Uspokajanie chłopca zajęło jej kilka minut. Stopniowo jego drżące ciałko przestało być takie napięte, stopniowo wyraz przerażenia zniknął z jego twarzy.
Konferencja prasowa! — pomyślała z goryczą panna Fellowes. — Konferencja prasowa czterolatka. Biedne, cierpiące dziecko! Co oni mu jeszcze zrobią?
Po pewnym czasie panna Fellowes wyszła z pokoju w głębi zaczerwieniona z oburzenia i zamknęła za sobą drzwi. Trójka dziennikarzy wciąż tłoczyła się w ograniczonej przestrzeni na zewnątrz kopuły. Panna Fellowes przekroczyła granicę pola statycznego i stanęła oko w oko z nimi.
— Mają mieli państwo dosyć? — zapytała. — Naprawianie tego, co państwo zrobili, zajmie mi całe popołudnie. Całe popołudnie upłynie, zanim chłopiec odzyska spokój ducha. Proszę już iść, dobrze?
— Mamy jeszcze kilka pytań, panno Fellowes. Jeżeli nie ma pani nic przeciwko temu.
Panna Fellowes popatrzyła na Hoskinsa, spodziewając się od niego jakiejś wskazówki. Hoskins wzruszył ramionami i uśmiechnął się blado, jakby chciał jej doradzić, żeby była cierpliwa.
— Chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś o pani — powiedziała dziennikarka z Agencji Reutera.
— Jeżeli pani sobie życzy, możemy dostarczyć kopię dokumentów stwierdzających, jakie panna Fellowes ma kwalifikacje — wtrącił się szybko Hoskins.
— Tak, proszę o to.
— Czy panna Fellowes jest specjalistką od podróży w czasie?
— Panna Fellowes jest doświadczoną pielęgniarką — wyjaśnił Hoskins. — Sprowadziliśmy ją do instytutu specjalnie po to, żeby zajęła się Timmiem.
— A co mają państwo zamiar zrobić z … Timmiem? — zapytał dziennikarz z Timesa.
— No więc — powiedział Hoskins — z mojego punktu widzenia głównym celem tego przedsięwzięcia było przekonanie się, czy potrafimy dokonać zaczerpnięcia z ery paleolitycznej w sposób tak dokładny, żeby sprowadzić żywy organizm. Nasze poprzednie sukcesy, jak pan wie, wiązały się z zaczerpywaniem z ery oddalonej o miliony lat, a nie zaledwie o czterdzieści tysięcy. Zaczerpnięcie z odległości czterdziestu tysięcy lat zostało dokonane, a my pracujemy teraz dalej, chcąc udoskonalić naszą technikę tak, żeby było możliwe sprowadzenie organizmów z jeszcze mniejszej odległości. Ale oczywiście mamy teraz tutaj żywe neandertalskie dziecko, stworzenie, które jest prawie człowiekiem, czy raczej stworzenie, które należy uznać za człowieka. Antropologowie i fizjologowie naturalnie bardzo się nim interesują i chłopiec będzie on obiektem intensywnych badań.
— Jak długo będziecie go tu trzymać?
— Aż do chwili, kiedy przestrzeń, którą zajmuje, okaże się bardziej potrzebna niż on sam. Chyba dość długo.
— Czy może go pan wyprowadzić do ogrodu, tak żebyśmy mogli przeprowadzić transmisję subeteryczną i przedstawić naszym widzom doskonałe widowisko? — zapytał dziennikarz z telewizji.
Panna Fellowes głośno odchrząknęła. Ale Hoskins był od niej szybszy.
— Przykro mi, ale dziecko nie może opuścić pola statycznego.
— A co to jest pole statyczne? — spytała pani Crawford z Agencji Reutera.
— Ach — Hoskins pozwolił sobie na przelotny uśmiech. — To wymaga długich wyjaśnień. Myślę,, że państwa czytelnicy wcale nie chcieliby ich czytać. Ale mogę powiedzieć krótko. W polu statycznym czas taki, jakim go znamy, nie istnieje. Te pomieszczenia znajdują się wewnątrz niewidzialnej kopuły, który właściwie nie jest częścią naszego wszechświata. Jest to coś, co można nazwać środowiskiem samowystarczalnym i nienaruszalnym. Dlatego właśnie to dziecko mogło zostać wyrwane z czasu w sposób, w jaki zostało wyrwane.
— Zaraz, chwileczkę — zaoponował Underhill z Time-<<a. — Samowystarczalne, nienaruszalne środowisko? Ale przecież pielęgniarka wchodzi tam i wychodzi stamtąd.
— Każde z państwa mogłoby to zrobić — powiedział Hoskins rzeczowo. — Poruszalibyście się równolegle do siły temporalnej i nie wchodziłaby w grę żadna wielka utrata energii; nie zyskano by też żadnej dużej jej ilości. Jednak dziecko zostało sprowadzone z przeszłości. Przekroczyło linie czasowe w poprzek i jego potencjał temporalny wzrósł. Przeniesienie go do wszechświata, naszego wszechświata, i do naszego własnego czasu spowodowałoby pobór takiej ilości energii, że wszystkie linie energetyczne w instytucie spaliłyby się i prawdopodobnie nastąpiłaby awaria elektryczności w całym mieście. Wraz z chłopcem przybyły tu różne śmieci… kurz, gałązki, | kamyki, takie rzeczy. Zebraliśmy to wszystko i przechowujemy na tyłach kopuły. Kiedy będziemy mieli okazję, poślemy to tam, skąd przybyło. Ale nie odważymy się przenieść chłopca poza pole statyczne.
Dziennikarze gorliwie notowali to, co mówił Hoskins. Panna Fellowes podejrzewała, że nie rozumieją z tego zbyt wiele i że są pewni, że ich czytelnicy czy widzowie także zbyt wiele nie zrozumieją. Ale liczył się fakt, że wszystko brzmi naukowo.
— Czy można będzie dziś wieczorem przeprowadzić i z panem wywiad, panie doktorze? — spytał dziennikarz z Globe Net.
— Myślę, że to się da zrobić — odpowiedział natychmiast Hoskins.
— Ale chłopiec w tym nie weźmie udziału — wtrąciła J panna Fellowes.
— Nie — zgodził się Hoskins. — Chłopiec nie. Będę rad, mogąc odpowiedzieć na wszelkie dalsze pytania. A teraz proszę opuścić to miejsce.
Panna Fellowes bez żalu patrzyła, jak odchodzą.
Zamknęła drzwi, usłyszała cyknięcia elektronicznych zaników i postała przy drzwiach przez moment, zastanawiając się nad tym, co zostało przed chwilą powiedziane.
Jeszcze raz była mowa o wzroście potencjału temporalne-go, o nagłych zmianach mocy, o tym, że uczeni boją się usunąć z pola statycznego te obiekty, które przybyły z przeszłości. Panna Fellowes przypomniała sobie, jaki poruszony był Hoskins, kiedy profesor Adamewski został przyłapany na próbie wyniesienia odłamka skały. Przypomniała też sobie wyjaśnienia, których Hoskins jej wtedy udzielił. Większość z tego, co powiedział, wkrótce stała się dla niej raczej mglista, ale gdy teraz sobie wszystko przypomniała, z ogromną jasnością uświadomiła sobie jedną rzecz — uświadomiła sobie, jaki z tego płynie wniosek, wniosek, nad którym przedtem nie zastanawiała się głębiej.
Otóż Timmie był skazany na to, że nie zobaczy wcale tego świata, do którego — choć nic z tego nie rozumiał ani nie wyraził na to zgody — został siłą wciągnięty. Kopuła miała być jego jedyną rzeczywistością przez cały czas pozostawania w dwudziestym pierwszym wieku.
Timmie jest więźniem i będzie nim zawsze, pomyślała. Nie na mocy arbitralnej decyzji doktora Hoskinsa, ale na mocy nieubłaganych praw rządzących procesem, w trakcie trwania którego został porwany z własnego czasu. Rzecz nie polegała na tym, że Hoskins nie chciał go wypuścić spod kopuły. Hoskins po prostu nie mógł tego zrobić.
Przypomniało jej się, co powiedział tego wieczoru, kiedy przybył Timmie.
„Musi pani tylko pamiętać, że jemu nie wolno wychodzić z tego pomieszczenia. Nigdy. Ani na chwilę. Z żadnego powodu. Nawet gdyby to miało uratować mu życie. Albo pani życie, panno Fellowes”.
Panna Fellowes nie zwróciła wtedy szczególnej uwagi na pobieżne wyjaśnienie, jakiego jej udzielił. „To sprawa energii”, powiedział. „Istnieją prawa zachowania energii, które tu wchodzą w grę”. Wtedy myślała o innych rzeczach, o problemach o wiele bardziej naglących. Ale teraz wszystko było dla niej tak jasne, jak powinno było być. Te małe pokoje w tym domku dla lalek miały na zawsze stanowić granice świata Timmie’ego.
Biedne dziecko. Biedne dziecko.
Panna Fellowes nagle uświadomiła sobie, że Timmie płacze, i pospieszyła, by go pocieszyć.