– Udzielę panu pewnej rady – powiedział pan Knight, I kiedy zegar na ścianie wybił jedenastą. – Niech pan uważa, z kim pan przestaje, ponieważ w Kimberley jest się znanym przez swoje towarzystwo. Oczywiście każdemu należy się trochę rozrywki – czarne kobiety i tak dalej. To zupełnie naturalne. Ale towarzystwo proszę sobie dobierać pierwszorzędne. A teraz, czy ma pan ochotę na szklaneczkę musującego wina?
Donald przyjechał o jedenastej trzydzieści. Barney skłonił się pani Knight, która chichotała i czerwieniła się na zmianę i podziękował jej za kolację, a Agnes i Faith, mocno objęte ramionami, starały się nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Pan Knight stał wyprostowany z wyrazem twarzy, który mógłby zostać odczytany jako błaganie niebios o przetrwanie w trudnych czasach.
Barney wspiął się na kozioł i pomachał ręką rodzinie Knightów, która stała oświetlona w drzwiach swojego domu, jak gdyby pozowała do bożonarodzeniowej fotografii. Wszyscy gwałtownie wymachiwali rękami.
– Czy już? – zapytał Donald, podnosząc do góry bat. Barney właśnie miał powiedzieć, że „już najwyższy czas – jedziemy”, kiedy na ścieżce pojawiła się pędząca w ich kierunku Agnes. Trzymała brzegi spódnicy w jednej ręce, a w drugiej jakiś mały przedmiot z materiału, którym energicznie wywijała.
– Pańskie rękawiczki, panie Barney! Zapomniał pan swoich rękawiczek.
Barney zeskoczył z powozu.
– Jestem niezmiernie wdzięczny – powiedział, kiedy podeszła bliżej.
– Schowałam je – wyszeptała. – Chciałam pożegnać pana bez świadków.
Barney spojrzał w jej szeroko rozwarte, błyszczące oczy. Była bardzo ładna i podniecała go jak żadna inna dziewczyna. Nawet przy Leah nie czuł się tak jak przy niej. Patrzył na jej kręcone włosy, wilgotne, zadające męki Tantala usta, wdychał jej zapach. Była dobrze wychowana, ale i prowokacyjna. Sposób, w jaki zabawiała się jego ręką przy kolacji, przyprawiał go o dreszcze.
Agnes wyciągnęła rękę, a Barney schował ją między swoimi dłońmi.
– Nie wiem, co powiedzieć – odezwał się.
– Ale ja wiem – wyszeptała. – Choć to i tak nie ma znaczenia. Kiedyś kochałam się w pewnym poruczniku z Kapsztadu… musiałam się z nim rozstać ze względu na interesy tatusia. Ale zdążył mnie nauczyć, jak zadowolić mężczyznę.
– Chcę się z tobą jeszcze spotkać – powiedział Barney.
– Więc przyjdź w niedzielę do kościoła. Bądź uprzejmy wobec Faith, ale usiądź obok mnie.
Barney nagle zdał sobie sprawę z tego, jak gorąca była noc; usłyszał niespodziewanie tysiące niestrudzenie brzęczących owadów. Był również pewien, że pan Knight marszczy się teraz, stojąc na werandzie, i że rozmowa z Agnes przedłużała się, była zbyt długa jak na omówienie spraw związanych z zapomnianymi rękawiczkami.
– Musisz iść – powiedział. Agnes mrugnęła do niego okiem.
– Wiem. Ale Faith będzie zazdrosna.
Pobiegła ścieżką w kierunku domu, a Barney przez chwilę za nią patrzył, po czym ponownie wspiął się na powóz.
– Ta kobieta wie, że jest pan Żydem? – zapytał Donald, strzelając z bata i cmokając na konie.
– A jaka to różnica? – zapytał Barney wyzywającym tonem, poluzowując krawat.
Donald skrzywił gębę w uśmiechu.
– Ona nie wie? Pan nie powiedział.
– Nie. Nie było okazji.
– Czy Bóg nie będzie na pana zły?
– Dlaczego miałby być zły?
– Bóg nie lubi, kiedy ktoś się Jego wypiera.
– Nie wyparłem się Boga. Posłuchaj, Donaldzie, żeby przeżyć w tym kraju, ażeby wzbogacić się, trzeba być białym i chrześcijaninem, i dżentelmenem. Tak się składa, że spełniam tylko jeden z tych warunków. Ale kiedy tylko ludzie zaczną wierzyć, że spełniam pozostałe dwa – niech zaczną tylko wierzyć, rozumiesz, nie kłamiąc mi prosto w oczy – to wtedy im powiem.
– Bardzo dobra – powiedział Donald.
– Bardzo dobra? Co bardzo dobra?
– Wymówka – powiedział Donald. – Bardzo dobra wymówka.
Kiedy Barney wrócił do obozowiska Griqua na wzgórzu, Joel już nie spał. Natalia kucała przy jego legowisku, karmiąc go rosołem. Kiedy Barney wszedł do namiotu, Joel trzymał Natalię za nadgarstek i mówił:
– Dosyć zupy, dziękuję ci. Naprawdę już mam dosyć.
– Musisz nabrać sił – powiedziała Natalia, podnosząc łyżkę do jego ust.
Barney usiadł na brzegu legowiska.
– Rób to, co każe twoja pielęgniarka. – Uśmiechnął się do Joela.
Joel był nie ogolony, miał zaczerwienione oczy i był opuchnięty. Na policzkach widniały purpurowe, błyszczące plamy.
– Co za sens, żebym przytył? – zapytał Barneya. – Stafford Parker wytropi mnie z psami, kiedy tylko się dowie, że uciekłem.
– Czy oni naprawdę chcieli, żebyś tam umarł? Joeł opadł na posłanie.
– Miałem leżeć rozciągnięty przez trzy dni. Gdybym nie umarł, to byłby jakiś cholerny cud.
– Przez przypadek dowiedziałem się, co się tobie przytrafiło. Nork mi opowiedział.
– Nork? Ten bufon?
– Nie wygląda na bufona.
– Jest pośmiewiskiem wszystkich górników. On i jego wyssane z palca teorie o wulkanach. Takiego shlimazela jak Nork znajdziesz w każdym miejscu. Przy kopalniach kręci się wielu złodziei, naciągaczy i tak zwanych profesorów.
Natalia wstała i wyniosła talerz z zupą przed namiot. Barney pochylił się nad Joelem i powiedział serdecznie:
– Cudownie, że ciebie znalazłem. Szukałem cię przez wszystkie te lata, odkąd tylko przyjechałem. Trzy lata i oto jesteś.
– Znalazłeś mnie kilka miesięcy za późno, braciszku – powiedział Joel. – Gdybyś pojawił się wcześniej, pomógłbyś mi kopać na mojej działce i wtedy, być może, do czegoś byśmy doszli.
– Czy na twojej działce nie było diamentów?
– Tylko garstka. Wystarczyło, żebym kupił sobie jedzenie i wodę. Wszyscy dokoła mnie znajdowali kamienie wielkości gołębich jaj i robili fortuny. A ja ledwo wiązałem koniec z końcem. A dlaczego, u diabła, myślałeś, że przekupiłem tych czarnuchów, żeby przynosili mi najlepsze diamenty, które znaleźli?
Barney spojrzał na niego.
– A więc naprawdę to zrobiłeś?
– A jak miałem przeżyć? Nie miałeś tutaj działki i nie wiesz, jaka cholerna to robota. Jest tak gorąco, że czujesz się jak na rozgrzanej patelni, a tu nic tylko skały, piach i nadwerężasz swój cholerny grzbiet.
– Jak cię złapali?
– Jeden z czarnuchów trochę przedobrzył. Płaciłem im połowę tego, co dostałem od chłopaków na czarnym rynku, ale jeden z nich zażądał dwóch trzecich. Powiedział, że jeżeli nie dostanie, to pójdzie wszystko zameldować szefowi British Diamonds. No cóż, powinienem mu zapłacić tyle, ile chciał, ale wtedy wściekłem się na niego i kazałem mu pójść do diabła. I do niego właśnie poszedł – prosto do Stafforda Parkera. Dlatego właśnie Stafford Parker mnie rozciągnął.
– Posłuchaj tylko – powiedział Barney. – Nieważne, czy ukradłeś te diamenty, czy też nie, znalazłem kogoś, kto mógłby ci pomóc. Prawnik o nazwisku Knight. Powiedziałem mu, że jesteś moim przyjacielem, nie bratem, ponieważ jest uprzedzony do Żydów. Tak, wiem – nie tylko on jeden. Kiedyś doprowadził do uniewinnienia jakiegoś faceta w Kapsztadzie, ponieważ jedynym świadkiem był czarnuch.
– Chyba nie myślisz o tym poważnie? – zapytał Joel. – Jak tylko wytknę nos z namiotu, Stowarzyszenie Górników rozedrze mnie na strzępy. Najlepszą rzeczą, jaką można zrobić, to przeczekać, podreperować zdrowie i pryskać na wybrzeże.