Выбрать главу

– Chciałam dobrze? – powiedziała Georgy, jakby była oburzona. – Moja droga Emily, jeśli będziesz głośno mówiła takie niemiłe rzeczy, naprawdę zburzysz moją reputację.

Ostre słowa i głos nie zmyliły Emily. Miała tylko nadzieję, że ukryta za swoją maską Georgy zdaje sobie sprawę, jak bardzo Emily żałuje ich sprzeczki. Widocznie nie wolno jej ani dziękować, ani nic wytłumaczyć.

– Powiedz mi natomiast – zażądała Georgy – co się z tobą dzieje?

– Cóż – powiedziała Emily lekko ironicznie – twoja ostatnia rozmowa z Letty przyprawiła ją o histerię. To był ostatni moment spokoju w naszym domu.

Georgy spojrzała w miejsce, gdzie przyczyna zamieszania stała rozmawiając z dawnym znajomym. Podczas gdy podchmielony przyjaciel Emily awanturował się, Tony był zbyt daleko od niej. Kiedy zjawiła się Georgy, Tony miał już wracać, lecz najwidoczniej zawahał się na jej widok.

Jego wysoka, elegancka postać górowała nad salą. Kiedy poczuł na sobie wzrok Emily, spojrzał i posłał jej ciepły uśmiech.

– Widzę, widzę – powiedziała Georgy, nie pozostawiając cienia wątpliwości, że widzi dużo więcej.

Emily stężała, oczekując dalszego wypytywania, lecz Georgy zaskoczyła ją, obejmując ją na chwilę.

– Nie, kochana, nie rozzłoszczę cię znowu. Pozwól, że ci tylko przypomnę, że jeśli przyjdzie czas, kiedy ty będziesz szukała kogoś, kto by cię wysłuchał, cała zamienię się w słuch.

Nie, Georgy nie dała się oszukać. Wiedziała, że w spotkaniach Emily z Tonym tkwi coś więcej niż intryga, wiedziała o tym, nawet zanim Emily uświadomiła sobie prawdę. Może w końcu Emily powinna być wdzięczna, że odkrycie tożsamości Tony'ego uśmierzyło obawy Georgy, iż jej przyjaciółka chce uciec z jakimś łajdakiem.

Strach, że wszyscy mogą dostrzec jej uczucie, niezmiernie ją zdenerwował. To nie był nastrój, który wybrałaby na spotkanie jednego z dżentelmenów z listy lorda Castlereagha. Pan John Stanhope, zręcznie manewrując w jej stronę, zdołał zaprosić ją do walca, lecz teraz nie czuła się gotowa do tego spotkania.

Stanhope był dość miłym mężczyzną, choć bardziej pasowałby na polowaniu niż w sali balowej. Opinia Emily jako "dobrej" najwidoczniej go uspokajała. Przyznał, że te najpiękniejsze kobiety z towarzystwa przyprawiają go o zdenerwowanie. Ponieważ w jej towarzystwie wydawał się swobodny, Emily zastanawiała się, co myśli o jej wyglądzie.

– Nigdy nie wiem, co im powiedzieć – wyznał. – Oooop, czy to był pani palec?

– Nie – skłamała Emily ze stoicyzmem. – Pan też przebywał z dala od towarzystwa, prawda? Z pewnością bym pamiętała, gdybym już spotkała pana w Londynie.

Jej stopy z pewnością nigdy go nie zapomną.

– Co do tego ma pani rację, panno Meriton. Do zeszłego roku byłem więźniem we Francji. Zdołałem w końcu uciec dopiero w marcu ubiegłego roku.

– Uciec? No, no, jak odważnie. – Emily słyszała, że uciekł, kiedy nadeszło jego zwolnienie.

Oczywiście, ta historia zapewniała panu Stanhope więcej sukcesów u dam, niż jego zwykł opowieści o polowaniach. Dumnie wypią pierś. I z tego powodu omal nie zgubił kroku w tańcu.

– Zupełnie nie mogę połapać się w tym walcu. To całe kręcenie się w kółko przyprawia tylko o zawrót głowy. – Roześmiał się.

– Gdyby wolał pan usiąść… – zaproponowała Emily pełna nadziei.

– Nie, nie, nie chciałbym pozbawić pani przyjemności. Widziałem, jak pani lubi tańczyć. Tańczyliśmy w Verdun, oczywiście, ale nie tak.

– Verdun? – zawołała Emily z prawdziwym entuzjazmem. – Cóż, zatem musi pan znać lorda Palina. Nie wątpię, że przemówi pan na jego rzecz na przesłuchaniu.

– He? Palina? Och, tak, to znaczy Varrieura. Nie, nie osobiście, tylko ze słyszenia.

Nie zareagował jakoś na nazwisko Tony'ego, ale może, zajęta ochroną lamówki przy sukni, coś przegapiła. Powinna ciągnąć dalej.

– Och, ależ musiał pan. On też był więziony w Verdun. Jeśli coś pan o nim pamięta, wiem, że pańskie świadectwo będzie bardzo cenne.

Stanhope pod nosem odliczał "raz-dwa-trzy".

– Nie, przykro mi, nie mogę powiedzieć, żebym go sobie w ogóle przypominał.

– Jest pan pewny? To znajomy mojej szwagierki, wie pan. Teraz przyszło mi do głowy, że musi być pan tym panem Stanhope, o którym wspominał opowiadając swoje przygody.

– Wspominał o mnie? – pan Stanhope usiłował okazać nonszalancję, nawet zwątpienie, lecz Emily pomyślała, że jego głos brzmi teraz nerwowo. – Czy… czy pamięta pani, co powiedział?

– Zaraz. – Emily zacisnęła usta udając zastanowienie. Och, tak, był zdecydowanie poddenerwowany. Jeżeli będzie tak tańczył coraz gorzej i gorzej, ona niechybnie przesiądzie się na fotel na kółkach. – Już wiem. Mówił o pańskim koniu wyścigowym. Najwidoczniej opowiadał o jakimś wyścigu.

Uśmiechnęła się do niego zachęcająco i ujrzała jak z krwistoczerwonego staje się biały jak widmo. Wszystko, co Tony powiedział, to że sądzi, że Stanhope to ten człowiek, który miał bzika na punkcie koni i że posiadał jakiegoś niesłychanego konia wyścigowego. A zatem cóż takiego w jej nieśmiałej próbie pochlebstwa mogło spowodować taką reakcję?

– Może jednak przesiedzimy resztę tego tańca – zaproponował Stanhope. Cała jego energia wyparowała.

– Oczywiście. – Emily odetchnęła z ulgą równą jej ciekawości. Poprowadziła nie stawiającego oporu partnera do odosobnionej alkowy, którą wcześniej, jak widziała, opuściła Georgy. Stanhope wydawał się być nieświadomy jej obecności.

– Zawsze wiedziałem, że to się wyda – wyszeptał jakby do siebie. – Przez te wszystkie lata nikt nic nie podejrzewał.

Czyż to możliwe? Czyż z taką łatwością zakończą poszukiwania? Emily nie sądziła, aby ten polujący na lisy dziedzic miał dość inteligencji, by zajmować się szpiegostwem.

– Więc to pan jest odpowiedzialny…

– Musiałem to zrobić! – zawołał, błagając o współczucie. – Moje głupie samochwalstwo… Wirion powiedział, że postawił sto funtów na mojego konia. Gdyby koń przegrał, Wirion i tak musiałby dostać swoją wygraną ode mnie! Nie mogłem sobie pozwolić na taką stratę, tym bardziej, że już tyle wydałem na tego konia. Czy pani rozumie? Byłem o krok od kompletnej ruiny.

– A więc…

– Okulawiłem tego drugiego konia. To podłe, wiem. Nie może pani myśleć o mnie gorzej niż ja sam.

Emily z całej siły powstrzymywała się od śmiechu. Och, Stanhope był zdrajcą, tak – zdrajcą honorowego kodeksu dżentelmenów-sportowców – ale nie sprzedał Francuzom informacji i nie wysłał Tony'ego do więzienia.

Zatem kto?

* * *

Emily opisała całą scenę Tony'emu, kiedy następnego dnia przyszedł z wizytą. W wygodnym saloniku nie byli sami, lecz ostatecznie mogli porozmawiać na osobności. Gdyby Letty i jej przyjaciółka, lady Somaes przypadkowo spojrzały, zobaczyłyby, jak oboje pochłonięci są księgą z akwatintami przedstawiającymi Lake District. Lecz jak dotychczas ani Letty, ani jej przyjaciółka nie oderwały się od dyskusji na temat zalet i osiągnięć swoich dzieci.

Był to wielce szczęśliwy zbieg okoliczności, ponieważ ani Emily ani Tony nie mogli powstrzymać się od śmiechu i wątpili, by można było Lake District uznać za krainę aż tak zabawną.

– Czuję się niegodziwie, Tony. Ten biedny człowiek praktycznie szlochał. A ja mogłam myśleć tylko o tym, jak głupio to wszystko brzmi w porównaniu z tym, czego się po nim spodziewałam.

– Naprawdę biedny człowiek. Emily, czy zdajesz sobie sprawę, że Stanhope prawdopodobnie myślał, że próbujesz go szantażować?

– Próbuję co? – Sposób, w jaki oczy Tony'ego marszczyły się, gdy się śmiał, rozpraszał jej uwagę.