– Mnie zależy – przemówił głos za plecami Edwarda. – Czy mam rozumieć, kuzynie, że nie tylko porzuciłeś pannę Meriton, ale masz czelność prosić ją, by wzięła winę na siebie?
– Moja rozmowa z panną Meriton, kuzynie, jest rozmową osobistą – powiedział Edward ze złością. – Nie muszę się przed tobą tłumaczyć.
– Nie musisz – zgodził się Tony – ale z pewnością będziesz musiał wytłumaczyć się przed lordem Ruthvenem. Cóż, wytłumacz to.
Wszystko stało się tak prędko, że Emily prawie straciła orientację.
W jednej chwili Tony i Edward próbowali pokonać się wzrokiem, a w następnej Edward próbował pozbierać się z podłogi.
– Chyba złamałeś mi nos – zajęczał, siedząc wciąż w oszołomieniu na podłodze.
– Och, wątpię – odpowiedział Tony. – Tylko trochę rozkrwawiłem. Ale jutro będziesz miał wspaniale podbite oczy.
Zadowolenie z pokonania przeciwnika wydawało się walczyć z jakimś innym uczuciem. Czy on ma o mnie tak złe zdanie – pomyślała Emily – że sądzi, iż zgodziłabym się poślubić taki nędzny okaz!
Edward pozbierał się z podłogi.
– Jak ja to wytłumaczę?
– Wpadłeś na drzwi? – zasugerował Tony, podając kuzynowi chusteczkę. – Bądź pewien, że imię panny Meriton w ogóle nie figuruje w twoim tłumaczeniu. Chyba, że zależy ci na powiedzeniu prawdy? Myślę, że nie. Do widzenia, kuzynie. – Odprowadził Edwarda do drzwi salonu i zamknął je za nim.
– Wiedziałeś – powiedziała oskarżycielsko Emily ze swojego miejsca na sofie.
– Tak, Letty powiedziała mi o tobie i Edwardzie.
– Po takiej scenie jak ta, muszę wydawać się patentowaną idiotką. Nie zawsze taki był – próbowała wyjaśnić. – Albo, jeśli był, udawało mu się to ukrywać przede mną. Byliśmy takimi dobrymi przyjaciółmi. – Nagle dotarła do niej niezwykłość nagłego zjawienia się Tony'ego.
– Co cię tu sprowadziło, Tony? Wiedziałeś, co on zrobi?
– Nie, nie miałem pojęcia, że może być taki głupi. Bałem się, że mimo wszystko zamierzasz wyjść za niego. – Podszedł i usiadł obok niej na sofie, ale nie patrzył na nią. – Zamierzałem to przerwać, jeśli bym mógł.
Nagle w salonie zapanowała niewiarygodna cisza. Emily bardzo spokojnie odpowiedziała:
– Nie, nie zamierzałam wyjść za niego, choć nie wiem, czy powiedziałabym mu to dzisiaj.
– Bo już go nie szanujesz?
– To też, ale głównie dlatego, że uświadomiłam sobie, że jeśli przyjdzie pokochać, to tylko prawdziwego człowieka – w każdym razie, jeśli chodzi o mnie. Nie zadowolę się niczym pośledniejszym.
– Och. – Głos jego zabrzmiał rozczarowaniem. – Rozumiesz, miałem nadzieję, że jeśli szukasz człowieka, którego bardzo lubisz i który jest dobrym przyjacielem, żeby spędzić z nim życie, mogłabyś spędzić je ze mną.
Emily próbowała zrozumieć, co kryje się za tą propozycją, lecz on trzymał twarz odwróconą. To była ta propozycja, o której marzyła, ale czy przedstawił ją z tych samych głupich powodów, które doprowadziły ją do przyjęcia Edwarda?
– Jednak namiastka nie wystarczy, prawda? – spytał Tony.
– Powinieneś był sam się dość szybko o tym przekonać – powiedziała Emily, bliska łez. – Szczególnie z Letty, żeby przypomnieć coś z twojego podwórka. Może z czasem znajdziesz kogoś, kogo pokochasz lepiej niż kochałeś Letty.
– Już znalazłem – powiedział Tony, w końcu zwracając ku niej twarz. – Nie jesteś namiastką, Emily. Nigdy nie mogłabyś być. Letty i ja byliśmy dziećmi, zbyt młodymi, by wiedzieć, czym naprawdę jest miłość. Teraz wiem – i to ciebie kocham. Nie widzę żadnego powodu, dla którego chciałabyś choć dwa razy na mnie spojrzeć, ale jeśli sądzisz, że z czasem mogłabyś…
Emily poczuła, jakby serce w niej miało eksplodować. Przełykane łzy sparaliżowało jej gardło.
– Nie? – powiedział ze smutnym uśmiechem, przygotowany na to, by wstać.
– Tak! – zawołała Emily nienaturalnie głośno. Zbyt długo zmuszała się do ukrywania swoich prawdziwych uczuć. Dłużej już tego nie potrafiła, nie wobec Tony'ego.
– Chcę powiedzieć, że nie muszę czekać, Tony, i kocham cię naprawdę, i jeśli mnie chcesz…
Teraz Emily zrozumiała, co miała na myśli Georgy mówiąc, że ona jaśnieje. Tony wyglądał tak, jakby w jego wnętrzu zapaliło się światło. Ona prawdopodobnie też, choć jej światło było nieco wilgotne. Łzy popłynęły strumieniem.
Tony wstał i pociągnął ją za sobą.
– Jeśli ciebie chcę…? Och, chcę, chcę ciebie. Co to jest? To nie czas na łzy. – I przyciągnął ją do siebie i objął.
– Zawsze płaczę, kiedy jestem szczęśliwa – powiedziała Emily.
– Ale musisz na chwilę przestać – nalegał Tony – żebym mógł cię należycie pocałować.
Emily natychmiast przestała płakać i uniosła ku niemu twarz. Była, mimo wszystko, bardzo rozsądną dziewczyną. Lecz, jak kiedyś wnikliwie zauważył Tony, była w stanie dla kogoś, kogo prawdziwie kochała, posłać w diabły przyzwoitość.
Dzień siódmego lipca 1914roku upłynął pod znakiem publicznego nabożeństwa dziękczynnego za zwycięstwo sprzymierzonych; tłumy napłynęły do Katedry Św. Pawła, by się modlić, podziwiać nawzajem swoje toalety i wypatrywać, czy jacyś królewscy goście nie zostali w mieście. Wellington wrócił do domu i już samo to wydawało się dostatecznym powodem do świętowania.
Ze spraw prywatnych Gazette zanotowała zaręczyny panny Emily Meriton z markizem Palinem. Panna Meriton osobiście napomknęła potem narzeczonemu, że to doprawdy bardzo dziwne uczucie – tyle przeżyć i zakończyć tam, gdzie się zaczęło, wciąż jako narzeczona lorda Palina.