Sir Thomas pogładził brodę.
– Żydowskie, prawda? Blitz. Barney zamrugał oczami.
– Proszę?
– Nazwisko „Blitz". Ono jest żydowskie, prawda?
– Tak, sir. Żydowskie. Pochodzimy z północnej części Niemiec. Później przenieśliśmy się do Nowego Jorku. Byliśmy krawcami, ale potem sprzedaliśmy interes i przyjechaliśmy tutaj.
– Rozumiem. Podziwiam Żydów. Są znakomitymi lekarzami. I umieją robić wielkie pieniądze. Rothschildowie są moimi szczególnymi przyjaciółmi.
Barney nie wiedział, co ma powiedzieć. Wzruszył ramionami i uchylił kapelusza, udając, że jest zadowolony z tego, co usłyszał.
– Tak, jeżeli przyjechał pan aż z Kimberley w nadziei, że mnie pan spotka, to z pewnością czegoś pan ode mnie potrzebuje. Jakiejś porady medycznej? Pomocy w założeniu szpitala polowego?
Barney odpowiedział:
– To prawda, potrzebuję pańskiej pomocy. Ale obawiam się, że nie ma to nic wspólnego z filantropią.
– Mam nadzieję, że nie potrzebuje pan pomocy chirurgicznej? Jestem na wakacjach. Ponadto zostawiłem moje skalpele w Londynie.
– Obawiam się, że dokładnie tego od pana oczekuję. Sir Thomas zaciągnął się cygarem i wypuścił dym.
– Ale nie dla pana, mam rację? Wygląda pan na okaz zdrowia.
– Nie, sir. Dla mojego brata Joela. Miał wypadek w kopalni, w Wielkiej Dziurze, w Kimberley. Zgniotło mu nogę i przypuszczam, że ma zmiażdżoną miednicę. Złamał też trzy albo cztery żebra.
– Przykro mi to usłyszeć. Kiedy to się stało?
– Około sześciu tygodni temu.
– Sześć tygodni temu?
– Z Kimberley do Durban jest ponad pięćset mil. Przywiozłem go tutaj tak szybko, jak mogłem.
Sir Thomas wydął policzki.
– Tak… rozumiem. Udało się panu dokonać tego w rekordowym czasie. Ale przypuszczam, że złamania zrosły się i wątpię, czy potrafię w czymś pomóc.
– W dalszym ciągu cierpi na bóle bioder, sir Thoma-sie, a jego lewa noga jest zniekształcona.
– Ale skóra nie jest nigdzie pęknięta? Nie ma otwartego złamania?
– Nie, sir. Był pokaleczony, ale wszystkie rany się zagoiły.
– No cóż – powiedział sir Thomas. – Wygląda na to, że nie jest tak źle, skoro przeżył sześciotygodniową podróż z Kimberley do Durban. Na pewno wszystko będzie dobrze. Czy może chodzić?
– Nie, sir.
– Ma uszkodzoną kość udową. Myślę, że tego należy się spodziewać. Rozumie pan, kiedy kość jest złamana, tworzy się sporej wielkości skrzep, który z czasem zamienia się w coś, co nazywamy miękką tkanką. Później miękka tkanka wchłania sole limfatyczne i one pomagają uformować twardą tkankę w postaci pierścienia. Jeżeli złamane kawałki kości nie są odpowiednio ustawione, pierścień na łączeniu jest grubszy niż powinien być i dlatego tego typu wadę jest trudniej skorygować.
– Przypuszczam, że miednica również nie zrosła się prawidłowo. Przez cały czas narzeka, że go boli i uwiera.
– Nazywamy to crepitus - powiedział sir Thomas. – Jeżeli pański brat ma takie odczucia, to znaczy, że jego miednica uległa tak skomplikowanemu złamaniu, że najpierw zrosła się, a później ponownie rozpadła na kawałki. Trudno cokolwiek powiedzieć. Musiałbym go zbadać.
– Zrobi to pan?
Sir Thomas spojrzał na Barneya. W ogrodzie paw wydał przeciągły, smutny krzyk.
– Mój drogi przyjacielu – powiedział. – Jestem na wakacjach.
– Mogę panu zapłacić, ile tylko pan zażąda.
– Jestem pewien, że pan może. Ale w Durban jest wielu dobrych chirurgów. Jest Pięter Botha w szpitalu Kalwina w Durban. Jest Humphrey Young w Port Natal. Nie mam tutaj ani moich asystentów, ani narzędzi.
– Ale jest pan najlepszy – nie poddawał się Barney. Sara Sutter powiedziała:
– Nie wiem, dlaczego droczysz się z panem, wspaniały wujaszku Te. Kiedy tylko tutaj przyjechałeś, zacząłeś mówić o powrocie do pracy. Jestem pewna, że marzysz o tym, żeby zoperować brata pana Blitza, czyż nie mam racji?
– To wykluczone – zaprotestował sir Thomas.
Zza rogu domu wyszedł wysoki, sztywny mężczyzna w białym obiadowym garniturze. Podszedł bliżej i spojrzał na nich ze zdziwieniem.
– Co jest wykluczone? – zapytał ostrym głosem.
– To jest Gerald Sutter, mój bratanek – wyjaśnił sir Thomas. – Geraldzie, ten dżentelmen przyszedł tutaj, żeby zasięgnąć mojej opinii medycznej.
– Dzień dobry – powiedział Gerald Sutter suchym głosem, nie wyciągając dłoni. – Obawiam się, że mój stryj jest tutaj na wakacjach i naprawdę wolelibyśmy, żeby pacjenci zostawili go w spokoju. Będzie miał dosyć zajęć, kiedy wróci z powrotem do Londynu.
– Jednak pan Blitz wywarł na mnie wrażenie – wtrącił się sir Thomas. – Jego brat miał wypadek w Kimberley, a on przejechał pięćset mil, żeby się ze mną spotkać.
– Obawiam się, że pan Blitz jest zbyt optymistycznie nastawiony do życia – powiedział Gerald Sutter. – Można zaryzykować sześciomiesięczną podróż do Londynu, żeby prosić królową o tytuł szlachecki, ale to wcale nie znaczy, że się na niego zasługuje.
– Och, tatusiu, nie bądź taki pompatyczny – powiedziała Sara. – Tu jest Natal, a nie Londyn! A jego brat może umrzeć!
– Wszystko jedno – powiedział Gerald Sutter, odwracając głowę w stronę Barneya i zimno się uśmiechając. Wykonał przy tym gest ręką, którym dał Barneyowi do zrozumienia, że powinien odejść.
– Nie, nie! – zawołał sir Thomas. – Cała sprawa ma dla mnie pewien urok. Nazwałbym ją… dramatyczną. Kiedy wrócę do Londynu, wygłoszę moim studentom kilka referatów na temat wytrwałości ludzkiej. Geraldzie, gdybyś mógł załatwić dla mnie salę w szpitalu Dalitary, to podjąłbym się operacji.
– Stryju, doprawdy! – zaprotestował Gerald. Zwrócił się do Barneya. – Mój stryj miał odpocząć. Nie jestem zachwycony całą tą sprawą.
– Musiałem spróbować – powiedział Barney krótko. Sara Sutter klasnęła w dłonie.
– Wspaniały wujaszek Te ma absolutną rację! To prawdziwy dramat! Jak w teatrze! Panie Blitz, musi pan zostać na herbacie. Jestem pewna, że wspaniały wujaszek Te chce zadać panu mnóstwo pytań.
Gerald Sutter westchnął z rezygnacją.
– Czy jesteś pewien, że tego właśnie chcesz, stryju? Czy nic nie mogę zrobić, żeby wpłynąć na zmianę twojej decyzji?
– Drogi Geraldzie, miałem najwspanialsze wakacje w całym moim życiu. Siedem miesięcy błogiej samotności i kontemplacyjnych studiów. Znakomicie się bawiłem. Twój dom został trafnie nazwany. Ale trafił się interesujący przypadek. Kości muszą być ponownie złamane, skrócone i jeszcze raz zestawione, a do tego w kolonialnych warunkach. Muszę przyznać, że bardzo chciałbym się tym zająć.
W końcu Gerald Sutter kiwnął głową na zgodę.
– Dobrze, stryju. Skoro ma to cię uszczęśliwić? Saro, czy mogłabyś zadzwonić na Umizinto, żeby przyniósł herbatę?
Dwóch czarnych służących przyniosło ozdobne ogrodowe krzesła i nakryło stół bladym adamaszkowym obrusem. Następnie nalali herbatę do kruchych filiżanek, ale nie podali ani cukru, ani śmietanki.
– To najdroższa z rodzaju Formosa Oolongs – zauważył Gerald Sutter. – Nazywa się Brzoskwiniowy Kwiat i w Londynie można za nią dostać najmniej osiem funtów. Jej Wysokość pije ją, ale nie zawsze może ją kupić. Ja pijęją zawsze o czwartej po południu.
– Znakomita – powiedział Barney. – Nie mamy takich specjałów w Kimberley, nie mają nawet ci, którzy mogą sobie na nie pozwolić.
Następna godzina minęła w spokoju i cywilizowanej atmosferze; po raz pierwszy od miesięcy Barney poczuł się zrelaksowany i wypoczęty. Słońce powoli zachodziło za palmy, których szerokie cienie kładły się na wypielęgnowanych trawnikach. Do stołu zbliżyły się pawie gotowe do porwania każdego okruchu spadającego na ziemię. Sir Thomas mówił o problemach związanych z nastawianiem kości, a Gerald o szybkich parowcach i o tym, że mógł wysłać paczkę z Port Natal do zatoki Delagoe i że podróż zajęłaby najwyżej czterdzieści jeden godzin.