Выбрать главу

Sama Emily, zwykle łagodna, kiedy pomyślała o niepotrzebnej udręce Tony'ego, czuła do zdrajcy niepohamowaną wściekłość. Nie było tak bolesnej ani długotwałej tortury, która usatysfakcjonowałaby jej żądzę zemsty.

– Jakby to wyjaśnić? – spytał Tony, najwidoczniej z wysiłkiem szukając właściwych słów. – Czy chcę, żeby ten człowiek zapłacił? Tak, każdą minutę, którą spędzałem w lochach, chciałbym, żeby odcierpiał tak samo. Chcę, żeby zapłacił za każdego żołnierza i marynarza, którego zdradził – powiedział z głębokim gniewem. – Ale…

– Ale?… – spytała, spoglądając na niego.

– Mówiłaś o tym, ile mnie to kosztowało, i, wiesz, to o to chodzi. Dużo czasu zajęło mnie, zanim to sobie uświadomiłem, ale straciłem niewiele, a zyskałem… och, takie pompatyczne słowa, ale tak, zyskałem mądrość i siłę.

Emily nie sądziła, że te słowa są pompatyczne. Może to i prawda, że to, co podziwiała w Tonym, było głównie rezultatem umiejętności przetrwania tego, co do przetrwania prawie niemożliwe. W każdym razie nie możliwe. W każdym razie nie wierzyła, że nic nie stracił. Jedna rzecz narzucała się szczególnie.

Jej wzrok powędrował do miejsca, gdzie siedzieli jej brat i Letty i rozmawiali z przyjaciółmi. Zanim skarciła się za zbytnią otwartość, Tony prześledził kierunek jej spojrzenia. Przemówił cicho, lecz z zaskakującym naciskiem, prosto do jej ucha:

– Mylisz się, wiesz. Letty i ja byliśmy przede wszystkim przyjaciółmi. To nie zginęło. Prawdę mówiąc, uniknęliśmy szaleństwa, którym byłoby nasze małżeństwo. Niełatwo to przyznać, lecz mój ojciec miał rację. Byliśmy zbyt młodzi. I ona należy do twojego brata.

Emily zatrzymała się i odwróciła, żeby popatrzeć mu w twarz. Kiedy jego oczy spotkały jej wzrok, były trochę smutne, ale szczere. Samo wyznanie musiało go kosztować wiele, lecz to była prawda. Czy to możliwe, że któregoś dnia jej serce zostanie uleczone, że będzie mógł nawet jeszcze raz pokochać?

– Pomyśl tylko, Emily – powiedział nieco weselej – jeśli ten zdrajca nigdy nic nie knuł przeciwko mnie, może nigdy byśmy się nie spotkali. I to byłaby naprawdę strata.

To tylko zwykłe, konwencjonalne pochlebstwo, usiłowała przekonać samą siebie Emily. Głupsze i bardziej ekstrawaganckie pochlebstwa szeptano już jej do ucha. Jednak żadne z nich w najmniejszym stopniu nie wpłynęło na jej plus ani nie wprawiło jej w takie zakłopotanie.

Bądź rozsądna – powiedziała sobie Emily. Tony nie pozwolił sobie na nic nie znaczące flirty. Jeśli jednak jego słowa nie były bez znaczenia, to nie jest flirt. Powiedział jej tylko komplement, na który bardziej zasłużył kapitan Hottendorf. Znowu była wiernym przyjacielem, dobrym słuchaczem.

Kiedy potrzebował pomocy, ona była osobą, do której się zwrócił; samo to było już delikatnym komplementem. Wstrzymując oddech, Emily zaryzykowała jeszcze jedno spojrzenie na jej szczerą, przyjazną twarz. Och, tak, odwrócił się do niej. Jeśli kiedyś będzie w stanie znowu pokochać, z pewnością również jej zwierzy się z nadziei i niepokojów, które wzbudzi w nim ta inna kobieta.

Wkrótce dołączyli do Johna i Letty. Tony'ego natychmiast wciągnięto w dyskusję o gospodarowaniu. Dla większości zabranych konwersacja stała się potwornie nudna, ale Tony słuchał uważnie i zasypywał innych mężczyzn pytaniami. W jakim towarzystwie Tony wydawał się zupełnie swobodny.

Zrozpaczona, uświadomiła sobie, że jak tylko załatwią jego sprawy, Tony wróci do swojej posiadłości. Znalazłszy się tam, z pewnością już nie wyjedzie – uważał bowiem za obowiązek ożenić się i zapewnić swoim dobrom spadkobierców. W takim razie Emily nie będzie go widywała, może zaledwie przez parę tygodni w lecie, kiedy pojadą w odwiedziny do starego domu Letty.

Pogrążona w tak niewesołych myślach, Emily nie spostrzegła, że zbliża się do niej jeden z przyjaciół.

Był to Alan Johnstone, jeden z dżentelmenów, którzy byli świadkami, jak pan Davies opowiadał Emily o sportowych wyczynach Tony'ego, a Emily zręcznie wyparła się wszelkiej wiedzy na temat intrygującej ich osoby.

Dzięki doskonałej piwnicy pana Parkhursta, pan Johnstone był leciutko wstawiony. Palec, którym pogroził Emily przed nosem, jak zauważyła, lekko drżał, a pan Johnstone dźwięcznym głosem zapytał:

– Emily Meriton, ty mała oszustko, co ty robisz?

Rozdział jedenasty

Słowa pana Johnstone'a zostały wypowiedziane stanowczo głośniej niż trzeba. Emily przestraszyła się nagle, że być może nie była dostatecznie dyskretna. Nigdy dotąd nie wiedziała, jak to jest być bohaterką plotki, lecz obawiała się, że wkrótce się dowie.

– Co ja robię? – powtórzyła, usiłując przekształcić zadane jej pytanie w zwykłą konwencjonalną uprzejmość. – To co zwykle. Wczoraj byłam na herbacie u mojej chrzestnej mamy. Dziś z lady Meriton byłyśmy w wypożyczalni. A ty?

Nie udało się.

– Wiesz, o co mi chodzi – napierał pan Johnstone, ani trochę nie ściszając głosu. Zaczynał ściągać na siebie uwagę. – Parę dni temu nie potrafiłaś op… opisać tego człowieka tu – powiedział, wskazując Tony'ego. – Ale ja cię widziałem… ja cię widziałem tu u Georgy parę dni przedtem. Z nim. Więc chcę wiedzieć: Co ty robisz?

Wyglądało na to, że parę osób też interesowało się odpowiedzią. Nieskazitelna reputacja chroniła ją przed takimi jak to podejrzeniami, lecz Emily zdała sobie sprawę, że w wielu osobach wzbudzała tym większe pragnienie znalezienia jakiejś skazy, czegokolwiek, co splamiłoby jej dobre imię.

Emily nie wiedziała co odpowiedzieć. Zważywszy lekko nietrzeźwy stan Johnstone'a zwątpiła, iż zwykłe przeczenie wywrze jakiś skutek. Pogrążona w rozmowie Letty nie zauważyła na czas niebezpieczeństwa. Jednakże ktoś inny zauważył.

– Czy nie powinieneś zapytać raczej mnie, co ja robię – spytała Georgy pojawiając się za plecami Emily. – Emily, to miło z twojej strony, że próbujesz ochronić moją reputację, ale to też niemądrze. Powinnaś już wiedzieć, że to stracony wysiłek.

– Georgy… – zaczęła protestować Emily, ale stał przed nią ich zamroczony alkoholem przyjaciel z wyjątkową pamięcią.

– Powiedziałaś, że też go nie znasz, Georgy Parkhurst – oskarżał.

– Doprawdy, chyba nie spodziewałeś się, że przyznam się do tej znajomości, zanim ktoś nie rozpozna go publicznie, teraz wiesz? – spytała rozsądnie. – Kapitan von Hottendorf był jednakże tak wymowny, że zgodziłam się dać mu szansę poproszenia Emily o pomoc lady Meriton. Czemu nie? Czyż wszyscy w potrzebie nie zwracają się do Emily?

Pan Johnstone, który w przeszłości wylewał swoje kłopoty przed Emily, został należycie przekonany, jak również bez wątpienia wielu innych zainteresowanych. Georgy poczęła dobrodusznie żartować, a czyniła to z łatwością nabytą w latach praktyki.

Kiedy dżentelmen wreszcie się oddalił, Georgy nie pozwoliła Emily dziękować.

– Z pewnością nie pozwolę nikomu pomyśleć, że na ślepo zaprosiłam jego lordowską mość nie wiedząc, kim jest – zaszeptała z błyskiem w oku. – I pomyśleć, że strofowałaś mnie za to, że nie pilnuję mojej listy gości.

– Och, Georgy, tak mi przykro, że cię oszukałam – powiedziała pełna skruchy i wdzięczności Emily.

Nie wiedziała, jak mała plotka może jej zaszkodzić, lecz z pewnością głęboko zrani Edwarda, a tego nie chciała. Ten wielkoduszny postępek przypomniał jej, jak dobrą przyjaciółką potrafi być przyjaciółką potrafi być Georgy. Emily ciążyło wspomnienie ich ostatniego rozstania.

– Przykro mi też, że tak się na ciebie rozzłościłam, kiedy byłaś u nas ostatnio. Chociaż wiedziałam, że chcesz dobrze – przyznała Emily, wyciągając dłonie po przebaczenie.