– Nie – zaprzeczyła. – Nie dla mnie. Dla mnie jesteś właścicielem ogromnej kopalni diamentów i milionerem. Jesteś też wspaniałym i czułym kochankiem. Myśl o tych dwóch rzeczach, kiedy będziesz rozmawiał z Joelem. Pamiętaj o tym, że jesteś równocześnie silny i wrażliwy. Wtedy nie przyjdzie ci nawet na myśl, żeby go skrzywdzić. Będzie ci go po prostu żal.
Drzwi kuchenne otworzyły się gwałtownie i do środka wszedł Dżentelmen Jack. Gdy zobaczył Barneya i Mooi Klip, zawahał się, a kiedy Kitty rzuciła mu ukradkiem ostrzegawcze spojrzenie, skierował się ku spiżarni.
– Jack! – zawołał Barney, nie patrząc na niego.
– Tak, panie Blitzboss – powiedział Jack i zastygł w bezruchu niczym pies myśliwski, który zobaczył nagle zająca.
– Jack, zdarzyła się dziwna rzecz.
– Co takiego, panie Blitzboss?
Barney wyprostował się na krześle, nadal omijając go wzrokiem.
– No cóż, wygląda na to, że ktoś znalazł diament na moich terenach, całkiem duży diament.
– Tak, panie Blitzboss?
– Nie musisz udawać głupka, Jack. To nie kółko teatralne w Kimberley. Słyszałem, że na gwałt potrzebują tam Murzyna, który zagrałby w przedstawieniu bożonarodzeniowym pt. Robinson Crusoe.
Dżentelmen Jack milczał. Stał tylko wyprostowany ze zbaraniałym wyrazem twarzy i położył kapelusz na statywie do suszenia naczyń.
– Nie lubię karać ludzi za niewinne błędy, które popełnili, Jack – kontynuował. – Uważam, że każdy ma prawo do popełnienia jednego czy dwóch błędów. Sam je robię (w tej chwili Mooi Klip ścisnęła go za rękę). Lecz kiedy w grę wchodzi kradzież, to co innego. Ludzie, którzy kradną, nie przestrzegają ósmego przykazania, które Pan Bóg zostawił Mojżeszowi. To wszystko.
– Tak, proszę pana – powiedział Dżentelmen Jack niepewnym głosem.
– Więc kiedy okazuje się, że ktoś znalazł diament na obszarze, który należy do mnie, całkiem duży diament, i skoro nikt mi go jeszcze nie pokazał mimo to, że jestem tu, w Vogel Vlei, już od kilku dni, no cóż, nie pozostaje mi wtedy nic innego jak uznać, że ten, kto go znalazł, ukrywa go przede mną.
– Też tak myślę, proszę pana – powiedział Dżentelmen Jack.
– Nie prosiłem cię o komentarz, nie obchodzi mnie też, co myślisz – powiedział Barney nieprzyjemnym tonem. – Proszę cię jedynie o to, żebyś przekazał osobie, która ukrywa przede mną diament, że mam zamiar przeszukać ten dom od piwnicy po strych i że zrobię wszystko, żeby go znaleźć, nawet jeśli będę musiał odrywać podłogi.
– Nie wiem, kto go wziął, proszę pana. Naprawdę – powiedział Dżentelmen Jack.
Barney szybko się odwrócił i spojrzał mu prosto w oczy.
– Wiem, że ci zapłacił za trzymanie języka za zębami, Jack. Wiem też, że boisz się utracić pracę. Ale chcę ci powiedzieć jedną rzecz. Mam wystarczające dowody, żeby obciążyć cię winą za zniknięcie diamentu, więc jeśli mi nie pomożesz i nie powiesz całej prawdy, to każę cię powiesić na drzewie, w surducie lub bez.
Dżentelmen Jack sięgnął po kapelusz i zrobił głupią minę. Był wyraźnie wystraszony
– Tak jest, szefie.
– Mam nadzieję, że zrozumiałeś – powiedział Barney.
Przez chwilę trwała nieznośna cisza. Dżentelmen Jack szarpnął wreszcie za klamkę i już go nie było.
Gdy wyszedł, Mooi Klip wstała i pocałowała Barneya w czoło.
– Ja też muszę już iść.
– Przecież jest już ciemno.
– Zatrzymałam się u znajomych w Kimberley. Jutro rano wracam do Klipdrift.
– Wkrótce przyjadę, żeby się z tobą zobaczyć. Obiecuję.
– Nie obiecuj, Barney. Pomyśl tylko o miłości, którą kiedyś żyliśmy, i o dziecku, które się z niej narodziło. To wystarczy.
– Natalio, nie odchodź.
– Muszę, Barney.
– Nie odchodź. Zostań ze mną dziś wieczorem.
– Być może nasze gwiazdy mówią, że bylibyśmy ze sobą szczęśliwi, mój almanach tak właśnie mówi. Lecz gwiazdy to nie wszystko. Ważniejszy jest czas, no i okoliczności.
– Nauczyłaś się już kilku długich słów.
– Pan Ransome mnie nauczył. Powiedział, że „to zależy od okoliczności".
– Tak – powiedział Barney, sięgając po jej dłoń. – Myślę, że pan Ransome ma rację.
Mooi Klip pocałowała go jeszcze raz, niezwykle czule.
– Ek hetjou lief, Barney, wat ookal gebeur.
Joel prawie zasypiał, kiedy usłyszał nieśmiałe pukanie do drzwi. Otworzył jedno oko i nasłuchiwał. Pokój był ciemny i jeszcze ciepły od słońca, które zachodziło właśnie nad stepem. W powietrzu rozlegał się śpiew ptaków, które gromadnie oblegały pobliskie drzewo. Pukanie powtórzyło się, po czym usłyszał szept:
– Panie Blitzboss, to ja, Jack. Musi mi pan otworzyć drzwi, panie Blitzboss.
– Jack? – zdziwił się Joel. – Co chcesz, do diabła? Zasypiam.
– Przepraszam, panie Blitzboss, ale to pilne.
– No to wejdź. Otwarte.
Dżentelmen Jack otworzył drzwi, szybko wszedł i z powrotem je zamknął.
– Panie Blitzboss, jesteśmy w tarapatach.
– W jakich tarapatach? Podaj mi szklankę wody, proszę. Jack podał mu wodę i stanął przy jego łóżku. Czekł, aż się napije, przestępując ze zdenerwowania z nogi na nogę. Joel podał mu pustą szklankę.
– Co jest takie pilne, że musiałeś mnie budzić? – zapytał Joel.
– Chodzi o diament, panie Blitzboss. Pan Barney się dowiedział.
– Dowiedział się o czym? Co ty mówisz? Dowiedział się, że ktoś go znalazł czy że my go mamy?
– Dowiedział się wszystkiego, proszę pana. Wie, kiedy został wykopany, ile waży i że prawdopodobnie pan go gdzieś ukrył, proszę pana.
Joel usiadł na łóżku.
– Kto mu powiedział? Ty? Obetnę ci te twoje głupie, czarne uszy, jeśli to ty!
– To nie ja, proszę pana. To ta dziewczyna Griąua, Natalia Marneweck. Ona tu była dzisiaj po południu, proszę pana. Rozmawiała z panem Barneyem.
– A niech to diabli – złościł się Joel. – To kuzynka Kitty, no nie? Czy coś w tym rodzaju. Ta diabelna Natalia. Co ona tutaj robiła? Nie wiedziała, że Barney się ożenił?
– Nie wiem, proszę pana.
– Pewnie wiedziała – powiedział Joel. – Przez to Barney stał się tylko bardziej atrakcyjny. Ta Murzynka zawsze była taka pyszna, zawsze wyciągała rękę po zakazany owoc.
Joel z trudem wygramolił się z łóżka, chwycił swoją laskę i podszedł do stojącej przy ścianie brzydkiej palisandrowej komody. Wyjął mały mosiężny kluczyk z kieszonki w kamizelce i otworzył drugą szufladę od dołu. W szufladzie leżał olbrzymi trzystupięćdziesięciokaratowy diament, owinięty w niebieską jedwabną chustkę..Dżentelmen Jack rzucił na niego niespokojnie okiem.
– Pan Barney powiedział, że przeszuka dorn, proszę pana. Od góry do dołu. Powiedział, że wyrwie podłogę.
Joel podniósł diament i trzymał go mocno w dłoni. Ściskał go tak każdego dnia, począwszy od tego, w którym Dżentelmen Jack przyniósł mu go z kopalni. Czasami, kiedy dokuczał mu ból w biodrach i nogach, tak że nie mógł zasnąć, siadał przy oknie w swoim fotelu z wysokim oparciem, oplatając dłońmi swój diament. Czuł, jak powoli pochłania ciepło jego ciała. To był jego diament, tylko jego. Nikt inny nie był w stanie zrozumieć tajemniczego piękna i blasku, którym promieniał. Nie był w stanie pojąć tych migających marzeń, które w niepojęty sposób krystalizowały się wewnątrz. Joel całował go i lizał, przyciskał do serca. Czasami nawet zamykał oczy i pieścił nim swój członek, podniecając się na myśl o bogactwach i ślicznych kobietach.
– Powiemy, że Kitty kłamie – powiedział Joel.
– Kłamie, proszę pana? Ale po co by miała kłamać?