Выбрать главу

– Cała nasza uwaga skupiona jest teraz na Zulusach – powiedział Gerald. – Mpande nie jest dla nas zbyt łaskawy, ale jeżeli Mpande umrze, jego miejsce zajmie Cetewayo, a Cetewayo jest jednym z tych czarnoskórych dżentelmenów, którzy nie mogą zapomnieć o wspaniałych czasach Shaka'i.

– Obawiam się, że czasy Shaka'i nie były aż tak wspaniałe – dodał sir Thomas. – Interesowała go anatomia, tak jak i mnie, szkoda tylko, że nie posiadał tych samych co i ja umiejętności. Pewnego razu rozkazał otworzyć brzuchy setce kobiet w ciąży, tylko dlatego że przez chwilę zainteresowała go embriologia.

– Wspaniały wujaszku Te! – zaprotestowała Sara, odstawiając swoją filiżankę.

– Przepraszam cię, moja droga – powiedział sir Thomas. – Zawsze zapominam, że szczegóły krwawej medycyny doprowadzają ludzi do zasłabnięcia.

Po herbacie Sara odprowadziła Barneya do bramy.

– Jestem pani niewymownie wdzięczny – powiedział Barney. – Dziękuję.

– Przypuszczam, że zostanie pan w Durban jakiś czas, jak tylko pański brat lepiej się poczuje?

– Tak długo, jak to będzie konieczne.

– A co z pańskimi kopalniami diamentów?

– Będą musiały poczekać. Sara uśmiechnęła się.

– Doprawdy, jest pan bardzo bezpośrednim i bardzo zdeterminowanym człowiekiem. Będę zachwycona, jeżeli przyjdzie pan kiedyś do nas na kolację. Porozmawiam w tej sprawie z tatusiem.

– Pani ojciec nie ma uprzedzeń w stosunku do Żydów?

– A dlaczego miałby je mieć, na miłość boską? Matka mojej matki pochodziła z bardzo arystokratycznej, rosyjskiej rodziny żydowskiej. Musi pan poznać moją matkę. Jest taka piękna, a przy tym lubiana w towarzystwie.

– A więc posiada te wszystkie cechy, które pani po niej odziedziczyła – powiedział Barney.

Sara Sutter skrzywiła się zabawnie i zachichotała.

– Uwielbiam, jak mi się pochlebia. Tutaj rzadko słyszy się komplementy.

– Przy okazji, co to znaczy Khotso? – zapytał Barney, dotykając umieszczonej na bramie tabliczki z nazwą.

– W narzeczu plemienia Basuto znaczy „pokój" – odpowiedziała Sara. – Przypuszczam, że pan powiedziałby shalom.

Barney wziął ją za rękę.

– Tak. Powiedziałbym shalom.

Barney spędził Boże Narodzenie samotnie w swoim apartamencie hotelu Natalia. W niedzielę rano, w Wigilię, przybyło czterech czarnoskórych tragarzy z wojskowego szpitala w Durban, załadowało Joela na nosze i zabrało go do szpitala, żeby mógł zostać dokładnie zbadany, wykąpany i przygotowany do operacji. Tego samego dnia, później, posłaniec przyniósł Barneyowi list na miedzianym talerzu. Pismo było ledwie czytelne. List informował Barneya, że sir Thomas przystąpi do operacji po pierwszym dniu świąt, we wtorek, i że ma nadzieję, iż w dwa albo w trzy miesiące po operacji Joel zacznie chodzić, ponieważ obrażenia wewnętrzne nie były zbyt poważne. Życzył też Barneyowi wesołych świąt.

Świąteczny dzień Barney spędził w łóżku, na zmianę śpiąc i czytając. Przeczytał nawet Pierwszą Księgę Samuela z Biblii, którą zostawiło mu pod drzwiami Londyńskie Towarzystwo Misyjne. „Pan uczynił biednych i uczynił bogatych; jednych wywyższył, a drugich poniżył. Wywyższył biednych, wyciągając ich z pyłu i wydobył żebraka z jamy zwierzęcej, aby posadzić ich między książąt, i pozwolił im odziedziczyć koronę chwały".

W porze obiadowej kierownictwo hotelu przysłało mu do pokoju tacę z tradycyjnym świątecznym posiłkiem: indyka, kiełbasę i pieczone ziemniaki. Na talerzu znalazła się nawet gałązka ostrokrzewu. Barney jadł posiłek w ciszy i skupieniu, siedząc na krawędzi łóżka. Oczywiście, będąc w domu, nigdy nie obchodził świąt Bożego Narodzenia, a kiedy mieszkał w Oranjerivier, to, że były święta, odgadnąć można było z jjodwójnej ilości spożywanego przez Mon-saraza alkoholu. Święta nigdy nie były dla Barneya żadnym religijnym przeżyciem ani okazją do wspomnień.

Całe Durban świętowało, głos dzwonów kościelnych niósł się ponad zardzewiałymi dachami, wykonanymi z falistej blachy, odbijał się od zarośniętych drzewami wzgórz i sprawiał, że Barney czuł się jeszcze bardziej samotny. Chanukah obchodził, będąc gdzieś w górach. Leżąc zawinięty w kocach, wyszeptał modlitwę i to było wszystko. Teraz czuł, że jednak potrzebował swojego Boga i swojej religii, a nade wszystko zaczął tęsknić za Mooi Klip.

Pod oknem, na blacie biurka, stał wyschnięty kałamarz i kilka arkuszy papieru z nadrukiem „Natalia". Wziął jedną kartkę do ręki i dotknął napisu końcami palców. Natalia. Następnie odłożył ją z powrotem na biurko. Pan jednych wywyższył, a drugich poniżył. Och, Boże, modlił się, nie poniżaj mnie. Och, Boże, nie poniżaj mnie.

O piątej postanowił iść na spacer. Kiedy szedł przez foyer, zawołał go zastępca kierownika i wręczył mu niewielką, zapakowaną w brązowy papier paczuszkę.

– To dla pana, panie Blitz. Pięć minut temu zostawił ją posłaniec.

Barney wziął paczkę, usiadł na jednym ze skórzanych foteli i otworzył ją. Wewnątrz znajdowało się pudełko obciągnięte czerwoną skórą, a w środku pudełka leżał srebrny scyzoryk z wygrawerowanymi inicjałami B.B.

Do scyzoryka przywiązana była mała karteczka, na której skreślono następujące słowa: „Dla pana Barneya Blitza, z życzeniami wszelkiej pomyślności, Sara Sutter".

Nóż był najwłaściwszym prezentem dla Barneya. Jeszcze tego samego dnia zaciął się nim do kości.

Joel powiedział mu później, że cierpienia, jakie musiał znosić podczas podróży przez góry Drakensberg, były niczym w porównaniu z bólem, jaki mu zadał sir Thomas Sutter. Sir Thomas Sutter musiał ponownie złamać mu nogę i biodro, wyciąć zbędne kawałki kości i zestawić je najlepiej, jak tylko potrafił. Żebra były w porządku, same się zrosły prawidłowo, ale obojczyk trzeba było złamać i nastawić jeszcze raz. Kiedy Barneyowi po raz pierwszy pozwolono zobaczyć się z Joelem, w środę wieczór, Joel leżał na wyciągu. Miał bladą twarz, a zmysły przytępione przez morfinę. Zapytał jedynie:

– Jak się czuje mama?

Sir Thomas Sutter czekał w sąsiednim pokoju w towarzystwie dwóch asystentów.

– Pański brat będzie żył. Dzięki Bogu będzie również chodził, z tym że o lasce. Muszę przyznać, że to był najbardziej interesujący i najtrudniejszy przypadek w mojej karierze. W Anglii rzadko się zdarza, żeby operować tak poważnie poturbowanego pacjenta po sześciu tygodniach od wypadku.

– Jestem panu bardzo wdzięczny – powiedział Barney.

– To ja jestem panu wdzięczny, że go pan tutaj przywiózł. W ten sposób koniec wakacji spędziłem bardzo rekreacyjnie. Proszę mi wybaczyć, że nieszczęście pańskiego brata nazywam rekreacją.

– Prawdopodobnie to jest najwłaściwsze słowo – uspokoił go Barney.

– To doskonale – powiedział sir Thomas. – Koniecznie proszę przyjść dzisiaj wieczorem, żeby zjeść z nami kolację. Moja wnuczka absolutnie nalega, żeby pan przyszedł, ja także. Przypuszczam, że podadzą znowu indyka na zimno. Szczerze mówiąc, Gerald okazał się rozrzutnym człowiekiem i zamówił indyka wielkości strusia; będziemy go jeść w postaci curry i krokietów do marca. Wcale bym się nie zdziwił. Niech się męczą, ja wracam do Londynu zaraz po Nowym Roku.

– Czy mam dosyć czasu, żeby się przebrać? – zapytał Barney.