Выбрать главу

— Mówi pani, że poziom kompetencji językowej u dziecka neandertalskiego jest taki sam jak u dziecka ludzkiego? — spytała Mariannę Levien.

— On j e s t ludzkim dzieckiem.

— Tak. Tak, oczywiście. Ale jest inny. Reprezentuje przecież odrębny podgatunek. I dlatego należałoby się spodziewać różnic w uzdolnieniach intelektualnych tak znacznych jak różnice w wyglądzie fizycznym. Nader prymitywna budowa twarzy…

— Ona nie jest wcale prymitywna, proszę pani — powiedziała panna Fellowes ostro. — Jeżeli pani chce zobaczyć twarz antropoida, niech się pani przyjrzy szympansowi. Timmie ma pewne niezwykłe cechy anatomiczne, ale…

— To pani użyła słowa „antropoid”, a nie ja — odrzekła Mariannę Levien.

— Ale pani to miała na myśli.

— Panno Fellowes! Pani doktor! Proszę! Nie ma powodu, żeby się tak kłócić.

Pani doktor? — pomyślała panna Fellowes, spoglądając na Hoskinsa. No tak, tak, pewnie tak.

— Te małe pomieszczenia… — powiedział Mannheim, rozglądając się. — Czy to cała przestrzeń życiowa chłopca?

— Tak — odrzekła panna Fellowes. — Tam jest jego sypialnia i pokój do zabaw. Posiłki je tutaj, a tam znajduje się jego łazienka. Ja mam tutaj swój pokój, a to jest magazyn.

— On nigdy nie wychodzi?

— Nie — powiedziała panna Fellowes. — Znajdujemy się pod kopułą będącą częścią pola statycznego. On jej nigdy nie opuszcza.

— No to żyje w zamknięciu, zgodzą się państwo?

— To zamknięcie jest absolutną koniecznością — powiedział Hoskins szybko, zbyt szybko. — Są po temu przyczyny techniczne związane z kumulacją potencjału temporalnego, która nastąpiła, gdy chłopiec przemieszczał się w czasie. Gdyby to państwa interesowało, mógłbym sprawę wyjaśnić szczegółowo. Mówiąc krótko, problem sprowadza się do tego, że koszt energii związany z przekroczeniem przez chłopca granicy pola statycznego byłby bardzo wielki.

— Więc, chcąc oszczędzić trochę pieniędzy, macie zamiar trzymać go w nieskończoność w tych trzech małych pokojach? — spytała Mariannę Levien.

— Nie trochę pieniędzy, pani doktor — powiedział J Hoskins, który wyglądał na bardzo zgnębionego. — Powiedziałem, że koszt byłby bardzo wielki. A poza tym chodzi nie tylko o koszt. Przemieszczenie chłopca spowodowałoby problemy energetyczne dla całego obszaru energetycznego. Nie ma problemu, kiedy granice przekraczam ja, czy pani czy panna Fellowes, ale dla Timmie’ego byłoby to… no niemożliwe. Po prostu niemożliwe.

— Jeżeli nauka potrafi opracować metodę sprowadzania dziecka z przeszłości odległej o czterdzieści tysięcy lat — powiedziała pompatycznie Mariannę Levien — to potrafi też opracować metodę umożliwiającą mu chodzenie po korytarzu znajdującym się poza jego obecnym mieszkaniem.

— Chciałbym, żeby tak było, pani doktor — powiedział Hoskins.

— Więc dziecko jest na zawsze przywiązane do tych pomieszczeń — stwierdził Mannheim. — I o ile dobrze pana zrozumiałem, nie prowadzi się obecnie żadnych badań — zmierzających do rozwiązania tego problemu?

— Tak, dobrze pan zrozumiał. Jak usiłowałem wyjaśnić, me można tego zrobić w realnym świecie, w którym egzystujemy. Chcemy, żeby chłopcu było dobrze, ale nie możemy przeznaczyć naszych środków na pracę nad nierozwiązywalnymi problemami. Jak już mówiłem, mogę państwu później przedstawić pełną analizę techniczną. Jeżeli państwo tego chcą.

Mannheim kiwnął głową. Wyglądało na to, że sprawdza listę problemów, którą ma w pamięci.

— Na jakiej chłopiec jest diecie? — chciała wiedzieć Mariannę Levien.

— Pragnęłaby pani sprawdzić, co jest w spiżarni? — zapytała panna Fellowes bardzo uprzejmie.

— Tak. Właściwie tak. Proszę mi to umożliwić. Panna Fellowes szerokim gestem wskazała duże zamrażarki.

Przypatrz się dobrze, pomyślała. Sądzę, że ci się to spodoba.

Rzeczywiście Mariannę Levien wydawała się zadowolona z tego, co zobaczyła. A zobaczyła fiolki i ampułki, i zakraplacze, i urządzenia miksujące. Zobaczyła cały nieludzki zestaw syntetycznych pokarmów, które doktor Jacobs i jego współpracownicy stanowczo zalecili Timmie’emu wbrew gwałtownym protestom panny Fellowes uważającej je za coś, co nie przypomina zdrowego jedzenia. Mariannę Levien buszowała wśród półek z syntetyczną żywnością, patrząc na nie z widoczną aprobatą. No tak, to jest właśnie ten superfuturystyczny styl, który jej się podoba, pomyślała gniewnie panna Fellowes. Sama prawdopodobnie je tylko syntetyczne pokarmy. Jeżeli w ogóle coś je.

— Nie mam zastrzeżeń — powiedziała po pewnym czasie Mariannę Levien. — Wasi specjaliści od żywienia najwyraźniej wiedzą, co robią.

— Chłopiec wygląda na zdrowego — zauważył Mannheim. — Ale niepokoi mnie ta przymusowa samotność, w jakiej żyje.

— Tak — zawtórowała mu Mariannę Levien. — Mnie też to niepokoi. Bardzo.

— Już samo to, że został pozbawiony środowiska plemiennego, w którym się urodził, jest złe — powiedział) Mannheim. — A to, że jest całkowicie pozbawiony towarzystwa, napawa mnie najwyższą troską.

— A ja się nie liczę jako towarzystwo? — spytała panna i Fellowes dość opryskliwie. — Jestem z nim właściwie przez j cały czas.

— Ja mówiłem o kimś, kto byłby w podobnym wieku. Mówiłem o towarzyszu zabaw. Ten eksperyment ma trwać j dość długo, prawda panie doktorze?

— Pragniemy dowiedzieć się od Timmie’ego jak najwięcej na temat epoki, z której pochodzi. Kiedy jego znajomość angielskiego się poprawi — a panna Fellowes zapewnia mnie, że zaczyna mówić dość płynnie, mimo że niektórym z nas trudno jest dokładnie zrozumieć, co mówi…

— Innymi słowy, panie doktorze, zamierzacie państwo trzymać go tu przez parę lat, tak? — zapytała Mariannę Levien.

— Tak, to możliwe.

— Zamkniętego bez przerwy w paru małych pokojach? — odezwał się Mannheim. — I bez żadnych kontaktów z rówieśnikami? Czy uważacie państwo, że to jest życie dla zdrowego chłopca?

Wzrok Hoskinsa szybko przeniósł się z Mariannę Levien na Mannheima i z powrotem. Hoskins wyglądał jak człowiek oblegany przez przeważającą liczbę przeciwników.

— Panna Fellowes poruszyła już ten problem — powiedział. — Mówiliśmy o tym, że Timmie powinien mieć towarzysza zabaw. Zapewniam państwa, że nie pragniemy, paraliżować rozwoju emocjonalnego chłopca, ani szkodzić mu w żaden inny sposób.

Panna Fellowes spojrzała na niego zdziwiona. Poruszała ich problem, to prawda. Ale nic z tego nie wynikło. Od czasu nie zakończonej żadnym wnioskiem rozmowy w kafeterii Hoskins nic na ten temat nie wspominał, nijak nie zareagował na jej prośbę o towarzysza zabaw dla Timmie’ego. Wtedy, podczas tej rozmowy, uznał ten pomysł za niemożliwy do zrealizowania i był tak zaskoczony jej prośbą, że panna Fellowes wahała się, czy ma podnieść tę kwestię po raz drugi. Jak na razie Timmie zupełnie dobrze radził sobie sam. Ale ostatnio panna Fellowes zaczęła zastanawiać się nad przyszłością i uznała, że skoro Timmie lak dobrze przystosowuje się do współczesnego życia, to trzeba będzie wkrótce jeszcze raz porozmawiać o tym z Hoskinsem.

A teraz uprzedził ją Mannheim, za co panna Fellowes była mu niezmiernie wdzięczna. Orędownik dzieci miał najzupełniejszą rację. Timmie’ego nie można tak tu trzymać w samotności jak jakąś małpę. Timmie nie jest małpą. Zresztą nawet goryl czy szympans nie czułby się dobrze, gdyby był tak kompletnie odcięty od rówieśników.