Выбрать главу

— Biedny chłopczyk — wymruczała. — Biedny, przestraszony, mały chłopczyk.

Pogłaskała go po głowie, po jego szorstkich, splątanych, przypominających szczecinę włosach, które parę godzin temu wydały jej się takie nieprzyjemne. Teraz były tylko niezwykłe. Chłopiec zesztywniał, kiedy go dotknęła, ale zaraz potem zauważyła, że się odprężył.

— Biedactwo — powiedziała. — Chodź do mnie.

Chłopiec mlasnął cicho. A następnie zamruczał niegłośno. Jego pomruk był łagodnym burczeniem oznaczającym, że jest niezadowolony.

Panna Fellowes usiadła na podłodze tuż koło niego i jeszcze raz pogłaskała go po głowie. Powoli, rytmicznie. Widać było, że ciało chłopca rozluźnia się. Może nikt nigdy nie głaskał go po głowie — tam, w tym dzikim prehistorycznym świecie, który pozostawił za sobą? Wyglądało na to, że podoba mu się to głaskanie. Panna Fellowes — delikatnie i czule — bawiła się jego włosami. Przygładzała je, prostowała, wyjmowała spomiędzy nich jakieś paprochy, przeważnie jednak gładziła mu czubek głowy ruchem powolnym, prawie hipnotyzującym.

Pogłaskała go po policzku i po ręce. Pozwolił na to.

Zaczęła cicho, powoli i łagodnie śpiewać piosenkę, piosenkę bez słów, powtarzającą się melodię, którą znała od dzieciństwa i którą śpiewała wielu zaburzonym dzieciom, żeby je ukoić, uspokoić.

Chłopiec podniósł głowę i w półmroku wpatrywał się w jej usta. Wyglądał tak, jakby te dźwięki go zastanawiały.

Panna Fellowes przyciągnęła go bliżej do siebie, objęła. Nie stawiał oporu. Powoli przytknęła mu rękę do skroni i delikatnie położyła jego głowę na swoim ramieniu. Wsunęła rękę pod jego uda i harmonijnym, niespiesznym ruchem uniosła go i posadziła sobie na kolanach.

Śpiewała dalej — tę samą spokojną, wznoszącą się i opadającą melodię. Powtarzała ją, kołysząc się w tył i w przód, w tył i w przód.

Chłopiec przestał płakać.

Po chwili, słysząc jego regularny oddech, panna Fellowes zorientowała się, że śpi.

Bardzo ostrożnie popchnęła łóżeczko kolanem i przysunęła je z powrotem do ściany. Położyła na nim chłopca. Przykryła. Czy on kiedyś spał pod kołdrą? Bo z pewnością nie spał w łóżku! Otuliła go i stała nad nim przez chwilę, przyglądając mu się. Jego twarz we śnie była cudownie spokojna.

Teraz jakoś nie przeszkadzało jej to, że jest taki brzydki. Naprawdę jej nie przeszkadzało.

Wyszła z pokoju na palcach. Przy drzwiach zatrzymała się i pomyślała: A co będzie, jeżeli on się obudzi?!

Może się przestraszyć i to bardziej niż poprzednio. Bo będzie się spodziewał, że ona jest przy nim, a tymczasem okaże się, że jej nie ma. Nie wiedząc, gdzie ona jest, może wpaść w popłoch, w jakiś szał.

Panna Fellowes zawahała się, walcząc niezdecydowanie ze sobą. Stanęła znowu przy łóżku i przyjrzała się śpiącemu chłopcu. Potem westchnęła. Mogła zrobić tylko jedno. Ostrożnie położyła się obok chłopca.

Łóżko było dla niej o wiele za małe. Musiała podciągnąć nogi aż pod brodę. Jej lewy łokieć był przyciśnięty do ściany. Nie chcąc przeszkadzać chłopcu, musiała się zwinąć i przyjąć bardzo niewygodną pozycję. Leżała całkiem rozbudzona, skulona i wygięta i czuła się jak Alicja w Krainie Czarów po napiciu się z buteleczki. No dobrze, dzisiejszej nocy nie będzie więc wcale spała. Ale to jest pierwsza noc. Później będzie łatwiej. Bywają rzeczy ważniejsze niż sen.

Poczuła, że coś dotyka jej dłoni. Były to palce dziecka. Dotykał jej przez sen. Jego mała szorstka rączka wsunęła się w jej dłoń.

Panna Fellowes uśmiechnęła się.

* * *

Obudziła się, drgnąwszy mocno. Zaczęła się zastanawiać, gdzie jest i dlaczego jest taka sztywna i obolała. Poczuła nieznany zapach jakiejś drugiej osoby. A poza tym miała świadomość, że czyjeś ciało przyciska się do jej ciała. Zaskoczyło ją to.

Omal nie krzyknęła. Z jej gardła wydobył się głuchy bulgot.

Chłopiec siedział i patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Brzydki mały chłopiec, dziecko wyrwane z zamierzchłej epoki. Małe neandertalskie dziecko.

Dopiero po dłuższej chwili panna Fellowes zdołała sobie przypomnieć, że położyła się z nim do łóżka. Później przypomniała jej się reszta. Zrozumiała, że mimo wszystko udało jej się zasnąć. A teraz był ranek.

Patrząc chłopcu w oczy, wyciągnęła powoli jedną nogę i ostrożnie dotknęła nią podłogi. Potem zrobiła to samo z drugą. Mięśnie miała napięte, trzymała ręce w pogotowiu na wypadek, gdyby chłopiec wpadł w panikę.

Szybko i z niepokojem rzuciła okiem w stronę otwartego sufitu. Czy oni ją obserwują? Czy kamery podpatrują, jak ona, z mętnym wzrokiem, zaczyna nowy dzień?

Nagle krótkie i grube palce chłopca dotknęły jej warg. Chłopiec coś powiedział: dwa razy mlasnął i wydał jeden pomruk.

Panna Fellowes mimo woli cofnęła się. Spojrzała na chłopca. Zadrżała lekko. Nienawidziła za to samej siebie, ale nie mogła nic na to poradzić. W świetle dnia chłopiec był strasznie brzydki.

Znowu coś powiedział. Otworzył usta i pokazał gestem, że coś z nich wychodzi.

Nie było trudno domyślić się, co to znaczy. Drżącym głosem panna Fellowes zapytała:

— Chcesz, żebym znowu zaśpiewała? Tak? Chłopiec nic nie powiedział, ale wpatrywał się w jej usta. Głosem drżącym i trochę fałszując panna Fellowes zaczęła śpiewać tę piosenkę, którą rzuciła wieczorem. Brzydki mały chłopiec uśmiechnął się. Wydawało się, że rozpoznaje melodię. Kołysał się niezdarnie mniej więcej w jej rytm, wymachując rękami. Wydał ciche bulgotanie, które mogło być zaczątkiem śmiechu.

Panna Fellowes westchnęła w duchu. Muzyka swoim czarem może ukoić dziką bestię. No dobrze, cokolwiek byłoby w stanie…

— Poczekaj — powiedziała. — Niech się trochę ogarnę. To zajmie tylko chwilę. A potem zrobię ci śniadanie.

Umyła twarz i uczesała się, mając przez cały czas dojmującą świadomość, że nad jej głową brakuje sufitu i że patrzą na nią niewidzialne elektroniczne oczy. A może nie tylko elektroniczne? — pomyślała.

Chłopiec pozostał w łóżku. Patrzył w jej stronę. Był spokojny. Wściekła furia, jakiej pokaz dał w ciągu swoich pierwszych paru godzin w dwudziestym pierwszym wieku, zniknęła. Panna Fellowes machała mu ręką za każdym razem, kiedy stawała twarzą do niego. W końcu i on odpowiedział jej tym samym — niezdarnym lecz uroczym gestem, który ją zaskoczył i na widok którego poczuła przyjemny dreszcz.

— Dobrze by było zjeść coś solidnego, prawda? Co myślisz o płatkach owsianych na mleku? — powiedziała, kiedy skończyła toaletę.

Uśmiechnął się prawie tak jak ktoś, kto rozumie. Prawie.

Przygotowanie owsianki — podgrzanie jej w kuchence mikrofalowej — zajęło tylko chwilę. Potem panna Fellowes skinęła na chłopca.

Nie miała sposobu, żeby stwierdzić, czy zrozumiał jej gest, czy zwabił go zapach, ale zobaczyła, że wstaje z łóżka i ciężkim krokiem podchodzi do niej. Jego nogi były niezmiernie krótkie w porównaniu z krępym tułowiem, wskutek czego wydawały się bardziej krzywe, niż były w rzeczywistości.

Chłopiec spojrzał na podłogę. Najwyraźniej spodziewał się, że ona postawi miskę z owsianką u jego stóp i że będzie mógł tę owsiankę wylizać.

— Nie — powiedziała panna Fellowes. — Teraz jesteś cywilizowanym, małym chłopcem. Albo przynajmniej się nim staniesz. Cywilizowani mali chłopcy nie jedzą z podłogi.