Barney odłożył list i wstał. Minęło już pięć lat, odkąd Joel stracił Gwiazdę Natalię w pracowni Fredericka Goldina, pięć lat i cztery miesiące. W tym okresie Barney pracował ciężej niż kiedykolwiek. Agnes uważała, że postarzał się i był przemęczony, lecz żadnym sposobem nie mogła odciągnąć go od biurka i diamentów. Starała się zaakceptować jego nieustanną pracę na tej samej zasadzie, na jakiej musiałaby akceptować obecność kalekiego szwagra w ich domu; była cierpliwa, wyrozumiała i w miarę możliwości troskliwa. W końcu Barney był dobrym mężem, kochał ją i uwielbiał ich pierwszego syna Davida. Widział w nim małego cherubinka.
– Nie masz ze mną łatwego życia, prawda? – zapytał Barney. Dotknął kosmyka jej włosów, który opadł na skroń. – Jestem zaskoczony, że nie zapytałaś mnie, dlaczego w ogóle się z tobą ożeniłem, ani dlaczego nie ożeniłem się z tobą wcześniej.
– Musisz robić to, co jest dla ciebie najlepsze – powiedziała Agnes.
Barney pochylił się i pocałował ją najpierw we włosy, potem w czoło i w końcu w usta. W popołudniowej ciszy rozległ się dźwięk przypominający głośne plaśnięcie, tak jakby spławik dotknął spokojnej powierzchni jakiegoś stawu – to ich wargi się spotkały.
– Inne pary małżeńskie mniej się widują – powiedziała Agnes. – Uważam, że powinniśmy się cieszyć z tego, co mamy.
Barney patrzył na nią przez chwilę, po czym pocałował ją jeszcze raz, chcąc uciec przed jej kochającym, lecz natarczywym spojrzeniem. Podszedł do okna za biurkiem i wyjrzał na zasypany liśćmi ogród. Byli w Londynie od trzech tygodni, a już zaczynało ogarniać go przygnębienie. Ciężkie niebo, wirujące liście, szare budynki. Londyn był miastem pełnym majestatu, miastem wpływowych osobistości, miastem, w którym rządziło prawo, lecz z drugiej strony było to jedno z najbardziej melancholijnych miejsc na ziemi. Smutek w Nowym Jorku przemieniał się w przygnębienie, rozpacz, a nawet lament. Lecz smutek w Londynie był uczuciem nie do zniesienia, w Londynie człowiek czuł się tak, jakby ktoś zakuwał jego nogi w kajdany historii, kajdany, które musiał ze sobą nosić, idąc z Regent Street na Hatton Garden, z Hatton Garden do Barnes, kajdany przypominające łańcuchy, które duch Marleya ukuł dla siebie w Kolędzie bożonarodzeniowej.
Barney wiedział, że nie ma właściwie powodów do smutku. Stracił Joela, to prawda, stracił też Sarę. Stracił Mooi Klip i stracił Gwiazdę Natalię. Lecz w kwietniu 1882 roku, zaledwie trzy miesiące po tym, jak Joel został oszukany przez Fredericka Goldina, poślubił Agnes. Złączyły ich ponownie te same uczucia, dzięki którym odnaleźli się dawno temu. Była ładną, kokieteryjną blondynką i Barney uważał jej chwiejność oraz niestałość w uczuciach za kuszące zalety, których brakowało tak wielu żydowskim dziewczętom. On z kolei wydawał się jej indywidualistą, a nawet dziwakiem i odludkiem. Lecz był przystojny, delikatny i dotykał jej ciała tak, jak żaden inny mężczyzna nie potrafił. Być może przyciągało ją jakieś fatum, które zdawało się nad nim ciążyć, przeznaczenie, nieubłagana konieczność. Zawsze miała wrażenie, że pewnego dnia poptłni samobójstwo, a ona nigdy nie dowie się, dlaczego. Nie umiała przeniknąć jego myśli – czasami otwarcie odmawiał rozmowy i chował się w sobie, innymi znowu razy ukrywał się pod mglistym pancerzem wymijających odpowiedzi lub ciszy.
Kochali się, lecz żadne z nich nie umiałoby powiedzieć jak bardzo. Na pewno nie tak bardzo, jak mogliby się kochać, gdyby wzięli ślub wiele lat temu, kiedy się poznali. Od tego czasu przez ich życie przewinęło się zbyt wielu ludzi, oboje mieli na swym koncie wiele bolesnych doświadczeń. Na pewno nie tak bardzo, jak mogliby się kochać, gdyby Gwiazda Natalia nigdy nie została znaleziona i gdyby nie zostawiła piętna na jego duszy, którego nikt nigdy nie usunie.
Pobrali się w Capetown w kwietniu 1882 roku, najpierw w synagodze, a potem w kościele anglikańskim. Tego dnia padało i płatki kwiatów rzucane im przez gości powpadały do kałuż, a niektóre przykleiły się do kół powozu. Miesiąc miodowy spędzili w Paarl, w zacisznym małym domku z ogródkiem. Przez pierwsze dwa tygodnie rozmawiali, całowali się i kochali niczym szaleni, młodzi kochankowie. Barney ciągle jeszcze pamiętał te ciepłe popołudnia, stare holenderskie łóżko, dach pokryty słomą, otwarte okna wychodzące na kwiecisty ogród i odległe chmury ospale przesuwające się nad górami. Pamiętał tykanie zegara stojącego w korytarzu, w które wsłuchiwali się przytuleni do siebie w nocy. Myślał wtedy, że nic nigdy nie będzie już tak jak dawniej.
Praca pochłaniała go bez reszty i był z tego powodu zadowolony. Kiedy zaczynał myśleć, myślał o Joelu, o Gwieździe Natalii i o ciemnoskórej fascynującej kobiecie, której imieniem nazwał swój diament. Przez ostatnie dwie noce ich miodowego miesiąca miał koszmarne sny. Śniła mu się matka, krew, noże i dawne czasy na Cłinton Street.
Kiedy Barney i Agnes wrócili do Vogel Vlei, Barney pracował dużo więcej niż przedtem. Często wstawał przed świtem, nachylał się nad miednicą i wymiotował, gdyż jego organizm był wyczerpany z powodu bezsennych nocy. Przeważnie wracał do domu po zapadnięciu zmroku tak zmęczony, że jadł tylko lekką kolację składającą się z chleba i gulaszu, kąpał się, po czym opadał na łóżko. Agnes leżała obok, słuchała, jak oddycha, przewraca się z boku na bok; czasami mamrotał przez sen, gdy koszmary nie dawały mu spokoju i często blisko była załamania nerwowego. Miała wtedy ochotę krzyczeć z bólu i z dzikiej namiętności.
Pewnego razu na przyjęciu obiadowym w Capetown, Agnes zauważyła przystojnego, smukłego, brytyjskiego oficera artylerii. Dwa razy ze sobą tańczyli, a po drugim tańcu oficer zapytał ją, czy chciałaby się z nim spotkać. Ta propozycja bardzo ją kusiła, lecz odmówiła, całując go tylko w policzek na pocieszenie.
Agnes doceniła uroki życia w małżeństwie, kiedy urodziło się im pierwsze dziecko, David, w 1884 roku. Niedługo potem Cecil Rhodes przedstawił Barneyowi syna swojego kolegi z lat szkolnych, eleganckiego, przystojnego młodzieńca o nazwisku Lance Pollock. Pollock mówił z charakterystyczną flegmą, której nabrał, ucząc się w prywatnych szkołach. Lubił krzykliwe koszulki polo, słomiane kapelusze i używał monokla, lecz był też młodym biznesmenem z krwi i kości. Wyręczał Barneya, sprawując administrację i zajmując się robotą papierkową, a oprócz tego kierował pracą w kopalni. Z Murzynami nie patyczkował się zbytnio. Kiedy szedł do kopalni, zabierał swoją szpicrutę Roger Taylor i nigdy nie wahał się, by jej użyć. Barney zawsze powtarzał, że nie ufa Pollockowi, lecz Pollock był zdecydowany, szybki i niezmiernie efektywny w działaniu. Barney przekonał się, że kiedy powierzał Pollockowi zarząd nad kopalnią, mógł spokojnie spędzać całe dnie z Agnes i swoim ciemnowłosym synkiem. Po raz pierwszy mógł też wybrać się na wakacje, więc polegał na nim coraz bardziej.
Jesienią 1887 roku księgowi Barneya uprzejmie poinformowali go, że jest jednym z najzamożniejszych ludzi w Imperium Brytyjskim. Razem z Agnes kupili olbrzymi wiejski dom w Barnes nad Tamizą i drugi dom na Fifth Avenue w Nowym Jorku, sąsiadujący z domem pani Astor. Ze względu na interesy państwo Blitz coraz częściej opuszczali Vogel Vlei, aż wreszcie ludzie nazywali ich dom w Kimberley, Domem Duchów.
Za majątkiem idzie zwykle sława. Barney i Agnes Blitz byli zapraszani na wszystkie najlepsze przyjęcia, fotografowano ich razem z państwem Vanderbilt oraz Huntington, a nawet w Mount McGregor z umierającym prezydentem Grantem. Agnes ubierała się w jedwabie, atłasy i koronki, a w trzecią rocznicę ślubu dostała od Barneya studwudziestokaratowy diamentowy naszyjnik. Sfinansowali nowojorską Trauiatę z Gisellą Fini, przedstawienie, które na długo zostało wszystkim w pamięci. Zostali przedstawieni królowej Anglii, której sprezentowali wydobyty w kopalni Kimberley diament w kształcie łzy – łza symbolizowała jej rozpacz po śmierci Alberta. Sześć razy płynęli z Ameryki do Europy i z powrotem, przy czym każda ich podróż odnotowywana była w londyńskim „Timesie" oraz w „New York Timesie". Niektóre z najbardziej wystawnych weekendowych przyjęć wydawanych przez państwo Blitz opisywane były szczegółowo na łamach popularnych magazynów kupowanych przez gosposie domowe i guwernantki.