– Smakowała panu zupa? – zapytała pani Knight.
Agnes wstała z krzesła, żeby posprzątać ze stołu naczynia. Knightowie z pewnością byli bez pieniędzy, a do tego mieli kłopoty ze służbą. Ale wykonywanie obowiązków służącej przez Agnes umożliwiło jej zbliżenie się do Barneya – kiedy odbierała od niego talerz – tak, żeby poczuł zapach jej perfum i żeby przez moment poczuł ciężar jej piersi na swoim ramieniu.
– Zupa była wspaniała – powiedział Barney. – Nie jadłem takiej, odkąd wyjechałem z Nowego Jorku.
– Biedni Nowojorczanie – wymruczała Agnes, odbierając talerz od ojca. Spojrzała na Barneya i posłała mu uśmiech, który był radosny, a zarazem prowokacyjny. Barney poczuł, że się rumieni i skoncentrował uwagę na bułce. Faith zauważyła, co się święci, ale pan Knight był zbyt zajęty wysnuwaniem zawiłych teorii prawniczych na temat podziału działek diamentowych, a pani Knight gryzła nerwowo usta, marszczyła brwi i słuchała męża, czyniąc bezowocne próby zrozumienia tego, o czym mówił.
– Przypuszczam, że jest pan farmerem dżentelmenem? – zapytał pan Knight Barneya, kiedy Agnes przyniosła i postawiła na stole wielką białą wazę, wypełnioną po brzegi brązowym gulaszem.
Barney uśmiechnął się krzywo.
– Chyba tak, chociaż co to jest warte tutaj, w samym środku niczego.
– Cóż, to jest bardzo ważne, stary przyjacielu – powiedział pan Knight. – Farmer dżentelmen może uzyskać członkostwo klubu Kimberley, podczas gdy zwyczajny farmer nie ma takiej szansy.
– Czy klub Kimberley jest taki ważny?
Pani Knight zachichotała z roztargnieniem, nakładając na talerze gulasz, a pan Knight spojrzał na nią z wyrzutem.
– Tak – powiedział, patrząc Barneyowi prosto w oczy. – Właściwie dopiero się organizuje, ale kiedy zostanie postawiony nowy budynek, rozpocznie działalność zgodną ze swoim statutem. To będzie klub dla dżentelmenów mających określoną pozycję w społeczeństwie; miejsce, gdzie będzie można w niewielkim, wybranym gronie podyskutować na temat interesów; enklawa dla tych, którzy mają odpowiednie pochodzenie.
– Czy pan jest już członkiem? – zapytał Barney. Pan Knight opuścił brodę, która oparła się na sztywnym kołnierzyku, i oznajmił z zadowoleniem:
– Jestem sekretarzem bilardu, ściśle mówiąc.
– I myśli pan, że ja mógłbym…?
– Byłoby to dla pana ze wszech miar korzystne. To kwestia zawierania znajomości wewnątrz określonego koła, jeżeli rozumie pan, co mam na myśli. A ci, którzy znajdują się poza obrębem, cóż… ci, którzy są na zewnątrz, nigdy się nie dowiedzą, co dzieje się wewnątrz.
Pani Knight ponownie zachichotała i podała Barneyowi talerz, na którym znajdowały się dziwnie wyglądające kawałki mięsa. Albo gulasz zrobiony został z mięsa jakiegoś zupełnie nie znanego zwierzęcia, albo nowy kucharz nie miał zielonego pojęcia, jak podzielić mostek na smakowite kąski.
Agnes złożyła dłonie i przycisnęła je do piersi.
– Czy to prawda, panie Barney, że w Ameryce są Indianie? I niedźwiedzie?
– Tak – pokiwał głową Barney. – Ale nie w Nowym Jorku.
– A więc nigdy ich pan nie widział? – zapytała Agnes. Barney poczuł nagle jej kolano przyciskające się do jego nogi. Opuścił głowę i spojrzał w talerz, na ohydnie wyglądające kawałki mięsa, kości zanurzone w kałuży tłustej mazi.
– Kiedyś widziałem Indianina – powiedział. – Byłem wtedy małym chłopcem. Komańcz imieniem Orle Pióra odwiedził Nowy Jork. Wożono go po ulicach miasta w powozie. Byłem raczej rozczarowany, miał na sobie wysoki kapelusz i prochowiec, a w ręce trzymał trzcinkę. Nie przypominał dzikusa, ani trochę.
Pan Knight głośno kichnął i powiedział:
– A propos dzikusów. Kiedyś w Kapsztadzie występowałem jako adwokat w bardzo interesującej rozprawie przed sądem. Mężczyzna oskarżony był o kradzież srebra z kasyna oficerskiego w zamku Cape. Posądzano go, że miał spore długi karciane, których nie był w stanie spłacić. Nazywał się Chatsworth. Absolwent Harrow School.
– Ale nie był dzikusem, kochanie? – niepewnie zapytała pani Knight.
Pan Knight poczęstował żonę takim spojrzeniem, że zaparło jej dech w piersiach. Wydawało się, że próbuje zmiażdżyć ją siłą swojego wzroku.
– Ten mężczyzna – kontynuował, ciągle patrząc na żonę – ten mężczyzna nie przyznawał się do winy. A najbardziej interesującą rzeczą w tym wszystkim był fakt, że jedynym świadkiem kradzieży był czarny sprzątacz. A więc po wysłuchaniu dowodów stanąłem przed sądem i zapytałem, czy uważają, że czarnuch jest czymś ważniejszym – w świecie rządzonym przez Pana – niż na przykład koń do gry w polo, czy też jest mniej warty. Gdyby doszli do wniosku, że pełnej krwi koń do gry w polo – w świecie rządzonym przez Pana -jest ważniejszy niż byle czarnuch z wybrzeża na Przylądku, natychmiast zorientowaliby się, że jedyny świadek na rozprawie nie był do końca człowiekiem i jego tak zwane zeznania nie były wiarygodne. Muszę panu powiedzieć, że sędzią był stary Clough-Parker, który był absolutnym fanatykiem gry w polo.
Barney był oszołomiony.
– I co, wypuścili go? Mam na myśli Chatswortha?
– Oczywiście. Uniewinnili całkowicie i bez wahania. Między nami mówiąc, pułkownik, który był tamtej nocy oficerem dyżurnym w kasynie, nienawidził Chatswortha z całej duszy. Myślę, że wierzył, że to Chatsworth razem ze swoją żoną dokonał kradzieży. Ale najważniejszą rzeczą w tym wszystkim jest to, że decyzja starego Clougha-Parke-ra stworzyła interesujący precedens… i to, że czarnuchy nie mogą świadczyć przed sądem, ponieważ nie są ludźmi, jest wykorzystywane do dzisiaj, chociaż nie tak często jak kiedyś. Sprawa jest znana jako Precedens Konia Do Gry W Polo.
Agnes przyciskała teraz swoje mocne udo do jego kolana, a kiedy na nią spojrzał, obdarowała go pożądliwym uśmiechem. Barney podniecił się, a zarazem zmieszał. Agnes podobała mu się bardzo: była ładna i wzbudzała w nim emocje, które można by porównać do uczuć doznanych po erotycznym śnie. Ale jego doświadczenia z dziewczętami sprowadzały się do dziecinnej przyjaźni z Leach i męczących zapasów z Louise Loubser. Często ukradkiem przyglądał się obnażonym piersiom czarnych dziewczyn z okolic Oranjerivier i myślał nawet o tym, żeby jedną z nich zaprosić do swojego pokoju na farmie. Ale nigdy nie starczało mu odwagi, bał się chorób albo wyobrażał sobie, że mógłby skończyć podobnie jak Monsaraz, który brał wszystko, co nie uciekało na drzewo.
Faith musiała wyczuć, co się działo pod stołem, bo nagle zasyczała – Agnes! – jak gdyby chciała zganić siostrę i przypomnieć jej, kto zaproponował Barneyowi wycieczkę do kościoła.
Barney jednak przestał zwracać uwagę na kokieteryjne zachowanie dziewczyn i zaczął zastanawiać się nad zupełnie inną sprawą – nad możliwością uniewinnienia Joela od ciążącego na nim zarzutu. Gdyby pan Knight zgodził się wystąpić w imieniu Joela i gdyby Stafford Parker zgodził się posłużyć Precedensem Konia Do Gry W Polo, to Joel mógłby zostać oczyszczony z zarzutów.
– Coś panu powiem, panie Barney – powiedział pan Knight. – Jeżeli naprawdę jest pan zainteresowany członkostwem w klubie Kimberley, to mógłbym pana zarekomendować. To bardzo by panu pomogło.