Z dołu dochodził go śmiech służby przeszukującej płaszcze i buty w szafie na korytarzu. I pomyśleć, że było jeszcze coś takiego, z czego można się było śmiać. I pomyśleć, że dla czegoś warto było jeszcze żyć. Zerwał się i poczłapał do szafy. Otworzył ją. Musiał się przecież ubrać na kolację, nie chciał, żeby jakiś służący zobaczył zakrwawione bandaże na jego udzie. Zastanawiał się, czy będzie miał odwagę siedzieć przy stole z diamentem w nodze, jeść zupę, dziczyznę i słodki pudding, udając, że słucha bezmyślnej paplaniny Sary na temat pysznych galaretek, które jadała w Durban. Zastanawiał się, czy będzie musiał wymiotować.
Sypialnia zaczęła się chwiać i musiał szybko usiąść, żeby nie upaść.
Kiedy Sara zeszła na kolację, wyglądała jak europejska księżniczka. Nosiła kobaltowoniebieską suknię, a jej ciemne włosy związane były trzema rzędami pereł z Oceanu Indyjskiego. Ku zaskoczeniu wszystkich, dekolt sukni był bardzo głęboki, tak że widać było różowe obrzeże brodawek, a ozdabiał go szmaragdowo-diamentowy krzyżyk, który spoczywał w zagłębieniu między piersiami i wskazywał, że właśnie tutaj należało szukać skarbu. W powietrzu unosiły się zapachy drogich, odurzających perfum, olejków wonnych, wetiwerowych oraz różanych. Usta miała pomalowane na czerwono.
Gdy weszła do pokoju gościnnego, Barney we fraku i pod czarnym krawatem, odstawił drinka i wstał. Kiedy wyciągnął do niej ramiona, chętnie podeszła i pocałowała go w policzek.
– Wspaniale dzisiaj wyglądasz – powiedział z nie ukrywanym zachwytem.
– Czyż nie zawsze wyglądam wspaniale?
– Oczywiście, że tak. Ale dzisiaj szczególnie.
Pocałowała go jeszcze raz i ręką w niebieskiej rękawiczce starła szminkę z jego policzka.
– Ubrałam się dla ciebie. Tylko w ten sposób mogą pokazać, jak bardzo mi przykro.
– Nie musi ci być przykro. To ja powinienem cię przeprosić. Zachowałem się jak goryl.
Sara usiadła na sofie, podtrzymując swoją rozłożystą suknię. Jej brzegi ozdobione były jedwabną wstążką w nieco ciemniejszym niebieskim kolorze oraz tuzinami drobnych pereł przyszytych w ten sposób, że tworzyły kwiaty. Stopy miała gołe, co Barney ze zdumieniem odczytał jako prowokację.
– Chyba za wiele od ciebie oczekiwałam – powiedziała. – Na pewno za dużo sobie obiecywałam po przyjeździe do Kimberley. Dla dziewczyny takiej jak ja szokiem było odkrycie, że nie istnieje tu prawie żadne życie towarzyskie. Jest tu tylko kilka osób z angielskich firm badawczych i nie ma kogo zaprosić na podwieczorek o piątej.
– To się zmieni prędzej, niż myślisz – powiedział Barney, który stał odwrócony plecami do ozdobnego, marmurowego kominka. – Harold Feinberg mówi, że miasto szybko się rozrośnie i atmosferą będzie przypominało wyrafinowany londyński West End. To kwestia jednego lub najwyżej dwóch lat. Wtedy życie towarzyskie będzie tu kwitło i wszyscy w Durban będą ci zazdrościć.
– Jestem pewna, że masz rację – uśmiechnęła się Sara. – Niezależnie od wszystkiego, pragnę być twoją oddaną żoną. Przepraszam za te niemądre kłótnie. Nareez prosiła, żebym przekazała, że jej też jest przykro. Ona wie, że ja się bałam. W końcu to dzikie miejsce! A ona chciała tylko mnie chronić. Ochraniała mnie przez całe życie.
Barney wziął Sarę za rękę i przycisnął ją do swojego policzka. Popatrzył jej prosto w oczy i depresja, w której był pogrążony od wizyty Mooi Klip, zaczęła go nagle opuszczać. Być może Sara była mimo wszystko trafnym wyborem i dobrym materiałem na żonę. Być może wszystkie te awantury wynikały po prostu z tęsknoty za domem i spóźnionych nieco obaw przed nocą poślubną.
– Po kolacji możemy udać się na spoczynek – zaproponowała Sara i lekko się zarumieniła. Barney pochylił się i pocałował ją najpierw w czoło, potem w policzki i w końcu w usta.
– Nie zostanie mi ani trochę szminki – szepnęła.
– Czy istnieje jakiś lepszy sposób, żeby się jej pozbyć? Właśnie w tej chwili wszedł ich nowy lokaj Horacy. Miał na sobie źle dopasowane bryczesy oraz brązowy udrapowany strój do konnej jazdy. Przyniósł słodką sherry na srebrnej tacy, po czym wycofał się z pokoju, idąc tyłem i skrzypiąc butami.
– Myślę, że Horacy słyszał coś na temat rodziny królewskiej – powiedziała Sara. – Bez przerwy się kłania, kiedy mnie widzi, i nigdy nie odwraca się do mnie plecami. To dosyć osobliwe, nie sądzisz? Ale nie chciałabym go rozczarować.
Wypili, wznosząc cichy toast za siebie nawzajem, a Barney podziękował Bogu za zmianę, jaka dokonała się w Sarze. Przez wiele miesięcy trudno mu będzie zapomnieć o miłości, którą czuł do Mooi Klip, lecz jeśli Sara zawsze będzie tak piękna i ponętna jak w tej chwili, nie będzie tak strasznie cierpiał.
– Straszne dzisiaj zamieszanie w całym domu – zauważyła Sara. – Pytałam Nareez, ale powiedziała, że nie wie, nie była pewna. Mówiła, że pewnie czegoś szukają. Co takiego mogliśmy zgubić, że w całym domu takie poruszenie? Nic z tego nie rozumiem.
– Hmm – mruknął Barney, przeczesując palcami kędzierzawą czuprynę. – To długa historia.
– Bardzo bym chciała ją usłyszeć, szczególnie że to mój własny dom jest przewracany do góry nogami.
Barney sam nie wiedział, dlaczego nie miał ochoty powiedzieć Sarze. Prawdopodobnie nie do końca jej ufał. Nie miał żadnego konkretnego powodu, żeby jej nie mówić. W zasadzie miała prawo wiedzieć. Mimo to wahał się i bronił przed wyjawieniem jej prawdy.
– Chodzi o to – zaczął – że zgubiłem coś bardzo cennego. Przynajmniej mam nadzieję, że zgubiłem, a nie zostałem okradziony. W każdym razie zarządziłem poszukiwanie, o którym wszyscy już wiedzą, i mam nadzieję, że ktokolwiek ten przedmiot ukrywa, będzie zmuszony go oddać, a jeśli nikt go nie ukradł, to prawdopodobnie w niedługim czasie zostanie odnaleziony.
Sara rozejrzała się wokoło i wydawało się, że ma ochotę zaapelować do tak samo jak ona zawiedzionej, niewidzialnej publiczności.
– Doprawdy, kochanie, powinieneś zostać zarządcą. Od obiadu, na który tata zaprosił Henry'ego Barkly, nie słyszałam tak długiej, a przy tym tak mało konkretnej mowy. Po pierwsze, nie powiedziałeś mi, co to za cenny przedmiot, jak go zgubiłeś i czy opłacało się go ukraść.
– No cóż… – zaczął Barney, lecz w tej właśnie chwili w drzwiach pojawił się Joel. Miał na sobie nową śnieżnobiałą koszulę oraz żakiet, lecz widać było, że jest wykończony. Barney poczuł, że serce bije mu teraz wolniej niż zwykle. Joel wpatrywał się w niego, opierając się całym ciałem na swojej lasce. Najwyraźniej czekał, aż Barney skończy przerwane w połowie zdanie.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – chrapliwym głosem odezwał się Joel. – Podobnie jak Sara, ciekaw jestem, co to za przedmiot. Przecież nie możemy ci pomóc w szukaniu, nie wiedząc, co to jest.
– Tak, to prawda – powiedziała Sara. – Bawisz się z nami w kotka i myszkę, kochanie.
– Napij się – powiedział Barney, kierując te słowa do Joela. – Dobrze ci to zrobi.
Joel z ogromnym trudem podszedł do najbliżej stojącego fotela i usiadł.
– Dziękuję – powiedział, wykrzywiając twarz z bólu. – Noga strasznie mi dzisiaj dokucza. To chyba pogoda. Ciśnienie spada, a ja już zdycham.
– Czy to list? – zapytała Sara.
– Jaki list? – zdziwił się Barney.
– Ten zgubiony czy ukradziony przedmiot! Ta cenna rzecz, której wszyscy szukają! Listy są zawsze cenne, prawda? Szczególnie miłosne, można nimi przecież szantażować.
– Nie, to nie jest list. – Uśmiechnął się Barney, wyraźnie rozbawiony. – Nie umiem pisać listów miłosnych, nie mam w tym zbyt wielkiej wprawy.
– A może to coś z biżuterii? – zastanawiała się głośno Sara. – Szpilka do krawata albo spinki do mankietów?