Wyszedł z sypialni, zostawiając za sobą lekko uchylone drzwi. Na drugim końcu korytarza zobaczył w ciemnościach Nareez. Indyjska niania zniknęła, nim zdążył cokolwiek powiedzieć, lecz zapach jej perfum unosił się w powietrzu jak niespokojny duch.
– Nie wiedziałam, że duchowni umieją gotować – powiedziała Mooi Klip, siadając wygodnie w tanim, lakierowanym fotelu przy matowej lampce naftowej.
– Nie ma tego zbyt wiele – powiedział Hugh. – Gotowana wołowina i kluski z cebulą to wszystko, na co mnie stać. Może trochę herbaty? Albo kawy?
– Później – odpowiedziała Mooi Klip. – Chodź tu i usiądź przy mnie. Tak się napracowałeś, zęby wszystko przygotować.
– Trochę się martwiłem o kluski – powiedział Hugh, patrząc na resztki obiadu na małym stole jadalnym. Zmarszczył brwi. – Przedtem robiłem je tylko dla siebie, a przecież kiedy gotuje się tylko dla siebie, nie trzeba się tak bardzo przejmować, czy wszystko się uda. Udały się, prawda?
– Oczywiście – uśmiechnęła się Mooi Klip, ujmując go za dłoń. – Były bardzo dobre.
Hugh wyglądał na zadowolonego z siebie. Przyniósł jedno z krzeseł i postawił je obok fotela Mooi Klip. Hugh i Mooi Klip bardzo się ostatnio do siebie zbliżyli. Wybierali się razem na pikniki, zabierając też Pietera, siadywali na szczytach małych pagórków o barwie siana, spoglądali w dół na dolinę i rzekę Vaal, a chmury nad nimi przesuwały się jak dym z niewidzialnych pociągów. Kiedy powietrze robiło się gorące, siedzieli tylko pod szeroką parasolką i patrzyli na krople potu spływające im po twarzach. Byli na balu przebierańców zorganizowanym przez prezbiterianów. Spacerowali, trzymając się za ręce, raz nawet pojechali odwiedzić Coena Boonzaiera na jego farmie. Coen przyjął ich życzliwie i wesoło, poczęstował nawet Hugha fajką.
Hugh odmówił, ale z uśmiechem.
Teraz, kiedy Elretha dostała wolny wieczór, Hugh zaprosił Mooi Klip na obiad, przystroił stół polnymi kwiatami, były nawet serwetki haftowane przez jego matkę.
– Czy zostaniesz tutaj do końca życia? To znaczy w Griqualandii?
– To zależy od mojego biskupa – odpowiedział Hugh. – Ale myślę, że każe mi wracać. Bardzo bym chciał zabrać cię ze sobą do Anglii, Pietera też. Kennington jest bardzo ładny latem. I jestem pewien, że mama byłaby tobą zachwycona.
Mooi Klip spojrzała na niego z czułością. Wyciągnęła rękę i dotknęła jego twarzy, dając w ten sposób do zrozumienia, jak bardzo jest jej bliski. Chwycił jej rękę i mocno ścisnął. Zbyt mocno. Krzyknęła z bólu, więc szybko ją puścił.
– Nie mam wyczucia – powiedział Hugh. – Ale naprawdę chciałbym cię zabrać do Anglii, bardzo bym chciał. Tak naprawdę, Natalio, myślę już o tym od wielu tygodni i strasznie chcę się z tobą ożenić, pragnę, byś została moją żoną. Prawda jest taka, że strasznie cię kocham.
Mooi Klip nie była wcale zaskoczona. Uśmiechnęła się tylko i powiedziała:
– Hugh… zawsze byłeś dla mnie dobry.
– To moja praca – powiedział podniecony. – Na tym polega moja praca, żebym był dobry dla ludzi. Za to mi płacą.
Mooi Klip potrząsnęła głową.
– Ile musieliby tobie zapłacić za uczucia, które mi okazałeś, za wyrozumiałość i ojcowską miłość, którą darzysz Pietera? To byłoby niemożliwe. Nawet gdyby płacili przez dwadzieścia lat, i tak byłoby za mało. Hugh, nawet gdyby ktoś oszczędzał przez całe życie, nie mógłby kupić tego wszystkiego, co tobie zawdzięczam.
– Pieniądze, co? – wtrącił Hugh, zawzięcie drapiąc się po nodze. – No cóż, nie mam ich zbyt wiele.
– Hugh, chcę być z tobą szczera. Nie będę cię nigdy okłamywać.
– Oczywiście, że nie – powiedział Hugh. – Nie można żyć w małżeństwie, jeśli się kłamie i nie jest się całkowicie szczerym. Zupełnie się zgadzam.
– Barney Blitz zawsze pozostanie człowiekiem, którego kochałam najbardziej – zaczęła ostrożnie. – Tak już jest, nie wiem dlaczego. Daliśmy sobie nawzajem to, co najlepsze. Barney sprawił, że poczułam się kobietą, ale dał mi też siłę. Opiekował się mną, ale nie trzymał mnie na łańcuchu. Był zazdrosny, lecz czułam się wolna. Był namiętnym kochankiem i dobrym przyjacielem.
– Rozumiem – wyjąkał Hugh, blady jak papier. Mooi Klip jeszcze raz wyciągnęła rękę. Trzymała teraz jego prawą dłoń w swoich dłoniach.
– Chcę, żebyś wiedział, Hugh, że ani czas, ani miłość do kogoś innego nie zatrze tego, ile Barney dla mnie znaczył. To fakt i zawsze tak będzie. Nigdy o nim nie zapomnę, lecz moja kobieca intuicja i rozsądek podpowiadają mi, że on nigdy już do mnie nie wróci, a nie mogę przecież bez końca żyć bez żadnego mężczyzny przy boku. Kocham cię, Hugh. Nie tak jak Barneya. Lecz kocham cię za przyjaźń, którą mnie darzysz, i za delikatność. Kocham, gdy Pięter bawi się z tobą i woła cię po imieniu. Jeśli możesz mnie wziąć taką, jaka jestem, wiedząc, że gdzieś na dnie noszę w sobie miłość do kogoś innego, obiecuję ci, że zawsze będę dla ciebie dobrą żoną, będę cię kochać, opiekować się tobą i szanować. Jeśli naprawdę chcesz wziąć mnie za żonę, jestem twoja.
Hugh nie posiadał się z radości, łzy napłynęły mu do oczu i nie mógł wykrztusić ani jednego słowa. Wstał, po czym znowu usiadł. Potem przeszedł przez pokój i wydał z siebie dziwny dźwięk, przypominający kichnięcie i szloch zarazem.
– Jestem tak zachwycony – powiedział. – Jestem tak zachwycony, że chyba zaraz się rozpłaczę.
Mooi Klip uśmiechnęła się.
– Wygląda na to, że już płaczesz.
– Co? – gwałtownie zareagował Hugh, ocierając równocześnie łzy. -Dlaczego miałbym płakać, kiedy jestem tak szczęśliwy? Natalio! Prawie nie mogę w to uwierzyć! Moja kochana Natalio, tak bardzo cię kocham!
Mooi Klip wstała, a Hugh objął ją ramionami.
– Czuję się nadzwyczajnie – powiedział. – Czuję też, że Bóg to pochwala! Jestem tego nawet pewien! Będąc twoim mężem, mogę Mu przecież służyć tak samo dobrze. A może nawet lepiej.
Pocałował Mooi Klip z wielką czułością; ich wilgotne usta dotknęły się delikatnie jak rozchylające się powoli skrzydła motyla. Lecz potem przycisnął ją do siebie tak mocno, jak tylko mógł. Drżał z podniecenia. Całowali się w milczeniu, z zamkniętymi oczami. W pewnej chwili Mooi Klip podniosła rękę jak niewidoma i dotknęła jego twarzy, włosów, policzków, rzęs.
Hugh otworzył wreszcie oczy i spojrzał na nią.
– Jest wiele rzeczy, których będziesz musiała mnie nauczyć – powiedział drżącym głosem. – Jestem człowiekiem wykształconym, ale przy tym bardzo niedoświadczonym.
Nie odpowiedziała. Wzięła go tylko za rękę i poprowadziła w kierunku drzwi. Na początku zawahał się i spojrzał na nią pytająco, lecz ona powiedziała tylko: – Chodź – tak ciepło i słodko, że poszedł.
W sypialni panował półmrok. Grawerowana lampa naftowa paliła się niewielkim płomieniem na bieliźniarce przy łóżku. Jej płomyk drżał lekko, gdy powiew wiatru wpadał do pokoju przez uchylone okno. Samo łóżko było niesłychanie proste: nie lakierowany dąb, z jaskółczymi złączami przymocowanymi kołkami. Przykryte było pstrokatą narzutą z muślinu i perkaliku w różne wzory i desenie. Na ścianie nad łóżkiem wisiała ponura litografia przedstawiająca ogród Gethsemani. Hugh stanął przodem do Mooi Klip, wyraźnie nie wiedząc, co robić. Zaparło mu dech w piersiach.
– Jesteś pierwszą kobietą, która tutaj weszła, nie licząc Elrethy.
– Boisz się? – zapytała Mooi Klip.
– Skłamałbym, gdybym powiedział, że się nie boję. I nie jestem pewien, czy nie powinniśmy zaczekać do ślubu. To przecież grzech… – Przerwał i po chwili mówił dalej. – Jakby to powiedzieć… – ściszył głos – to przecież cudzołóstwo.