nie wzięli żadnych francuskich cywilnych jeńców – dodał z dumą.
– O to chodzi, rozumie pan – wtrącił Tony. – My cywile nie wiemy, co robić w takiej sytuacji. To było istotą całego sporu w sprawie sir Beaumonta Dixie. Znacie państwo tę historię?
Von Hottendorf i Castlereagh oczywiście znali, lecz nalegali, by Tony powtórzył ją dla innych.
Tony pochylił się, by wyjaśnić wszystko, pukiel ciemnych włosów opadł mu na czoło.
– Sir Beaumont był więźniem w Verdun, zwolniony warunkowo mieszkał w mieście. Przygotowywał ucieczkę, lecz oficer marynarki, jeden z naszych, który usłyszał o jego planach, oddał go w ręce Francuzów.
Emily była wstrząśnięta i, jak zauważyła, nie ona jedna.
– Wszyscy w mieście podzielili się na dwa obozy – ciągnął Tony. – Dixie utrzymywał, że dał słowo honoru pod groźbą i że Francuzi w żadnym razie nie mają prawa więzić cywili. Oficer, który go wydał, upierał się, że system zwolnień na słowo honoru, zwolnień warunkowych, utrzyma się tylko wtedy, jeśli wszyscy go będą respektować. Jeśli Francuzi nie będą mogli ufać, że dając słowo nie uciekniemy, wkrótce będziemy mieli sposobność dawać tego słowa. Wszyscy skończymy uwięzieni w barakach.
– Trudne zagadnienie – przyznał lord Castlereagh.
John z powątpiewaniem potrząsnął głową.
– Lecz jednak… wydać tego człowieka Francuzom…
– Byli tacy, którzy w zasadzie zgadzali się z tym oficerem – powiedział Tony – lecz zdradę rodaka odczuwali jako zły uczynek. Choć w tym wypadku nikt nie mógł wątpić w motywy tego oficera. Naprawdę wierzył, że postępuje właściwie. – Tony mówił cicho, ale tak, że przez plecy Emily przebiegł dreszcz. Jeszcze jedno wspomnienie straszliwych rzeczy, których był świadkiem.
W towarzystwie tak współczujących osób Tony coraz mniej zważał na to, by ukrywać swoje uczucia. Emily uświadomiła sobie, że nie tylko ona słyszy tę nutę gniewu.
– Ton pańskiego głosu mówi mi, że wie pan o innych, którzy działali kierując się mniej szlachetnymi pobudkami – skomentował lord Castlereagh.
Tony przyjął spostrzegawczość starszego pana wznosząc filiżankę jak do toastu.
– Rzeczywiście, byli tacy. Nie myślałem o tym całe lata, ale przypominam sobie, że teraz – zaraz przed tym, jak miałem okropną awanturę z gubernatorem i wysłano mnie do Bitche, i przez to wszystko wypadło mi z głowy, tak przypuszczam – poszedłem do gubernatora zapłacić grzywnę za to, że spóźniałem się na apele. KIedy tam dotarłem, Wirion miał sam-na-sam z innym więźniem. Drzwi nie były tak dokładnie zamknięte i słyszałem całą rozmowę. Usłyszałem, jak jeden angielski dżentelmen informuje o drugim, mówi gubernatorowi o jego planach ucieczki. Dla pieniędzy.