Выбрать главу

— No to teraz już wiesz. Nie ma w niej prawdy. Ani odrobiny.

Mimo to Srebrnego Obłoka oczy miały dziwny wyraz. Jego wściekłość przygasła, a on sam jakby wycofał się w głąb siebie. Kobieta Bogini nie wiedziała jak zinterpretować to zamknięcie się w sobie. O czym on myśli? — zastanowiła się.

Ale nie, zreflektowała się. Nie. To nie może być to. Znała go dobrze. Był twardy, nieugięty, potrafił być brutalny, ale tego by nie zrobił. Dziecka by nie zabił.

— Chcę, żebyś bardzo dobrze rozumiał moje stanowisko — powiedziała Kobieta Bogini z całą mocą, na jaką się mogła zdobyć. — W naszym plemieniu są być może mężczyźni, którzy uważają, że złożenie w ofierze dziecka będzie dla nas dobre. I coś mi się widzi, że mogą przekonać cię o tym, zanim dotrzemy do Miejsca Trzech Rzek. Ale ja na to nie pozwolę. Jestem gotowa rzucić najcięższą klątwę Bogini na każdego, kto zaproponuje taką rzecz. Będzie to klątwa niedźwiedzia, najbardziej mroczna ze wszystkich. Bez wahania odetnę tego człowieka od dopływu łaski Bogini…

— Uspokój się, Kobieto Bogini. Złościsz się bez powodu. Nikt nie mówi o składaniu ofiar z dzieci. Nikt. Kiedy znajdziemy się w Miejscu Trzech Rzek, złapiemy koziorożca albo kozicę, albo porządnego czerwonego łosia i jak zawsze ofiarujemy Bogini mięso tego zwierzęcia. I na tym koniec. Więc uspokój się. Uspokój się, mówię ci. Awanturujesz się o coś, czego, jak wiesz, nigdy nie pozwoliłbym zrobić. Wiesz dobrze, że bym na to nie pozwolił, Kobieto Bogini.

— W porządku — powiedziała. — Koziorożec. Kozica.

— Oczywiście — potwierdził Srebrny Obłok. Uśmiechnął się do niej szeroko i wyciągnął rękę, chcąc serdecznie uścisnąć jej ramię. Kobiecie Bogini zrobiło się bardzo głupio. Jak mogła w ogóle przypuszczać, że Srebrnemu Obłokowi przyszedł do głowy tak barbarzyński pomysł?

Odeszła, uklękła nad małym strumieniem i obmyła sobie rozpalone czoło zimną wodą.

Już później, przed południem, kiedy plemię podjęło ponownie swój marsz, Kobieta Bogini podeszła do Tej Która Wie i powiedziała:

— Rozmawiałam ze Srebrnym Obłokiem. Wiedział tyle co ja o tym projekcie złożenia dziecka w ofierze. I myśli o tym to samo co ja. I co ty. Nigdy by na to nie pozwolił.

— Są tu tacy, co myślą inaczej.

— Kto na przykład?

Ta Która Wie pokręciła tajemniczo głową.

— Nie wymienię żadnych imion. Ale oni uważają, że Bogini nie będzie zadowolona, jeżeli nie damy jej jednego z naszych dzieci.

— Jeżeli tak uważają, to nie rozumieją wcale Bogini. Przestań o tym myśleć, dobrze? To pusta gadanina. Gadanina głupców.

— Miejmy nadzieję — powiedziała Ta Która Wie ponuro, gdyż była pełna złych przeczuć.

Maszerowali przed siebie. Stopniowo Kobieta Bogini przestała myśleć o całej sprawie. To, że Ta Która Wie nie chciała wymienić imion, wzbudziło jej podejrzenia. Bardzo prawdopodobne, że historia została wyssana z palca. Być może Ta Która Wie wymyśliła to wszystko. Może była chora na głowę. Może dobrze by wysłać ją na samotną pielgrzymkę, żeby oczyściła duszę z takich wyobrażeń. Ofiara z dziecka! Niewiarygodne!

Kobieta Bogini zapomniała o całej sprawie. Tygodnie mijały, a Lud maszerował na zachód, wracał w stronę Miejsca Trzech Rzek, a ciepło letniej pory zanikało coraz bardziej.

W końcu znaleźli się na pochyłym zboczu, z którego widać było Trzy Rzeki. Długi marsz powrotny prawie dobiegał kresu. Ścieżka prowadziła stopniowo w dół, z jednego poziomu zbocza na drugi. A w dole, w zasnutej mgłą dolinie, widać było błyszczącą wodę Trzech Rzek.

Było już po południu i Lud zaczynał myśleć o rozbiciu obozu. I wtedy zdarzyła się rzecz dziwna.

Kobieta Bogini znajdowała się w początkowej części maszerującego szeregu. Po jednej stronie miała Drzewo Wilków, a po drugiej Płonące Oko — obaj pomagali jej nieść święte rzeczy. Nagle, tuż przy ścieżce zrobiło się bardzo jasno. Roziskrzyło się intensywne światło. Kobieta Bogini zobaczyła oślepiające czerwone i zielone błyski, świetliste pętle i rozpaloną biel w samym środku. Białe światło poruszało się. Unosiło się i obniżało, wirując równocześnie.

Patrząc na nie, poczuła, że bolą ją oczy. Podniosła rękę, by je osłonić. Wszyscy naokoło wydawali okrzyki przerażenia.

Potem światło zniknęło — tak nagle jak się pojawiło. W powietrzu obok ścieżki nic nie było widać. Kobieta Bogini stała nieruchomo, mrugając. Oczy ją bolały, a w głowie wirowały pomieszane myśli.

— Co to było? — zapytał ktoś.

— Co się teraz stanie?

— Ratuj nas, Srebrny Obłoku!

— Kobieto Bogini! Kobieto Bogini, powiedz nam, co to było!

Kobieta Bogini zwilżyła wargi.

— To Bogini przechodziła obok nas — zaimprowizowała z rozpaczą. — To był… to był skraj jej szaty.

— Tak — odpowiedzieli. — To Bogini. To była Bogini. To musiała być Bogini.

Przez chwilę wszyscy milczeli. Chcąc zachować ostrożność, zamarli w bezruchu i czekali. Pragnęli się przekonać, czy Bogini ma zamiar wrócić. Nie zdarzyło się jednak nic niezwykłego.

Nagle Ta Która Wie zawołała:

— Tak, to była Bogini. Ona zabrała Twarz Naznaczoną Ogniem z Nieba!

— Co takiego?

— Kiedy pojawiło się światło, on był tutaj, tuż za mną. Teraz go nie ma.

— Nie ma go? Zniknął? Gdzie? Jak?

— Szukajcie go! — krzyknął ktoś. — Znajdźcie go! Twarz Naznaczona Ogniem z Nieba! Twarz Naznaczona Ogniem…

Zrobiło się straszne zamieszanie. Kręcili się w kółko. Był to bezładny ruch bez celu, dla samego ruchu. Kobieta Bogini słyszała, jak Srebrny Obłok usiłuje wszystkich uspokoić. Najbardziej poruszone były Matki — ich krzyk górował nad wszystkimi innymi dźwiękami. Biegały w kółko, płacząc i wymachując rękami.

Przez chwilę Kobieta Bogini nie mogła sobie przypomnieć, kto był prawdziwą matką Twarzy Naznaczonej Ogniem z Nieba. Potem przypomniała sobie, że była nią Czerwony Dym o Wschodzie Słońca, która cztery lata wcześniej urodziła tego chłopca z zygzakowatym znamieniem w kształcie błyskawicy. Ale Matki wychowywały wszystkie dzieci plemienia razem i było im prawie wszystko jedno, która sprowadziła na świat które dziecko. Mleczne Źródło, Piękny Śnieg i Jezioro Zielonego Lodu były tak samo przerażone zniknięciem chłopca jak Czerwony Dym o Wschodzie Słońca.

— Musiał zejść ze ścieżki — powiedział Góra o Zwalonym Wierzchołku. — Pójdę go poszukać.

— On był tutaj — stwierdziła kwaśno Ta Która Wie. — To światło go połknęło.

— Widziałaś to?

— Był za mną, kiedy się to stało. Ale nie tak daleko ode mnie, żeby mógł się zgubić. To światło go zabrało. Tak, światło.

Jednakże Góra o Zwalonym Wierzchołku upierał się przy tym, żeby wrócić i poszukać chłopca. Ale na nic się to nie zdało. Po chłopcu nie było śladu. Poszukiwania trwające godzinę nic nie dały. Nie znaleźli nawet odcisku stopy. A tymczasem zaczęło się robić bardzo ciemno.

— Musimy iść dalej — powiedział Srebrny Obłok. — Tutaj nie można rozbić obozowiska.

— Ale Twarz Naznaczona Ogniem z Nieba…

— Zniknął — stwierdził nieubłaganie Srebrny Obłok. — Zniknął, wtopił się w światło Bogini.

— Światło Bogini! Światło Bogini!

Ruszyli w dalszą drogę. Kobieta Bogini była jak odurzona. Patrzyła prosto w migoczący blask. Bolały ją jeszcze od tego oczy. Kiedy je zamykała, widziała wzory z pływających purpurowych punkcików. Ale czy to naprawdę była Bogini? Kobieta Bogini nie wiedziała. Nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego. I miała nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczy.