– Wiem – ze zrozumieniem powiedział Harold – ale tak to już jest z diamentami. Wyzwalają w ludziach zaborczość i zazdrość. Ci którzy je mają, przestają wtedy być sobą. A dlaczego? Pięć karatów, dziesięć karatów, piętnaście karatów, są warte więcej niż inne kamienie. Prawie dwa razy tyle co szmaragdy, sto razy tyle co złoto.
– Nic nie są warte, jeśli się je straci – wtrącił swoje trzy grosze Edward z przesadnie ponurym wyrazem twarzy, po czym czknął.
Przypuszczenia Barneya dotyczące Hunta i Simona de Kokera okazały się słuszne, chociaż Hunt zrezygnował z posady państwowej zaledwie dwa miesiące temu, dzień po tym, jak Koker spotkał się z nim w restauracji hotelowej i zaoferował swą pomoc w zdobyciu Gwiazdy Natalii. De Koker nie palił się zbytnio do opowiedzenia Huntowi o tajnej misji Burów, ale z drugiej strony potrzebował kogoś, kto swoim pojawieniem się w Vogel Vlei nie wzbudzi żadnych podejrzeń. Poza tym obawiał się, że Barney dowiedział się o tym, że jest agentem i pracuje dla Burów. Gdyby tak było, kazałby Brytyjczykom aresztować go, gdyby tylko przestąpił próg jego domu.
Hunt, ze swojej strony, spragniony był odrobiny podniecenia i odrobiny niebezpieczeństwa, a poza tym kusiła go perspektywa wzięcia udziału w domowo-kryminalnych szachrajstwach. Kiedy przyjechał do Vogel Vlei, bardzo mu było na rękę, że Barney uparcie obstaje przy swoim i nie chce sprzedać diamentu za żadną cenę – zwłaszcza, że na koncie bankowym w Capetown Hunt miał trzydzieści sześć funtów, więc do miliona czterystu trochę mu brakowało. Szczególnie zainteresował się Sarą – znudzoną, zirytowaną burżujką – i starał się za wszelką cenę wykorzystać jej niezadowolenie dla zrealizowania swoich planów. Mówił jej, że jest ładna i jednocześnie, że ją zaniedbywano, porównywał ją do angielskiej róży, niedocenianej i więdnącej w tym suchym, szarym zakątku Imperium. Joela łatwo było pozyskać, jego niechęć do Barneya była tak wielka, że jak mawiał Hunt, „mogłaby wypalać dziury w dywanie".
Kiedy ukradli diament, pojechali jednak nie w kierunku Transvaalu, jak zakładali Barney oraz Harold, nie mieli wcale takiego zamiaru. Zgodnie z instrukcjami de Kokera ze Swarplaas (farmy na Witwatersrand, kwatery głównej ruchu oporu Burów), mieli wywieźć diament z kraju tak szybko, jak to tylko było możliwe. W trzecim tygodniu marca miał na nich czekać holenderski parowiec w porcie LourenČo Marques. Podróż nad morze miała być trudna i prawdopodobnie niebezpieczna. Lecz de Koker zorganizował mały konwój Burów, ochotników, który miał na nich czekać w Wesselstroom i poprowadzić przez góry Drakensberg do New Scotland. Po dotarciu do Lakę Chrissie mieli skręcić ponownie na wschód i jechać wzdłuż rzeki Impellus. Kiedy będą już na terenach Portugalii, mieli kierować się nad morze.
Na samym początku, aby zmylić Barneya, skierowali się na północ i pojechali kawałek drogą, która wiodła wzdłuż doliny Vaal do Klerksdorp, prowadząc do samego serca Transvaalu. Lecz po przejechaniu kilku mil skręcili na wschód i znaleźli się na otwartej równinie. Pierwszą noc spędzili przy dymiącym ognisku na otwartym stepie, niedaleko osady Boshof. Wcześnie rano wyruszyli w kierunku stolicy Orange Free State, Bloemfontein. Zabrało im dwa dni, aby się tam dostać. Jechali tak szybko, jak tylko mogli, lecz za to kiedy zajechali na miejsce, odpoczywali przez następne dwa dni. Sara wykąpała się, kupiła kilka sukienek na dalszą podróż, a Joel zaopatrzył się w niezbędne lekarstwa: proszek Dovera oraz maść z kwasem bornym.
Simon de Koker wymienił ich eleganckie, lecz niepraktyczne lando na zwykły wóz, który załadował wołowiną, szynką, wędzonym serem oraz ośmioma beczkami wody.
Edward miał rację, nazywając ich pstrokatą załogą. Już na samym początku trudnej podróży przez Orange Free State wybuchały ostre kłótnie o to, gdzie kto ma siedzieć, kto jest szefem i najważniejsze ze wszystkiego, do kogo należy teraz Gwiazda Natalia. Sara, która wyjęła klucz z komody Barneya i wzięła kamień z sejfu, była najzupełniej pewna, że diament należy teraz do niej. Simon de Koker powiedział, że jeśli tak, to po co miałby teraz ją wieźć taki szmat drogi? Diament jest teraz własnością prawdziwego rządu Transvaalu, własnością Burów. Zostanie oszlifowany i sprzedany w Amsterdamie, żeby sfinansować powstanie Burów przeciwko brytyjskim ciemięzcom. Joel utrzymywał, że diament jest w połowie jego własnością, ponieważ jest właścicielem połowy kopalni, w której go znaleziono. Hunt upierał się, że diament powinien zostać sprzedany w stanie surowym, tak szybko jak to tylko możliwe. Zyski powinny zostać podzielone na cztery części, z czego kilkaset funtów miała dostać Nareez. Niania cierpiała na udar słoneczny i nic nie mówiła, żując nasiona kolendry i patrząc na malownicze jeziora i rzeki błyszczące w oddali jak Ganges w Rąjsha-hi w gorące dni jej dzieciństwa.
Powoli zbliżali się do podnóża gór Drakensberg, lecz żadne z nich nie wiedziało, że inwazja na kraj Zulusów, prowadzona przez sir Bartla Frere, już się rozpoczęła i że zaledwie dwieście mil na wschód Lord Chelmsford posuwał się w kierunku stolicy, Ulundi, na czele trzech kolumn regularnego wojska oraz ochotników. 11 stycznia, na tydzień przed kradzieżą diamentu, główna kolumna Lorda Chelm-sforda przeprawiła się przez rzekę Buffalo w Rorke's Drift, a 20 stycznia, kilka mil dalej, założyła nowy obóz u podnóża tajemniczej góry o kształcie sfinksa i nazwie Isandhlwana.
22 stycznia w środę, po tym jak Sara, Hunt i Joel ukradli Gwiazdę Natalię i gdy znajdowali się o dzień drogi na wschód od Bloemfontein, dwadzieścia tysięcy wojowników Zulu zaatakowało obóz Lorda Chelmsforda, mordując prawie tysiąc czterystu żołnierzy oraz ochotników z Natalu i zostawiając stoki wzgórz usiane spalonymi namiotami, splądrowanymi wozami oraz martwymi ciałami. Z sześciu kompanii drugiego regimentu Warwickshire nikt się nie uratował, a popękana ziemia wzdłuż rzeki Buffalo przesiąknięta została krwią parobków, kucharzy, furmanów i muzykantów, którzy próbowali zbiec, kiedy Zulusi przebili się przez pierwszą linię frontu. W tym samym dniu zaledwie stu czterech żołnierzy brytyjskich odparło atak czterech tysięcy Zulusów na brytyjską stację misyjną i szpital w Rorke's Drift. Lord Chelmsford był jednak zmuszony się wycofać, poczekać na posiłki oraz zrewidować swoje pogardliwe opinie na temat armii Cetewayo.
Przez trzy dni bez przerwy rozlegały się huki strzałów, kiedy Hunt, Sara i Joel przemierzali Drakensberg. Wokoło rozbrzmiewał ogień zaporowy, niebo płonęło łuną, a strugi ulewnego deszczu spływały im po twarzach. Konie płoszyły się i stawały dęba, a ich kopyta ślizgały się po mokrych skałach. Przy pokonywaniu każdej mili, sześć, siedem razy koła wpadały w żleby czy bruzdy i za każdym razem Simon de Koker z Huntem musieli je podważać drągami i pchać. Joel przeklinał i narzekał, kiedy Sara i Nareez musiały mu raz pomóc zejść na dół, bo trzeba było odciążyć wóz. Musieli siedzieć na deszczu na pobliskim głazie jak zmokłe kury, czekając, aż wóz znajdzie się ponownie na szlaku.
– Od czasu do czasu dostaje się porządną nauczkę za to, że nie jest się zadowolonym z tego, co się ma – zauważyła przemoczona do suchej nitki Sara, w dzień, w którym osiągnęli najwyższe rejony Drakensberg. Siedziała przy drodze z płócienną torbą barwy khaki na głowie, w przeciwdeszczowej pelerynie zarzuconej na ramiona i w białych botkach zabłoconych i zupełnie przemoczonych. Lodowaty deszcz zacinał, wiał przy tym wyjątkowo silny wiatr, kiedy to wóz ponownie się zaklinował, tym razem w starych, wąskich koleinach wyżłobionych w skale przez ciężkie wozy Burów.
– Zadowolonym? – zdziwił się Joel. – Jak mogłaś być zadowolona z Bameyem? Nawet to jest lepsze od siedzenia w tym grobowcu, na próżno usiłując sobie przypomnieć, co to jest ludzka godność.