Выбрать главу

– Nie – zaprotestowała lady Castlereagh.

Letty w tym samym czasie zawołała:

– Nie dla pieniędzy!

John również był oburzony.

– To nie był dżentelmen – wykrzyknął.

Emily zauważyła, że ani lady Castlereagh, ani kapitan nie byli zaskoczeni. – To był z pewnością głos osoby wykształconej – zwrócił się Tony do wstrząśniętego Johna. – Nigdy nie widziałem jego twarzy, i cieszę się z tego. Gdybym go rozpoznał, czyłbym się obowiązany zadenuncjować go.

– Rozumiem, o co panu chodzi – powiedziała Emily. – Nie byłoby przyjemnie oskarżać innego Anglika mając za dowód jedynie własne słowo.

Tony uśmiechnął się do niej ciepło, jakby mówił, że wiedział, iż ona zrozumie.

– Właśnie.

– Coś takiego, nie pamiętam, czy kiedyś słyszałam taką niesłychaną historię – powiedziała lady Castlereagh ze spokojnym zadowoleniem.

Uśmiech Tony'ego odciągnął myśl Emily od uwagi, którą chciała wygłosić. Modliła się, by się nie zarumienić. Przyszedłszy szybko do siebie, otworzyła usta, by przemówić, po czym zamknęła je gwałtownie. To może być jeden z tych tematów, których roztrząsania Tony by nie ścierpiał, pomyślała. Raz już próbowała przywieść go do rozważań nad jego obecną nieszczęsną sytuacją, ale albo źle ją zrozumiał, albo nie chciał nic usłyszeć.

Lecz spostrzegawczy lord Castlereagh przyłapał ją na wahaniu.

– Co chciała pani powiedzieć, panno Meriton? – spytał.

Odwróciła się i popatrzyła w pełne nadziei, badawcze oczy gospodarza. Miała przed sobą jeden z najtęższych mózgów w całej Anglii. Może zrozumie i potrafi wyjaśnić wszystko ku jej zadowoleniu.

– Czy nie wydaje się pany, sir, że przygody lorda Palina są raczej zbyt niezwykłe?

Zanim lord Castlereagh zdążył odpowiedzieć, przemówił, wyłącznie do niej, Tony, postawiwszy uprzednio swoją filiżankę:

– Próbujesz znowu dać do zrozumienia, Em… panno Meriton. Co pani chce przez to powiedzieć?

A więc pamiętał. Emily rozejrzała się szukając u innych oznak zrozumienia, jeśli nie poparcia, i żeby uniknąć jego przenikliwego wzroku. Nie miała wyjścia, musiała ciągnąć to dalej.

– Chcę powiedzieć, że to co pana spotkało po wysłaniu do więzienia karnego było dziwne, więcej niż zwyczajnie dziwne. Sam pan powiedział, że nigdy nie trzymano w Bitche więźniów w nieskończoność, z wyjątkiem pana.

– Złośliwość komendanta… – podsunął Tony.

Emily potrząsnęła głową. To nie było wystarczające tłumaczenie.

– A historia pańskiej śmierci, pańskiego pogrzebu? To też była złośliwość?

Letty nie zrozumiała.

– O czym ty mówisz, Emily? – spytała zmieszana.

Emily westchnęła i postanowiła być dzielna. Poza tym zaszła już za daleko.

– Myślę, że ktoś chciał usunąć Tony'ego z drogi. Może… nawet uśmiercić go. Ktoś to zorganizował, żeby Tony'ego uwięziono i zorganizował też jego pogrzeb.

Samo wymówienie tych słów wprawiło ją w drżenie. Myśl, że ktoś z premedytacją, ze złą wolą działał, by zrujnować Tony'emu życie, przerażała ją, ale nie mogła dłużej unikać tek konkluzji.

Ktoś jeszcze uznał, że jej pomysł wart jest rozważenia, i był to lord Castlereagh. Siedział bardzo cicho i słuchał ze szczególną uwagą. W końcu w cale się nie roześmiał ani nie zlekceważył jej słów.

– Ale dlaczego? – napierał Tony. – Kto chciałby się mnie w taki sposób pozbyć? W Verdun nikogo nie obraziłem, z wyjątkiem może Wiriona. Ale on niczego nie robił bez widoków na finansowe wynagrodzenie.

Szybka odpowiedź Tony'ego powiedziała Emily, że rozmyślał nad tym, choć nie ostatnio. Nie przyjął swego uwięzienia z fatalistycznym wzruszeniem ramion. Teraz wpadł na nowy pomysł.

– Wrogowie w Anglii, przypuszczam, mogliby coś takiego zaaranżować. Powiedz nam, Letty, czy masz jakichś wrogów?

Letty roześmiała się.

– NIe bądź niemądry.

– Czy mam podejrzewać, że to mój kuzyn planował przejęcie majątku? Był wtedy zaledwie dzieckiem. Mój wój Ruthven? Równie dobrze mógłbym podejrzewać o nikczemność… lorda Castlereagha.

– Dziękuję – odpowiedział lord Castlereagh. – Zaszczycił mnie pan tym porównaniem. Honor lorda Ruthvena jest rzeczywiście ponad wszelkie podejrzenia.

– Kogo zatem pani podejrzewa? – spytał Tony Emily.

– NIe podejrzewam nikogo – musiała przyznać Emily z rosnącą frustracją. – Chciałabym dostrzec jakieś usprawiedliwienie, ale to musi być usprawiedliwienie, w które bym nie wątpiła.

– Em… panno Meriton – poprawił się szybko Tony. – Czy nie sądzi pani, że już to sobie przemyślałem? Proszę mi wierzyć, miałem mnóstwo czasu, żeby rozważyć tę sprawę. I odpowiedź, obawiam się, jest prosta. A mianowicie sądzę, że nadzorca w Bitche pomylił się, po prostu głupio się pomylił i nie chciał się do tego przyznać.

Emily rozczarowana zdała sobie sprawę, że nie chcieli jej słuchać. Po niestosownej ilości żartów, zaczęto rozmawiać na bardziej frywolne tematy – o tym, co zaszło między carem i lady Jersej, o uroczystym nabożeństwie w Westminster Abbey i o planach obchodów stulecia panowania dynastii hanowerskiej. Nagle Emily dostrzegła, że gospodarz milczy i jest głęboko zamyślony.

Była zatem jedyną osobą w pełni świadomą subtelnego sposobu, w jaki dyplomata oddzielił ją i Tony'ego od reszty towarzystwa. Pretekstem była nowa miniatura, którą chciał im pokazać, lecz kiedy weszli do biblioteki, nawet nie usiłował jej wyjąć. Z pewnością Tony również zdał sobie sprawę, że chodzi o coś innego.

– Milordzie?

– Pan mi wierzy? – zawołała Emily, pełna wdzięczności za zaufanie.

– Tak, dziecko, wierzę ci – odpowiedział lord Castlereagh z uśmiechem i wskazał im krzesła.

Tony oparł się jedynie o wielkie biurko.

– Z całym szacunkiem, milordzie, czy pomysł panny Meriton nie jest raczej dziwaczny? Wiem z doświadczenia, że nawet najbardziej nieprawdopodobne sytuacje mają zwykle bardzo prozaiczne przyczyny.

– Tak, to prawda – zgodził się jego lordowska mość. I w pańskim wypadku, sądzę, odpowiedź będzie również prosta. Zdrada.

Emily nie mogła powiedzieć, czy powtórzyła to słowo szeptem, czy nie. Samo słowo wydawało się odrażające. Jej wzrok natychmiast podążył ku Tony'emu. Ujrzała, że jego twarz jest niewzruszona, lecz cała postać nie była już tak swobodna.

– Lordzie Palin, ta historia, którą pan wcześniej opowiedział – zaczął z namysłem lord Castlereagh. – Właściwie jak długo przed pańskim aresztowaniem to się wydarzyło?

– Zabrali mnie z domu tej samej nocy – odpowiedział spokojnie Tony. – Wirion uwielbiał zastraszać swoje ofiary wyciągając z łóżek ciemną nocą. – Teraz dostrzegł, ku czemu zmierza Castlereagh. – Ale, sir, wszystko, co słyszałem, było… rodzajem zdrady za pieniądze, tylko za marne pieniądze. Wirion nie ochraniałby pośredniego informatora w taki sposób.W każdym razie nigdy nie rozpoznałem tego mężczyzny.

Protesty Tony'ego jakby osłabły. Podszedł i stanął za krzesłem Emily. Przez głowę Emily przebiegła niemądra myśl – że szuka u niej jakiejś pewności czy uspokojenia – tak, jakby teraz czegoś od niej potrzebował.

– Jeśli to prawda, o czym myślę, nie mieli wyboru – powiedział lord Castlereagh. – To, co pan podsłuchał, to według pana rodzaj zdrady za pieniądze. Ale człowiek, który chce sprzedać informację jednego rodzaju, może zechcieć sprzedać inną. Rozumie pan – ciągnął – tak się zdarza, że wiem, iż w Verdun był taki zdrajca, ktoś, kogo nie jesteśmy w stanie zidentyfikować. Ktoś na tyle ważny, by żądać przysług od pańskiego generała Wiriona.

– Ale ja go nie rozpoznałem – upierał się Tony. Jego dłoń spoczywała na oparciu obok ramienia Emily. Nagle zapragnęła chwycić ją i trzymać, to dodałoby jej otuchy. To wszystko zaczynało być przerażające.