Burak stroni od Cebuli,
A Cebula doń się czuli:
– Mój Buraku, mój czerwony,
Czybyś nie chciał takiej żony?
Burak tylko nos zatyka:
– Niech no pani prędzej zmyka,
Ja chcę żonę mieć buraczą,
Bo przy pani wszyscy płaczą.
– A to feler –
Westchnął Seler.
Naraz słychać głos Fasoli:
– Gdzie się pani tu gramoli?!
– Nie bądź dla mnie taka wielka! –
Odpowiada jej Brukselka.
– Widzieliście, jaka krewka! –
Zaperzyła się Marchewka.
– Niech rozsądzi nas Kapusta!
– Co, Kapusta?! Głowa pusta?!
A Kapusta rzecze smutnie:
– Moi drodzy, po co kłótnie,
Po co wasze swary głupie,
Wnet i tak zginiemy w zupie!
– A to feler –
Westchnął Seler.
Arbuz
W owocarni arbuz leży
I złośliwie pestki szczerzy;
Tu przygani, tam zaczepi.
– Już byś przestał gadać lepiej,
Zamknij buzię,
Arbuzie!
Ale arbuz jest uparty,
Dalej sobie stroi żarty
I tak rzecze do moreli:
– Jeszcześmy się nie widzieli,
Pani skąd jest?
– Jestem Serbka…
– Chociaż Serbka, ale cierpka!
Wszystkich drażnią jego drwiny,
A on mówi do cytryny:
– Pani skąd jest?
– Jestem Włoszka…
– Chociaż Włoszka, ale gorzka!
Gwałt się podniósł na wystawie:
– To zuchwalstwo! To bezprawie!
Zamknij buzię,
Arbuzie!
Lecz on za nic ma owoce,
Szczerzy pestki i chichoce.
Melon dość już miał arbuza,
Krzyknął: – Głupiś! Szukasz guza!
Będziesz miał za swoje sprawki!
Runął wprost na niego z szafki,
Potem stoczył go za ladę
I tam zbił na marmoladę.
Pomidor
Pan pomidor wlazł na tyczkę
I przedrzeźnia ogrodniczkę.
– Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Oburzyło to fasolę:
– A ja panu nie pozwolę!
Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Groch zzieleniał aż ze złości:
– Że też nie wstyd jest waszmości!
Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Rzepa także go zagadnie:
– Fe! Niedobrze! Fe! Nieładnie!
Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Rozgniewały się warzywa:
– Pan już trochę nadużywa.
Jak pan może,
Panie pomidorze?!
Pan pomidor zawstydzony,
Cały zrobił się czerwony
I spadł wprost ze swojej tyczki
Do koszyczka ogrodniczki.
Koziołeczek
Posłał kozioł koziołeczka
Po bułeczki do miasteczka.
Koziołeczek ruszył w drogę,
Wtem się natknął na stonogę.
Zadrżał z trwogi, no i w nogi –
Gaik, steczka, mostek, rzeczka,
A tam czekał ojciec srogi
I ukarał koziołeczka:
– Taki tchórz! Taki tchórz!
Ledwo wyszedł, wrócił już!
Ładne rzeczy! Ładne rzeczy!
A koziołek tylko beczy:
– Jak nie uciec, ojcze drogi,
Przecież sam rozumiesz to:
Ja mam tylko cztery nogi,
A stonoga ma ich sto!
Posłał kozioł koziołeczka
Po ciasteczka do miasteczka.
Koziołeczek mknie raz-dwa-trzy.
Nagle staje, nagle patrzy:
Chustka wisi na parkanie –
Koziołeczek tedy w nogi!
I znów dostał w domu lanie,
Bo był ojciec bardzo srogi:
– Taki tchórz! Taki tchórz!
Ledwo wyszedł, wrócił już!
Ładne rzeczy! Ładne rzeczy!"
A koziołek tylko beczy:
– Jak nie uciec, ojcze drogi,
Czyż jest słuszna kara twa?
Chustka ma wszak cztery rogi,
A ja mam zaledwie dwa!
Prot i Filip
Prot i Filip lat już wiele
Słyną jak przyjaciele.
Czy wesele, czy też stypa,
Prot nie pójdzie bez Filipa,
Nie opuści Filip Prota,
Choćby dostał worek złota.
Gdy się zdarzy jakaś bieda,
Prot Filipa skrzywdzić nie da,
Kiedy Prota zmoże grypa,
Już przy Procie masz Filipa.
Dość, że wszyscy wiedzą o tym:
Prot z Filipem, Filip z Protem.
Lecz i przyjaźń czasem bywa
Niesłychanie uciążliwa.
Filip chował rybki złote,
A tu Prot umyślił psotę:
Wziął i wszystkie zjadł w potrawce.
Filip, zły, chce znaleźć sprawcę,
Caluteńki dom przetrząsa,
A Prot śmieje się spod wąsa:
– Ach, Filipie, ach, Filipie,
Trzeba znać się na dowcipie!
Raz gotował Filip flaki,
A Prot wpadł na pomysł taki,
Że podrzucił mu do garnka
Stary kalosz. Filip sarka,
Obwąchuje całą kuchnię,
A tu obiad gumą cuchnie.
Filip wzdycha i narzeka,
A Prot woła już z daleka:
– Ach, Filipie, ach, Filipie,
Trzeba znać się na dowcipie!
Filip dostał raz po dziadku
Pozłacany fotel w spadku,
Mówił tedy wszystkim dumnie:
– To najlepszy mebel u mnie.
Prota nudził spokój błogi,
Więc w fotelu podciął nogi,
Potem rzecze: – Przyjacielu,
Usiądź sobie w tym fotelu.
Filip usiadł, a tu właśnie
Fotel pod nim jak nie trzaśnie!