Выбрать главу

– Saro! Proszę cię! Co się dzieje? – Prawie przez minutę stał pod drzwiami, lecz nie doczekał się odpowiedzi. Znowu szarpnął klamkę i w końcu z całej siły kopnął butem w drzwi. – Saro! Na pewno tam jesteś! Otwieraj zaraz! Znowu się dąsasz z powodu wspólnej sypialni? Saro?

Stał po ciemku pod drzwiami i czekał. Z jakiegoś powodu Sara nie miała zamiaru odpowiedzieć, nie zamierzała też otworzyć drzwi. W przechowalni naczyń stołowych na dole był zapasowy klucz. Na szczęście robotnicy nie zdążyli jeszcze założyć zasuw do drzwi, więc z łatwością je otworzy. Zmęczony i zły zszedł na dół, przeszedł przez hol i wszedł do kuchni.

Była w niej jeszcze Kitty. Kroiła właśnie wołowinę na jutrzejsze śniadanie. Był też Dżentelmen Jack i nowy parobek, John Geumisa, drobny, włochaty Zulus, który pracował przedtem u Jana Branda w Bloemfontein. Widząc Barneya, obydwaj Murzyni odłożyli kubki z herbatą i stanęli na baczność. Nieco przestraszeni okazali mu szacunek i pozdrowili słowami:

– Dzień dobry, panie Blitzboss, proszę pana.

– Proszę klucz do głównej sypialni – powiedział Barney.

Kitty odłożyła nóż, wytarła ręce w fartuch i zniknęła w przechowalni. Barney czekał na środku podłogi wykładanej biało-niebieskimi kafelkami. Był spięty, mięśnie ramion drgały mu ze zdenerwowania, a Dżentelmen Jack i John Geumisa wpatrywali się w niego w milczeniu. Na stole stały białe emaliowane kubki z gorącą herbatą, były też na nim inne przedmioty: guziki, nitki, karty do gry, zapałki i niebieska, papierowa paczka tytoniu. Swym wejściem Barney zakłócił jakiś ustalony porządek.

– Proszę – powiedziała Kitty, wręczając Barneyowi klucz. Barney spojrzał na niego i ścisnął mocno między palcami.

– Wszystko w porządku, panie Blitz? – zapytała Kitty, tonem, który wskazywał na to, że nie oczekiwała odpowiedzi.

– Dziękuję, Kitty – powiedział Barney. – Wracaj do pracy. Wy też wracajcie do swoich zajęć, Jack.

– Tak, proszę pana, panie Blitzboss.

Kiedy Barney był już przy drzwiach, Kitty powiedziała nieśmiało:

– Widziałam dzisiaj rano pana Ransome, panie Blitz. Poznałam go, gdy przyjechał do Klipdrift.

Kitty spuściła głowę owiniętą czarno-czerwoną chustką. Jej złote, okrągłe kolczyki kołysały się w powietrzu.

– Wszystkiego mi nie powiedział, proszę pana. Ale wytłumaczył, dlaczego tu przyjechał. I powiedział jeszcze, że przykro mu z powodu takiego obrotu spraw.

Barney położył rękę na ramieniu Kitty.

– Chyba wiem, co mi próbujesz powiedzieć – rzekł. – Ale wiesz przecież, że powinnaś zachować to tylko dla siebie.

– Tak, proszę pana. Wiem.

Barney po raz kolejny wszedł na górę po spiralnych schodach. Miał klucz i ściskał go tak mocno, że ręka zrobiła się czerwona. Zanim włożył klucz do dziurki, spojrzał na swoją dłoń i zamyślił się. Co by chiromanta z niej wyczytał? Linia klucza? Linia pokazująca, które drzwi się otworzą, a które zamkną, za którymi drzwiami jest szczęście, a za którymi łzy?

Najgorsze było to, że domyślał się, dlaczego Sara nie chce go wpuścić do środka. Jeśli Nareez podsłuchała jego dzisiejszą rozmowę z panem Ransome, na pewno wszystko powtórzyła Sarze. A jeśli Sara dowiedziała się, że nadal kocha kobietę Griąua, kobietę, która dała mu jedynego syna, jej angielska duma została z pewnością urażona i na darmo będzie się starał ją przekonać. Jak wszystkie dziewczyny w Kolonii, Sara była wytrzymała na ból, ataki tubylców i malarię, lecz mdlała i potrafiła zamknąć drzwi, jeśli obrażono jej uczucia.

– Saro! – krzyknął Barney. – Mam klucz i wchodzę.

Przekręcił klucz w zamku i pchnął drzwi. Sara wepchnęła krzesło pod klamkę, lecz niezbyt mocno, więc wystarczyło jedno energiczne pchnięcie i krzesło przewróciło się. Otworzył szeroko drzwi i wpadł do środka.

Sara siedziała na łóżku z prześcieradłem podciągniętym pod szyję. Oczy miała szeroko otwarte z oburzenia i z gniewu. Obok niej siedziała Nareez. Jej włosy ukryte były pod perkalowym czepkiem i wyglądała na równie przerażoną.

– Nie masz prawa! – pisnęła Sara.

– Nie mam prawa? – ryknął Barney. – Zbudowałem ten dom, bo harowałem jak wół. A ty mi mówisz, że nie mam prawa?

– Nie po tym, co Nareez dzisiaj usłyszała. Przywiozłeś mnie tutaj podstępem. Uwierzyłam ci, że mnie kochasz. Okłamałeś mnie. Oszukałeś. A ja tobie zaufałam.

– No pewnie – odgryzł się Barney. – To był tylko taki żart. Przejechałem ponad pięć tysięcy mil do Durban, żeby się trochę rozerwać. Czasami mnie zadziwiasz, Saro. To zupełnie nieprawdopodobne! Wczoraj nie chciałaś ze mną spać. Dzisiaj twierdzisz, że cię okłamałem, że cię nie kocham. Czego ty chcesz? Co mam ci powiedzieć? Myślałem, że wystarczy, gdy powiem to w kościele i w świątyni. Powiedziałem, że chcę ciebie wziąć za żonę, że będę cię kochał i opiekował się tobą. Przyrzekałem ci miłość! Rozumiesz, co to znaczy? A teraz mówisz mi, że mi nie wierzysz? Że wątpisz w szczerość moich intencji?

– Powiedziałeś temu księdzu, że ciągle kochasz Natalię. – Głos Sary drżał.

– Skąd wiesz? – wrzasnął Barney.

– Co to za różnica? – powiedziała Sara rozdrażnionym tonem. – Od Nareez.

– Nareez – kiwnął głową Barney. – Przeklęta Bengalka.

– Chciała mnie tylko obronić. To wszystko – zaprotestowała Sara. – Nie możesz jej za to winić. Mijała świetlicę i usłyszała przypadkiem. Tak mi mówiła.

Barney obszedł łóżko i stanął w odległości zaledwie kilku centymetrów od Nareez. Niania podciągnęła kołdrę aż pod szyję i wpatrywała się w niego w trwodze.

– Znam kobietę o imieniu Natalia – powiedział Barney, tym razem dużo spokojniej – i wiele lat temu kochałem ją. A ty sama, czy nie kochałaś nikogo przede mną? A ten młodzieniec z Eton?

Sara spojrzała mu prosto w oczy, po czym spuściła wzrok.

– Nie wiedziałam przecież, że po mnie wrócisz. Nie wiedziałam też, że biedny Trevor umrze.

– To prawda – zgodził się Barney. – Ale to samo, co ty czułaś do Trevora, ja czułem do Natalii. Reszta to zwykłe plotki, złośliwe przekręcanie cudzych rozmów.

– Nie masz prawa! – zawołała Nareez. – To same oszczerstwa! Usłyszałam tę rozmowę przez przypadek, drzwi były otwarte. Jeśli nie zamykasz ich tak jak trzeba, to nie dziw się potem, że ktoś coś usłyszy. To jest otwarty dom.

– Otwarty dom, tak? – ruszył do ataku Barney. – Myślisz, że możesz sobie chodzić, gdzie się tobie podoba, podsłuchiwać cudze rozmowy i wtrącać się do nie swoich spraw?

– Panna Sara jest pod moją opieką. Mam obowiązek ją chronić.

– Nie przerywaj mi, wstrętna, tłusta babo. Wyłaź zaraz z mojego łóżka i żebym cię tu więcej nie widział!

– Barney, to straszne! – krzyknęła Sara. – Biedna Nareez chciała tylko…

– Wynoś się z mojego łóżka! – ryknął Barney. – Zabieraj się stąd, ty wielka, gruba, śmierdząca babo!

Doprowadzona do wściekłości Nareez odrzuciła kołdrę, chwyciła swoje powyginane na wszystkie strony pantofle i ruszyła w kierunku drzwi.

– Nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa, ty diable! – krzyknęła, grożąc mu palcem. – To dopiero początek! Wiem, co usłyszałam pod drzwiami salonu. Wiem, co powiedziałeś o tej dziewczynie! Panna Sara jest pod moją opieką. Pielęgnowałam ją od urodzenia i ani ty, ani nikt inny nie skrzywdzi jej! Dopilnuję tego!

Barney wziął głęboki oddech.

– Masz natychmiast opuścić moją sypialnię, Nareez – powiedział głosem, który drżał jak linia telegraficzna pod rosnącym stopniowo napięciem. – Masz opuścić moją sypialnię i żebym cię tu więcej nie widział, nigdy więcej tu nie wchodź. I jeszcze jedno. Odtąd nie będziesz nazywać pani Blitz panną Sarą. Dla ciebie jest odtąd panią Blitz i tak masz się do niej zwracać. Poczekaj, jeszcze jedno. Masz teraz zejść na dół i powiedzieć Kitty, żeby tu przyszła zmienić pościel. Powiedz jej, że została zabrudzona.