Powierzchnia wody błyszczała i migotała w skąpym świetle ukrytego za chmurami księżyca. Barneyowi wydawało się, że świecą diamenty.
Zimą oraz wiosną 1871 roku trzy zupełnie nie związane ze sobą wydarzenia całkowicie zmieniły życie Barneya.
W Vooruitzigt, na posiadłości należącej do dwóch braci o surowych twarzach, Johannesa i Diedricha De Beerów, o milę od Bultfontein, znaleziono diamenty. Leżały rozrzucone na polu. Dwa miesiące później grupa poszukiwaczy, których z powodu dziwnych okryć głowy przezwano Partią W Czerwonych Kapeluszach, miała szczęście wyrzucić ze swojego obozu czarnego służącego Damona, który nadużywał alkoholu. Następnego ranka Damon, który przez całą noc wędrował po wzgórzach znanych jako Colesberg Kopje, wrócił z pełną garścią surowych diamentów – diamentów lepszej jakości niż te, które kiedykolwiek tutaj znajdowano. Gorączka diamentów rozpoczęła się. Po kilku godzinach, kiedy tylko wiadomość wydostała się na zewnątrz, hordy poszukiwaczy ruszyły do Vooruitzigt, szukając w żółtawej glebie szlachetnych kamieni z uporem i wściekłością mrówek. Colesberg Kopje natychmiast przemianowano na Nową Gorączkę Diamentów De Beerów. Namioty, chaty poszukiwaczy diamentów, handlarzy, karciarzy, prawników, magików i prostytutek powstawały jak grzyby po deszczu. Nawet Harold Feinberg opuścił swoje pomieszczenia w Klipdrift i wybudował biuro naprzeciwko siedziby spółki London & South African Exploration Company, tuż przy grząskim trakcie, który służył De Beerom jako główna droga.
Dużo później Barney opowiadał, że cały kraj ogarnęło podniecenie. Wszyscy opowiadali sobie niestworzone historie o fortunach, które powstawały w ciągu jednej nocy. Bracia De Beerowie, którzy kiedyś kupili farmę za pięćdziesiąt funtów, teraz sprzedali ją za sześć tysięcy i wyjechali w inne okolice. Później z żalem mówili każdemu, że uczciwszą ceną byłoby sześć milionów.
Drugim wydarzeniem, które zmieniło życie Barneya, był przyjazd do Nowej Gorączki Diamentów De Beerów angielskiego prawnika, Briana Knighta, który postanowił otworzyć tutaj interes i przywiózł ze sobą żonę Clemmie oraz dwie córki, Agnes i Faith.
Trzecim wydarzeniem było znalezienie brata, Joela.
Barney wybrał się w podróż do Nowej Gorączki Diamentów De Beerów w październiku 1871 roku. Chciał zobaczyć się z Haroldem Feinbergiem. Wiózł ze sobą małą skórzaną sakiewkę, wypełnioną nie obrobionymi diamentami, które dostał w zamian za mleko, jajka oraz inne produkty żywnościowe od kopaczy znad rzeki Orange. Był pewien, że Harold Feinberg da mu za nie rozsądną cenę. Oprócz tego chciał przez pewien czas odpocząć od Monsaraza. Jego portugalski pracodawca pił coraz więcej i coraz mniej myślał – tłukł szyby w oknach, rzucał talerzami, bił kobiety Bantu, które przychodziły do niego, aby pofiglować. W noc poprzedzającą wyjazd Barneya, Monsaraz opowiedział mu długą i żałosną historię o tym, co zrobił z dwiema nieletnimi dziewczynkami z plemienia Venda, z którymi zamknął się w swoim pokoju na trzy dni.
Barney zabrał ze sobą Donalda, a chudego Adama Hoovstratena zrobił nadzorcą swoich czarnych robotników. Donald uwielbiał podróże. Siedział wtedy z ważną miną na drewnianej desce w powozie i wysokim głosem śpiewał psalmy. Barney nie słyszał takich treli od kiedy opuścił Nowy Jork. W tym czasie Donald mianował się majordomusem Barneya i dżentelmenem dżentelmena i nigdy nie wspominał o powrocie do Paarl.
– Być może znajdziemy panu jakąś miłą dziewczynę w Colesberg – powiedział do Barneya, kiedy siedzieli przy ognisku, kilka mil na północ od Ritchie, gdzie rzeka Modder wpływała do Riety. Była chłodna, cicha noc, a niebo błyszczało gwiazdami.
– Skąd przyszło ci do głowy, że szukam dziewczyny? – zapytał Barney. Marynarkę, którą wkładał na siebie w podróż, oraz bryczesy powiesił na pobliskim krzaku i pracowicie szył swoją ueldschoen, przy której odeszła podszewka.
Donald mocniej owinął się płaszczem. Palił fajkę, aromatyczny dym mieszał się z zapachami nocy.
– Pan Monsaraz mówi, że szuka pan dziewczyny. Wytwornej dziewczyny. Nie czarnej. I również nie kurwy.
– To żaden pana Monsaraza interes. Twój również nie, jeżeli już o tym mówimy.
Donald wzruszył ramionami.
– Tylko pan tak mówi. Ale jeżeli pan chce, to pomogę panu znaleźć siostrę. Mam pięć dobrych sióstr w Oranjerivier, a dwie w Bultfontein.
– Widziałem kilka twoich sióstr, Donaldzie. Wszystkie są brzydkie jak nie wiem co.
– Brzydkie, tak – pokiwał głową Donald. – Tak, brzydkie! Ale dobre na kilka godzin! Nigdy nie są zmęczone.
Barney sięgnął po swoje emaliowane naczynie z mocną, holenderską kawą i wypił łyka. Jutro rano dotrą do Nowej Gorączki Diamentów De Beerów, a właściwie do Kimberley, ponieważ taka była oficjalna nazwa. Stało się tak w wyniku protestu brytyjskiego sekretarza kolonialnego, ponieważ nie potrafił wymówić ani Vooruitzigt, ani Colesberg Kopje, chociaż właściwie nawet nie próbował. Ponadto uważał, że nazwa typu Nowa Gorączka Diamentów De Beerów przyniesie ujmę Imperium Jej Wysokości. Postanowił przechrzcić diamentowe miejsce i nadać mu imię swojego ulubionego administratora.
– Co myślisz o Monsarazu, Donaldzie? – zapytał Barney. – Tylko nie kłam.
Świecące oczy Donalda spojrzały na Barneya przez ognisko.
– Biblia mówi: „Nie sądź, a nie będziesz sądzony".
– Monsaraz sam się osądził – odparł Barney. – Wszystko to, co zrobił, zaciska się pętlą wokół jego szyi.
– No cóż – powiedział Donald. – Skoro pan Monsaraz sam się osądził, to my już nie musimy tego robić. Sprawa zakończona.
– Boję się o farmę, o swój własny byt. Pracowałem na niej przez dwa lata, podźwignąłem z upadku. Co się z nią stanie, jeżeli Monsaraz umrze albo postanowi sprzedać ją kopaczom diamentów?
Donald wyciągnął z ogniska tlącą się gałązkę i przypalił fajkę.
– Pan Monsaraz nie sprzeda. Kiedyś powiedział do mnie: Donald, przyjechałem tutaj do Oranjerivier, ponieważ to koniec świata. Sekretne miejsce. Powiesz komuś w Portugalii o Oranjerivier – odpowie, nie, nie znam takiego miejsca. Nigdy o czymś takim nie słyszałem, człowieku.
– Ale teraz staje się sławne na cały świat. Dzięki diamentom.
– Trafił pan w sedno sprawy – zgodził się Donald. – I właśnie dlatego pan Monsaraz jest przerażony. Ale nie będzie próbował ucieczki. Powiedział, że chce umrzeć na swoim własnym kleinplasie, na swojej własnej, małej farmie.
– Cieszę się, że staje się sentymentalny, kiedy mówi o miejscu, które ja doprowadziłem dla niego do porządku.
Donald nie odpowiedział. Sam nigdy niczego nie posiadał, nawet nie miał takich aspiracji. Jego biali znajomi stanowili dla niego tajemnicę, której nie potrafił przeniknąć, byli kapryśni jak Rhubega, bóg pogody.
Barney przewracał się na swoim materacu. Ciepły wietrzyk od Modder poruszał źdźbłami trawy. Wiosenne noce na północnej części Przylądka były najsuchszymi, najmuzykalniejszymi miejscami na ziemi. Sucha muzyka, która unosiła się nad suchymi trawami, pogwizdywania pasterzy Venda, którzy umieli porozumiewać się na wielkie odległości, gwiżdżąc melodie, zastępujące słowa.
Harold Feinberg ucieszył się, kiedy go zobaczył, chociaż był bliski załamania z powodu światowych cen diamentów. Nie lubił swojego nowego biura; chata faktycznie była podła, a na dodatek obok niego, w sąsiednim pomieszczeniu, mieszkała rudowłosa Irlandka, która trudniła się uprawianiem nierządu, i co dziesięć minut ściany budynku trzęsły się jak podczas trzęsienia ziemi. Harold poczęstował Barneya gorącym rumem i mlekiem. Donald poszedł poszukać sobie jakąś siostrę, a oni usiedli na progu chaty i rozmawiali.