– Proszę powiedzieć, o co chodzi – domagał się Joel.
– Proszę pana, zanim objąłem zarząd nad tym hotelem, to znaczy, kiedy przeszedłem w stan spoczynku, a służyłem w Royal Engineers…
– Tak, tak… – niecierpliwił się Joel.
– Chodzi o to, proszę pana, że ktoś o nazwisku Blitz zatrzymał się tu kilka lat temu.
– Zgadza się. To byłem ja oraz mój brat Barney. I co z tego?
Charles Pope zacisnął swoje błyszczące, żółte sztuczne zęby i zmieszał się jeszcze bardziej.
– Chodzi o rachunek, proszę pana.
– Chce pan powiedzieć, że nie uregulowaliśmy rachunku? Chodzi o pieniądze?
– Nie, proszę pana. Rachunek został uregulowany. W każdym razie tak mi powiedziano. Problem w tym, że został zapłacony pięciofuntowymi banknotami wątpliwego pochodzenia, proszę pana.
– Były fałszywe?
– Nie, proszę pana, nie były fałszywe. Lecz jeden z tych banknotów dostał się później w ręce pewnego dżentelmena ze związku kupieckiego w Durban, proszę pana. Ów dżentelmen przyszedł do naszego hotelu, żeby zjeść obiad. Ten banknot wydano mu jako resztę. Otóż ten dżentelmen ze związku kupieckiego zbadał serię i numer tego banknotu, ponieważ od dłuższego już czasu czynił duże wysiłki w celu odnalezienia pewnej serii banknotów, które zniknęły, że się tak wyrażę, z pewnego banku w Portugalii.
Joel spojrzał w stronę łazienki.
– Czy mógłby pan zakręcić kurki? Nie chciałbym zalać pańskiego wspaniałego hotelu.
Charles Pope wszedł do łazienki i zakręcił wodę.
– Nadąża pan za moim tokiem myślenia, prawda? – zapytał, kiedy wrócił do pokoju.
– Nie jestem tego taki pewny. Próbuje mi pan dać do zrozumienia, że pieniądze, którymi zapłaciliśmy nasz rachunek hotelowy blisko osiem lat temu, były kradzione?
– Tak, tak bym to określił. Joel pokręcił lekceważąco głową.
– Będzie pan miał kłopoty, żeby to udowodnić, przyjacielu. A poza tym, bank prawdopodobnie i tak spisał już te pieniądze na straty.
Charles Pope klasnął w dłonie najwyraźniej głośniej, niż zamierzał.
– W tym właśnie cały problem, proszę pana! Bank być może tak. Ale dżentelmeni, którzy tych pieniędzy szukają, na pewno nie. Są wyjątkowo wytrwali.
– Najlepiej będzie, jak mi pan powie całą prawdę – powiedział Joel.
– Dobrze… – powiedział Charles Pope – ale nie są to wiadomości z pierwszej ręki, ponieważ kiedy pan zatrzymał się tu, pierwszym razem, byłem jeszcze kierownikiem starego hotelu, Muharrik Hotel, w Kairze. Ale były kierownik tego hotelu powiedział mi, że z banku La Coruna w Portugalii ukradziono kilka lat temu kilkaset tysięcy funtów. Tej grabieży dokonała zorganizowana grupa przestępców. W jej skład wchodzili księgowi, prawnicy, urzędnicy bankowi, archiwiści. W wyniku tej kradzieży bank stracił wszystkie swoje pieniądze i niewiele brakowało, aby portugalski rząd podał się do dymisji.
– A co to wszystko ma wspólnego ze mną? – zapytał Joel.
Charles Pope zaczął się krzywić, nie mogąc się zdecydować, jaki przybrać wyraz twarzy. Lecz po chwili odezwał się znowu.
– Właściwie to ma bardzo ścisły związek z panem, ponieważ pięciofuntowe banknoty, którymi zapłacił pan rachunek w hotelu, zostały skradzione z tego właśnie banku. A mógł je pan otrzymać jedynie od człowieka, który maczał w tym napadzie palce, przechytrzył swoich kolegów i zwiał z całą forsą w najmniej oczekiwanym momencie. Sześciu oszustów należących do tego gangu już złapano i odsiadują teraz dożywocie. Dwóch innych zastrzelono, kiedy próbowali uciec z aresztu. Ośmiu pozostałych zmieniło nazwiska i rozjechało się po całym świecie. Pięciu z nich założyło firmę eksportową w Lourenco Marques, na terytorium portugalskim; jeden z nich pracuje jako agent dla swoich kolegów tutaj, w Durban. To właśnie on jadł tu obiad, po tym jak pan oraz pański brat opuściliście ten hotel, i rozpoznał jeden ze skradzionych banknotów.
– Bardzo to wszystko interesujące – powiedział Joel. – Ale nie ma pan żadnego konkretnego dowodu na to, co mówi. Mocno mi się wydaje, że zgrzyta pan tymi swoimi sztucznymi zębami, żeby mnie przestraszyć. Nic nie wiem o żadnych kradzionych pieniądzach ani o portugalskich oszustach, ani w ogóle o niczym. Jestem ignorantem, a za to nie można przecież nikogo winić.
– Panie Blitz – tłumaczył cierpliwie Charles Pope – pan i pański brat zapłaciliście w tym hotelu kilkaset funtów. Płaciliście panowie tylko i wyłącznie pięciofuntowymi banknotami. Pan Salgadas bardzo się ucieszy, kiedy się dowie, że pan tu znów przyjechał.
Joel myślał przez chwilę o tym, co usłyszał, i co chwila wydymał policzki.
– Domyślam się, że ma pan zamiar poinformować go o tym, że tu jestem? Zgadłem?
– To mój obowiązek, proszę pana. Muszę to zrobić przez wzgląd na moją rodzinę. Gdyby pan Salgadas dowiedział się, że pan tu był, a ja go o tym nie zawiadomiłem…
– Rozumiem – powiedział Joel. – Chce pan ode mnie wyłudzić pieniądze, tak? Ile pan chce?
Charles Pope przybrał błagalny wyraz twarzy.
– Pięćset funtów, proszę pana, powinno zupełnie wystarczyć. Pięćset funtów za dwa tygodnie milczenia, to chyba uczciwe.
– Ile to wyniesie za minutę? – zapytał Joel. Charles Pope przyłożył palec do czoła i zamknął oczy.
– Prawie sześć pensów, proszę pana – wyrecytował po chwili i uśmiechnął się szeroko, odsłaniając wszystkie nienaturalnie równe sztuczne zęby. – Zanim zainteresowałem się hotelarstwem, byłem księgowym, proszę pana.
Joel chwycił kule i pokuśtykał do okna.
– Niech pan otworzy te okiennice, dobrze? – poprosił Pope'a.
Pope podszedł do okna i spełnił jego życzenie. Joel mógł teraz zobaczyć faliste, pokryte dachówką dachy.
– Coś panu powiem – powiedział Joel. – Zawrzemy umowę. Lecz kłopot w tym, że musi mi pan uwierzyć na słowo.
Charles Pope wyjął chusteczkę i przyglądał się z zainteresowaniem Joelowi, wycierając nią jednocześnie nos.
– Człowiek, który przechytrzył portugalski gang oszustów nazywał się Monsaraz – powiedział Joel. – Bardzo dobrze go znałem. Prawdę mówiąc, prowadziliśmy wspólnie gospodarstwo rolne w Oranjerivier, w kolonii północnej. Kłopot w tym, że zachorował na płuca i jego stan był ciężki. Była to prawdopodobnie gruźlica, której nabawił się w Portugalii.
Charles Pope obejrzał swoją chusteczkę. Po chwili wtrącił:
– Proszę mówić dalej. Ja słucham. Joel uśmiechnął się.
– Zanim Monsaraz umarł, powierzył mi wszystkie zrabowane pieniądze, mnie i mojemu bratu Barneyowi. Polecił nam wywieźć je z kraju z powrotem do Portugalii i przekazać je jego krewnym. Ukryliśmy je w paczkach z suszonymi owocami. W zamian za tę przysługę dał nam po pięćdziesiąt tysięcy funtów. Może pana zainteresuje fakt, że swoją część zainwestowałem prawie w całości w Sutter Shipping Company i aktualnie mam w banku siedemdziesiąt tysięcy funtów.
– Co pan proponuje? – zapytał Charles Pope matowym głosem. – Chyba nie chce pan mnie wciągnąć w to wszystko?
– Nic takiego nie proponuję. Próbuję tylko uświadomić panu, że jeśli pan Salgadas zemści się na kimś, święcie wierząc, że w ten sposób wyrówna rachunki z Monsarazem, mimo że ten ktoś nie jest tym prawdziwym kimś, wtedy skończą się wszystkie moje kłopoty i pana kłopoty też się skończą, ponieważ zapłacę panu za pańską pomoc dwadzieścia tysięcy funtów.
Na ulicy jakiś włóczęga śpiewał piosenkę cienkim głosem do złudzenia przypominającym głos Simona de Kokera, kiedy krzyczał na konie: „Wio! wio! wio!"