Był już środek dnia i wszyscy w obozowisku mieli wrażenie, że wisi nad nimi coś złego. Cała Drużyna Myśliwych wróciła z równiny, na której przebywała tak krótko, że nie zdołała nawet wytropić zwierzyny łownej, a co dopiero na nią zapolować. Wszyscy członkowie Drużyny, a było ich siedmiu, siedzieli skułem i ponurzy, trapiąc się tym, że zbliża się chyba wojna i zastanawiając się, co ta wojna będzie dla nich oznaczała. Kobiety Bogini, wypakowawszy trzy święte czaszki niedźwiedzie i umieściwszy je na kamiennych półkach ponad sanktuarium Bogini, kucały przed nimi nagie i namaszczone tłuszczem niedźwiedzim, krwią wilka i miodem, i recytowały śpiewnie specjalne modlitwy mające natchnąć plemię wielką mądrością w czasie wielkiego zagrożenia. Matki zebrały pod swe opiekuńcze skrzydła wszystkie małe dzieci, jak gdyby spodziewały się, że Inni mogą zaatakować w każdej chwili. Większe dzieci natomiast przyczaiły się na obrzeżu ich kręgu, przestraszone i niepewne.
A starsi mężczyźni-mędrcy i znakomitości plemienia — udali się wszyscy na mały wzgórek za obozowiskiem, żeby omówić strategię postępowania. Byli tam Srebrny Obłok i Jeżdżący na Mamucie, i jednooki, garbaty Walczący Jak Lew, i tłusty, powolny Cuchnący Wół Piżmowy. Od ich decyzji miał zależeć los plemienia.
Kiedy Inni wkroczyli na tereny myśliwskie plemienia na zachodzie i kiedy stało się jasne, że nic, co zrobiłby Lud, nie wypłoszyłoby ich stamtąd, starszyzna zadecydowała, że najlepiej będzie pójść na wschód.
— Bogini postanowiła dać ziemie na zachodzie Innym — stwierdził Cuchnący Wół Piżmowy. — Ale zimne tereny na wschodzie należą do nas. Bogini chce, żebyśmy się tam udali i żyli tam w pokoju.
Pozostali się z nim zgodzili. Kobiety Bogini rzuciły kamienie przeznaczenia i kamienie poparły zdanie mężczyzn.
Więc Lud przeniósł się na te tereny. Ale teraz Inni najwyraźniej pojawili się i tutaj.
Co teraz zrobimy? — zastanawiała się Ta Która Wie. Moglibyśmy pójść na południe, do ciepłych krain. Jednak w ciepłych krainach jest już na pewno pełno Innych. Czy wobec tego powinniśmy pójść na północ, tam, gdzie znajdują się straszne pola lodowe? Z pewnością Inni są zbyt delikatni i nie mogą żyć w takich okolicach.
Ale my też jesteśmy na to zbyt delikatni — pomyślała Ta Która Wie. — Tak, na pewno jesteśmy zbyt delikatni.
Poczuła, że ogarnia ją wielki smutek. Przywędrowali tu z daleka. Trudy podróży osłabiły ją. Wiedziała, że Srebrny Obłok też jest zmęczony, i nie tylko on, także wielu innych. Teraz należało odpocząć, zebrać zapasy mięsa i orzechów na zimę, nabrać sił. Wyglądało jednak na to, że będą musieli znowu wędrować, że nie będą mogli odpocząć, że nie będą mieli chwili spokoju. Dlaczego tak się działo? Czy na tym ogromnym pustkowiu nie było miejsca, w którym mogliby się zatrzymać i zaczerpnąć tchu?
Ta Która Wie nie znała odpowiedzi. Ani na to pytanie, ani na żadne inne. Wbrew imieniu, które sobie nadała, nie potrafiła rozwiązać wiecznie ją gnębiącego problemu Innych. Nie potrafiła też dać sobie rady z wyzwaniami i tajemnicami własnego życia.
Była jedyną członkinią plemienia, która nie miała swego miejsca i która nie pełniła żadnej określonej funkcji. Jak większość dziewcząt, wyrosła w przeświadczeniu, że będzie matką, ale za długo czekała z wzięciem sobie towarzysza życia, gdyż wolała być wolna i móc się włóczyć. Czasami nawet chodziła z mężczyznami na polowania. Kiedy w końcu — bardzo późno, bo w dwudziestym roku życia — zgodziła się wziąć sobie za towarzysza Ciemny Wiatr, z jej łona wychodziły jedynie martwe dzieci. A później straciła i Ciemny Wiatr. Przyszła bowiem czarna zaraza i zabrała go w ciągu jednego popołudnia.
Ta Która Wie była wtedy jeszcze bardzo piękna, ale po śmierci Ciemnego Wiatru żaden z mężczyzn nie mających jeszcze towarzyszki życia jej nie chciał. Żaden jej nie chciał, mimo że była piękna. Mężczyźni wiedzieli, że jej łono jest miejscem zabijającym dzieci. Jakąż więc wartość przedstawiała sobą jako towarzyszka życia? Zresztą śmierć Ciemnego Wiatru była dowodem na to, że prześladuje ją pech. Tak więc została sama i miała być sama zawsze, miała pozostać nie tknięta przez mężczyzn — ona, która kiedyś miewała tylu chłopców. I miała nigdy nie stać się jedną z Matek.
Nie mogła także zostać Kobietą Bogini, bo kpiną byłoby, gdyby Bogini i wszystkiemu temu, co Ona reprezentowała, służyła kobieta bezpłodna. A poza tym tajemnice Kobiet Bogini trzeba było poznawać, zanim z dziewczęcych lędźwi popłynęła pierwsza krew. Bez sensu byłoby, gdyby starzejąca się dwudziestopięcioletnia kobieta, która w ciągu kolejnych pięciu lat urodziła pięcioro martwych dzieci, została Kobietą Bogini.
Tak więc Ta Która Wie nie została ani Matką, ani Kobietą Bogini, co oznaczało, że jest niczym. Robiła to, co zwykle robią kobiety: skrobała skóry, gotowała posiłki, zajmowała się chorymi i opiekowała się dziećmi. Nie miała jednak towarzysza życia i nie należała do żadnej Grupy, co czyniło z niej niemal obcą pośród własnego Ludu. Jedyną jej nadzieją było to, że Ta Co Przechowuje Przeszłość umrze, a ona zostanie kronikarką plemienia. Ta Co Przechowuje Przeszłość była kobietą taką jak ona: nie była ani Matką, ani kapłanką, była natomiast najbliższą przyjaciółką Tej Która Wie. Ta Co Przechowuje Przeszłość miała czterdzieści lat, była najstarszą kobietą plemienia, a mimo to zachowała smukłość i wigor. Natomiast Ta Która Wie, o osiem lat młodsza od niej, stawała się już staruszką. Zaczynała myśleć, że przeznaczone jej jest zwiędnąć, uschnąć i umrzeć, zanim Ta Co Przechowuje Przeszłość przekaże jej pałeczki do mierzenia czasu i uda się do Bogini.
Życie Tej Która Wie było życiem pełnym smutku. Ale skrywała ten smutek przed innymi. Niech się jej boją, niech czują do niej niechęć. Nie dopuści do tego, żeby się nad nią litowali.
Teraz stała jak zwykle sama i patrzyła na pozostałych skupionych w grupach. Wszyscy oni, podobnie jak i ona, stali bezradni w obliczu zagrożenia ze strony Innych. Ale oni przynajmniej byli razem. Z faktu, że są w grupie, czerpali pocieszenie.
— Oto jest ta, której szukamy! — krzyknął Płonące Oko. — Ta Która Wie powinna wraz z nami walczyć przeciwko Innym!
— Ta Która Wie! Ta Która Wie! — wołali ochryple członkowie Drużyny Myśliwych.
Kpili z niej oczywiście. Czyż nie czynili tego zawsze? Czyż każdy z tych mężczyzn po kolei nie odrzucił jej po śmierci Ciemnego Wiatru, kiedy miała nadzieję, że znajdzie nowego towarzysza?
Mimo to podeszła i stanęła nad nimi, uśmiechając się dziko, podczas gdy oni kulili się, tworząc krąg na zamarzniętej ziemi.
— Tak — odezwała się. — To dobry pomysł. Potrafię walczyć tak jak każdy z was.
Wyciągnęła rękę tak szybko, że nikt nie mógł jej powstrzymać, i chwyciła włócznię Płonącego Oka. Płonące Oko stęknął z wściekłością i skoczył ku niej, ale ona zręcznie chwyciła włócznię, tak jak chwytają ją myśliwi i przytknęła krzemienny grot do brzucha Płonącego Oka. Płonące Oko spojrzał na nią, wybałuszając oczy. Był wzburzony. Nie tylko dlatego, że popełnione zostało świętokradztwo, bo kobieta trzymała jego włócznię, ale także dlatego, że myślał, iż ona naprawdę wepchnie mu tę włócznię w brzuch.
— Daj mi to — powiedział ochryple.
— Zobacz, Płonące Oko, ona umie ją trzymać — odezwał się Drzewo Wilków.
— Tak. Wiem też jak się nią posługiwać.
— Daj mi ją.
Ta Która Wie znowu dźgnęła Płonące Oko włócznią. Myślała, że mężczyzna wpadnie w szał, bo twarz miał purpurową, a po policzkach spływał mu pot. Wszyscy się śmiali. Płonące Oko rzucił się w stronę włóczni, a Ta Która Wie cofnęła się tak, że nie mógł do niej dosięgnąć. Rozwścieczony, splunął w jej stronę i złożonymi dłońmi zrobił znak oznaczający przekleństwo. Ta Która Wie uśmiechnęła się szeroko.