– Nie kocha jej? – powtórzył, czując, że ogłupiał.
– Nie sądzę, żeby był do tego zdolny.
Jak na Gusa, to było całkowite potępienie. Biorąc pod uwagę znaną mu zmienność nastrojów Letty, mógł kwestionować jej sąd, lecz nie sąd Gusa.
– Moja znajomość z kuzynem, jak wiesz, ograniczyła się do tego, że dwa razy pokazano mi drzwi – przyznał Tony. – Nie potrafię zbudować żadnej opinii o jego charakterze, ale fakt, że jest dla Emily cenionym przyjacielem, musi przemawiać na jego korzyść.
– Panna Meriton nieczęsto się myli, przyznaję. Ale pomyśl, Tony, ten chłopak zdobył jej przyjaźń, kiedy była jeszcze dzieckiem, z percepcją dziecka. Gdyby dziś spotkała go pierwszy raz, nie sądzę, żeby tak samo się pomyliła.
W milczeniu rozważając słowa przyjaciela, Tony nalał im obu po szklance wina.
– Próbował zerwać czyjeś zaręczyny… – powiedział w końcu, niezdolny zebrać myśli.
Gus potrząsnął głową jakby ze smutną dezaprobatą, lecz Tony zauważył, że jego oczy błyszczą figlarnie.
– … to byłby czyn godny człowieka podłego, awanturnika. Żaden prawdziwy dżentelmen nigdy by o czymś takim nawet nie pomyślał – zgodził się Gus.
– Dżentelmen stał by z boku i patrzył, jak bierze ślub… – oczy Tony'ego zamknęły się z bólu. Tej myśli również nie mógł skończyć
Gus skończył ją za niego.
– … z zimną rybą, która ceni ją tylko z powodu możliwości awansu, jakie mu przynosi.
– Nie! – krzyknął Tony, stawiając szklankę z taką siłą, że kruchy stolik zadrżał. – Jeśli Emily zdecydowana jest zmarnować sobie życie z jakimś nie zasługującym na to głupcem, może równie dobrze zmarnować je ze mną. W końcu ja ją będę cenił. I kochał. – Wypił łyk wina na odwagę. – Do diabła z dżentelmeńskim postępowaniem! Ona należy do mnie.
– Brawo! – zawołał Gus.
Jednakże pewność siebie Tony'ego nie trwała dłużej niż krótka radość Gusa.
– Boże, Gus, nie wiem, jak zalecać się do dziewczyny. Letty była przyjaciółką z dzieciństwa. Nigdy naprawdę się do niej nie zalecałem. Co mam robić? Nie mogę nawet być z nią sam na sam choćby przez dwie minuty… – Przycichł na chwilę. – Tak, mogę – ciągnął z nadzieją w głosie, choć w oczach jego wciąż czaiła się panika. – Mogę w końcu spotkać ją samą. Co do reszty, muszę mieć nadzieję, że nie odda nikomu swojego serca, jedynej rzeczy, której pragnę.
Następnego dnia Tony przyszedł do Emily z listą d'etenus trzymanych w Verdun, skompletowaną przez lorda Castlereagha. Żeby porozmawiać w spokoju, zaproponował przejażdżkę do parku. Emily studiowała listę, podczas gdy Tony lekko kierował wysoki powóz przez ulice.
– Co za człowiek! – zawołał Tony z podziwem. – Jak udało mu się zebrać tak wiele w tak krótkim czasie…?
– Znam lorda Castlereagha od lat, ale to dla mnie niesamowite – przyznała Emily. – To naprawdę przerażające. Jak mógłbyś znaleźć tego jednego człowieka wśród tylu innych?
Słońce połyskiwało w ciemnych włosach Tony'ego. Ostatnimi czasy zaczął nabierać nieco kolorów i trochę utył. POd koniec lata może z powodzeniem przybrać znowu swój zwykły wygląd – brązowego jak Cygan. Choć wcześniej zaprzeczał jej podejrzeniom, kiedy znaleziono odpowiedź na pytanie o przyczyny uwięzienia, jakby go to uspokoiło – pomyślała Emily.
Zaufanie, jakim obdarzył do lord Castlereagh i zadanie, które miał przed sobą dodało mu otuchy. Wydawał się dużo młodszy i bardziej lekkomyślny.
– My – poprawił ją Tony. – Jak moglibyśmy znaleźć tego człowieka? Lord Castlereagh nieprzypadkowo nie wykluczył ciebie z naszej małej konferencji. To przede wszystkim twoja inteligencja wskazała nam drogę. Ja teraz nie mogę nic zrobić bez twojej pomocy.
Pomimo ogromu zadania Tony wydawał się niezwykle pogodny. Zaś Emily ze swej strony postanowiła cieszyć się ostatnimi chwilami i nie pozwalać, by radość zakłóciły jakieś myśli o przyszłości. Ciężko jednak będzie odsunąć te myśli, jeśli Tony zamierza komplementować jej inteligencję.
– Może zauważyłaś – wskazał Tony zręcznie skręcając powozem – że niektóre nazwiska są już wykreślone. – W jego głosie brzmiało pytanie i pomyślała, że powinna lepiej kontrolować swój wyraz twarzy. – Castlereagh mówi, że wiedzą, iż ten człowiek zaprzestał działalności jakieś cztery lata temu. Więc ci, którzy umarli, zostali zwolnieni albo przeniesieni przedtem – są czyści. Niestety, on mówi też, że mógł zaprzestać z jakiegoś powodu.
Jeśli Tony pragnął inteligencji…
– Masz na myśli, że ten człowiek mógł wtedy opuścić Verdun, być zwolniony albo przeniesiony, albo…
– Albo być może po prostu śmierć Wiriona drastycznie zmieniła sytuację. Może to go przestraszyło. Wirion wolał raczej sobie strzelić w łeb, niż przyznać się i ponieść karę za nadużywanie władzy – powiedział Tony z satysfakcją.
– Nie zdawał sobie sprawy, jak gwałtownie się wyrażał. Emily zadowolona była, że Tony może jej powiedzieć, co myśli, bez ważnia każdego słowa, ale bezwiednie pomyślała też, że nigdy w taki sposób nie przemawiał do Letty.
– Ten człowiek mógł obawiać się, że jego powiązania z gubernatorem wyjdą na jaw – dodał.
– Rozumiem. Innymi słowy, jeśli ktoś został zwolniony przed 1810 – jest czysty, a zwolniony albo przeniesiony później – nie wiadomo.
Myśl o tym, co masz w tej sprawie do zrobienia – upominała samą siebie.
– Dokładnie. To w każdym razie niewiele zmienia sytuację. Ten, kto miał dostateczne wpływy, by uzyskać zwolnienie, uzyskał je wcześniej.
Z wyjątkiem osiemnastoletniego Tony'ego, lorda Varrieura, który nie chciał widzieć, jak angielskie pieniądze przechodzą w ręce Francuzów. Jak on wówczas wyglądał? – zastanawiała się Emily. Czasami wydawało się, że niewiele w nim pozostało z tamtego chłopca. Patrzyła na jego profil, na trochę za duży nos, na bliznę na skroni.
– Tony. A co jeśli on umarł? – Miała taką obawę. To wszystko może być na nic.
– Mógł, jak sądzę, choć w żadnym wypadku nie był stary. To pamiętam dobrze. I każdy, kto był w stanie wywieść w pole Castlereagha i jego agentów musi być bardzo sprytny, zbyt sprytny, by uwikłać się w pojedynek czy coś takiego.
Uśmiechnął się do niej, zanim z uwagą począł manewrować powozem w gęstniejącym ruchu ulicznym. Czy Emily pomyślała, że mało w nim z chłopca? Najwyraźniej Tony podszedł do całej sprawy z wielką dozą młodzieńczego entuzjazmu. Tez zapał był powodem lekkiego niepokoju, lecz Emily rozsądnie odsunęła od siebie niemiłe uczucie.
Jeśli nawet nic więcej nie wyniknie z ich rozmowy, warto było po prostu jeszcze raz pobyć razem, móc używać imienia Tony'ego bez zastanowienia się dwa razy, czy ktoś nie podsłuchuje. W towarzystwie, nawet przy Castlereagh oboje zwracali się do siebie bardzo oficjalnie. Lord Palin. Panna Meriton. Tony parę razy się potknął – przypomniała sobie.
Niestety, nie mogła wmawiać sobie, że on kierował się tym samym uczuciem co ona. Była na to zbyt inteligentna.
– Powiedz mi, Tony, co dokładnie zapamiętałeś z tej rozmowy? – spytała, próbując skoncentrować się na sprawach bieżących.
– Pamiętam głównie wrażenie. Zanim zdałem sobie sprawę, o czym oni rozmawiają, myślałem o moim własnym spotkaniu z Wirionem. – Skoncentrował się. – To był głos dżentelmena, dobrze wychowanego, ani młodego, ani starego.
– Powiedziałeś przedtem, że to był jeden z d'etenus, ale czy to nie mógł być oficer?
– Nie, nie sądzę, w każdym razie nie zawodowy. Może z milicji. Było w nim coś zbyt przypadkowego jak na zawodowego oficera. – Tony wykrzywił twarz z niesmakiem.