Выбрать главу

– Jesteś mi oddany? – szepnęła Mooi Klip.

– Wiesz, że tak – odparł Hugh.

– Ja też jestem tobie oddana. Nie przyszłabym tutaj dzisiaj, gdyby tak nie było, ponieważ przeczuwałam, że miałeś zamiar poprosić mnie o rękę. Gdybym nie była ci oddana, nigdy by mi nawet nie przyszło do głowy, żeby iść z tobą do łóżka.

– Wiem – zamartwiał się Hugh – wiem, ale to takie grzeszne.

Mooi Klip spuściła oczy.

– W takim razie poczekamy, jeśli uważasz, że tak będzie najlepiej. Jesteś przecież sługą Bożym.

Podeszła do drzwi i otworzyła je. Hugh stał w tym samym miejscu, twarz mieniła mu się z nadmiaru wrażeń, mocno zaciskał pięści. Gdy wchodziła do pokoju gościnnego, zawołał:

– Nie!

Mooi Klip odwróciła się. Spokojniejszym już głosem powiedział:

– Nie, nie chcę czekać, nieważne, czy to grzeszne czy nie. Będę musiał prosić Boga o przebaczenie, tak bardzo cię kocham. Słyszysz mnie? Nie chcę czekać. Nie mogę. Ani chwili dłużej.

Powoli Mooi Klip podeszła do niego i chwyciła za obie dłonie.

– Czy jakieś słowo oddaje to, co teraz czujesz? – zapytała.

– Słowo? – zmarszczył brwi.

– Tak się właśnie uczę nowych słów. Pytam ludzi, co czują.

Hugh roześmiał się, lecz był to raczej śmiech rozpaczy.

– Przychodzi mi do głowy tylko jedno: niesforny. Jestem prawdziwie niesfornym księdzem.

Pocałowali się jeszcze raz. Hughowi wydawało się, że ten pocałunek trwa całe wieki, bo jak w kalejdoskopie pojawiały się i znikały obrazy przeszłości: Oval w Kennington, powozy zaprzężone w konie przy Piccadilly Circus, seminarium duchowne w Caterham, a potem widoki z zachodniej Afryki i z Przylądka Dobrej Nadziei, słomiane chatki, spalone przez słońce pustynie, gołe Hotentotki ze złotymi bransoletkami na ramionach, nagie dziecko przy bocznej uliczce.

Mooi Klip zwolniła uścisk i usiadła na łóżku.

– Chodź – powiedziała. – Chodź, to będzie wspaniałe. Przełknął ślinę, tak jakby miał za chwilę rozpocząć kazanie. Zrobił dwa kroki do przodu i zaczął rozpinać jej sukienkę na plecach. Mooi Klip siedziała spokojnie i z wdziękiem, a on opuścił jej sukienkę aż do talii i pochylił się do przodu, by pocałować jej ramiona.

– Co teraz? – zapytał niecierpliwie. – Nie mam doświadczenia, jeśli chodzi o te sprawy.

– Tutaj – uśmiechnęła się i pokazała palcem na jasnoniebieskie jedwabne wstążki przy białym bawełnianym staniku. Hugh ostrożnie za nie pociągnął i stanik zsunął się na jedną stronę, odkrywając jej pierś.

– O mój Boże – powiedział Hugh i wyciągnął rękę. Trzęsącymi się palcami dotknął jej ciała. Jej sutek zmarszczył się i stwardniał. Mooi Klip dotknęła jego policzka i pocałowała go.

Rozbierali się niezręcznie, lecz z wielką czułością. Po chwili Hugh leżał już na narzucie – jego twarz i ręce były czerwone od słońca, reszta biała. Mooi Klip uklękła przy nim, głaszcząc ciemne włosy na jego klatce piersiowej i nucąc jedną z tych szybko wpadających w ucho, monotonnych piosenek Griąua, których nie sposób było zapamiętać ani zapomnieć. „Ich muzyka jest jak smutne wołanie na wietrze" – powiedział po latach Hugh Ransome biskupowi z Bath.

– Kocham cię – wyszeptał Hugh drżącym z podniecenia głosem. – Nie umiem wyrazić jak bardzo.

Mooi Klip dotknęła palcem swoich warg. W milczeniu patrzył, jak jej dłoń zanurzyła się w gęstszych włosach na jego brzuchu i dotknęła sztywnego członka. Głaskała go namiętnie, przesuwając ręką po jego dziewiczym penisie. Potem uklękła na obu kolanach. Jej duże piersi kołysały się miarowo, gdy najwolniej, jak tylko umiała, opuszczała się na niego. Powoli, centymetr po centymetrze, pozbawiany był dziewictwa.

– Natalio – dyszał. – O Jezu Chryste, Natalio… Osiągnął orgazm bardzo szybko, lecz ona nie ruszała się z miejsca, gładząc go rękami po piersiach, dotykając jego sutków, całując i uspokajając. Po chwili rozluźnił się zupełnie i przycisnął ją do siebie.

Kochali się trzy razy. Zegar w pokoju gościnnym wybił dziesiątą i Mooi Klip musiała wracać. Wyskoczyła z łóżka, zdjęła sukienkę z oparcia krzesła i szybko się ubrała. Hugh leżał na łóżku z rękami pod głową, nie mogąc od niej oderwać wzroku, bojąc się, że za chwilę rozpłynie się jak duch.

Pochyliła się nad łóżkiem i pocałowała go w czoło.

– Mam nadzieję, że masz spokojne sumienie – szepnęła.

Teraz on z kolei ją pocałował.

– Tak, jestem w zgodzie z sobą, jestem w zgodzie z tobą i jestem w zgodzie z Bogiem. Tylko Bóg mógł wprawić mnie w taką ekstazę. Tylko Bóg mógł mi ciebie zesłać. Natalio, nie mogło mi się nic lepszego w życiu przydarzyć.

– Czy mam przyjść jutro?

– Ja przyjdę do ciebie. Obiecałem Pieterowi, że skończymy jego latawiec.

– A ślub? – zapytała.

– Oczywiście będę musiał napisać do biskupa. Ale nie ma żadnych powodów, żebyśmy nie mieli się pobrać na końcu lutego. Dostanę wtedy trochę więcej pieniędzy. Nie tak znowu bardzo dużo, ale wystarczy, by żyć na jako takim poziomie.

– Jeśli tylko nie zabraknie nam twojej gotowanej wołowiny i klusek z cebulą, to nie ma się o co martwić – uśmiechnęła się Mooi Klip.

Hugh owinął siew narzutę, przypominając teraz szejka o bardzo białej skórze i odprowadził Mooi Klip do drzwi.

– Nie wychodź na werandę – powiedziała. – Wiesz, jak ludzie z Klipdrift plotkują. Nie chcę ci popsuć reputacji.

– Wrócisz sama do domu?

– Oczywiście. Dobranoc, Hugh, mój kochany. Pocałował ją po raz ostatni.

– Myślę, że będę dzisiaj spał lepiej niz kiedykolwiek przedtem.

Hunt był wyjątkowo zjadliwy, kiedy przyszedł na obiad w czwartkowy wieczór. Opowiadał skomplikowaną i zdecydowanie niestosowną historię o dyplomacie z Capetown, który na przyjęciu zorganizowanym na cześć francuskiego ambasadora pojawił się jako Maria Antonina z dwiema czarnymi małpami, które wierciły się na wszystkie strony pod jego pożyczoną suknią, starając się za wszelką cenę wydostać na zewnątrz. Hunt irytował Barneya do granic wytrzymałości. Jako gospodarz domu zajmował główne miejsce przy stole, dłubał nerwowo w swojej potrawce z kurczaka i żałował, że w ogóle Hunta zaprosił. Lecz Joel, który poruszał się, podpierając swoje ciało na kulach i wprawiając je w ruch wahadłowy, siedział teraz naprzeciwko Hunta z kikutem mocno zahaczonym o stołową nogę i miał zupełnie inne zdanie w tej sprawie. Uważał, ze Hunt jest doskonały i bez przerwy nazywał gopitseleh, swoją małą dziecinką. Sara też chyba dobrze się czuła w jego towarzystwie, chociaż od czasu do czasu rzucała Barneyowi zagadkowe spojrzenia, a za każdym razem, kiedy wybuchała śmiechem, mrużyła oczy i badawczo mu się przyglądała. Barney wiedział, że udawała rozbawienie tylko po to, aby go zirytować.

– W ciągu mojej wieloletniej służby kolonialnej pewnego razu wydarzyło się coś, co pamiętam aż do dzisiaj. To było niesłychanie śmieszne. Sir Butelkowe Piwo chciał opuścić flagę na tyłach Government House i ciągnął za złe sznurki – mówił Hunt. – Flaga tak się na górze okropnie zaplątała, że jeden z czarnuchów musiał wdrapywać się na maszt z nożyczkami w zębach, żeby ją zdjąć. Biedny sir Butelkowe Piwo pospieszył czym prędzej do środka i przez tydzień nie wychodził ze swego biura.

– Musi pan mieć zabawne życie – powiedziała Sara.

– Tak bardzo bym chciała pojechać do Capetown, ale mamy tu oczywiście dużo pracy, prawda, Barney?

– Okropnie dużo – wtrącił Joel. – Musimy nadzorować wschody i zachody słońca, musimy każdego dnia liczyć wszystkie łopaty, bo któryś z Murzynów mógłby którąś próbować ukryć w spodniach i przemycić do domu, musimy też przystrajać to mauzoleum na wypadek, gdyby jakiejś grubej rybie z Zarządu do Spraw Ochrony Przemysłu Górniczego przyszło do głowy złożyć nam wizytę. Ciężkie życie, pitseleh, proszę mi wierzyć.